Świetlisty szlak. Zapomniana rewolucja
Podobno więcej kobiet w polityce to mniej awantur i agresji. Tę dość często powtarzaną opinię przypominam sobie podczas lektury "Czwartego miecza" Santiago Roncagliolo. W strukturach Świetlistego szlaku, jednej z najbardziej okrutnych południowoamerykańskich bojówek, kobiety stanowiły ok. 40 proc. uczestników i nie brakowało ich na najwyższych szczeblach struktury organizacyjnej. Mimo to organizacja zapisała w historii Peru naprawdę krwawą kartę.

Nie, to nie jest historia o kobietach w polityce ani nawet o kobietach w Świetlistym szlaku. Santiago Roncagliolo podejmuje niełatwą próbę odtworzenia osobistej historii założyciela ruchu, Abimaela Guzmana. Choć Guzman został aresztowany w 1992 roku, a Świetlisty szlak nigdy nie podniósł się z upadku, jakiego doznał w latach 90. temat owiany jest mroczną aurą i w Peru wciąż panuje wokół niego zmowa milczenia. Wielu świadków i uczestników wydarzeń wciąż żyje, ale nie są skorzy do snucia opowieści. Jeśli godzą się na rozmowę to ich wypowiedzi są często zdawkowe, wersje sprzeczne, pamięć rozczarowująca. Te przeszkody są zarazem częścią obrazu, ilustrują jak trwałe i silne jest oddziaływanie terroru.
W ostatnich dekadach XX wieku nazwa "Świetlisty szlak" dość regularnie przewijała się w wiadomościach ze świata, dziś, przynajmniej w Polsce, niemal się jej nie wspomina. W tamtych czasach o radykalnych bojówkach grasujących po lasach Ameryki Południowej (jak FARC czy ELN) oraz o europejskich organizacjach terrorystycznych (RAF, IRA, ETA) i ich metodach działania było naprawdę głośno. Dziś terroryzm nadal nie schodzi z nagłówków gazet, ale zapomnieliśmy jak różne może mieć odcienie. I że wbrew kabaretowym skeczom wszyscy terroryści nie wywodzą się z jednej tylko grupy religijnej.
Dzięki książce, odświeżymy sobie trochę pamięć. Działalność maoistowskiego "Świetlistego szlaku" kosztowała niemal 70 tys. istnień ludzkich. Liczny udział kobiet nie zapewnił łagodności i braku agresji. Nie pomogło wykształcenie, członkowie organizacji rekrutowali się z nauczycieli.
A może to osobowość przywódcy jest odpowiedzią na pytanie, które zawsze zadaje się przy tego rodzaju okazjach - jak do tego mogło dojść? Santiago Roncagliolo rzeźbi w murze milczenia i powoli wydobywa z mroku tę tajemniczą sylwetkę. Abimael Guzman to intelektualista, wykładowca. Człowiek inteligentny, oczytany i z ambicjami. Przede wszystkim, by stać się "czwartym mieczem rewolucji", po Marksie, Leninie i Mao.
Świetlisty szlak utopił Peru we krwi, ale w chwili aresztowania Guzman nie ma przy sobie nawet broni. To ideolog, ale nie z tych teoretyków, którzy nigdy nie wkraczają na ścieżkę praktyki. To również człowiek działania. Swoją organizację rozwija poprzez struktury uczelniane, to wśród studentów, przyszłych nauczycieli rekrutuje swoje kadry. Punktem wyjścia nie są żądne krwi opryszki, a raczej wrażliwi młodzi ludzie, będący świadkami rażących nierówności społecznych i drastycznej sytuacji najuboższych warstw. Sam Guzman, jak wspominają go znajomi, to człowiek wrażliwy i dobrze wychowany.
To właśnie drastyczne położenie dużej części społeczeństwa okazuje się glebą, dzięki której organizacja może wykiełkować, zapuścić choćby rachityczne korzonki, a potem przerodzić się w coś nad czym ciężko zapanować. Lenin nazywał to "sytuacją rewolucyjną" - kiedy poziom życia ludności sięga takiego dna, że nie mają oni już właściwie nic do stracenia. Do wybuchu przemocy wystarcza wtedy iskra, bo panuje przekonanie, że gorzej być nie może, a nawet jeśli - to tak, jest to jedyna droga do zmiany nieznośnego stanu rzeczy.

Autor poświęca tej "sytuacji rewolucyjnej" sporo uwagi ze swojej bardzo szczególnej perspektywy. Sam jest Peruwiańczykiem, jednak większość życia spędził na emigracji, tamte czasy są częścią jego wspomnień, ale wspomnień dziecka - obrazów i sytuacji, których znaczenie miał zrozumieć dopiero w przyszłości. Ma dystans, ale ma też silne emocje. Temat okazuje się dla niego daleki i bliski jednocześnie. Ciekawym jest obserwować, w których momentach ułatwi to, a w których utrudni jego śledztwo.
Jakby tego było mało postacie przywódców takich jak Abimael Guzman obrastają z czasem w różnego rodzaju legendy. Niektóre zapewne wytwarzane umyślnie w celach propagandowych, niektóre wnoszące nutę romantyczną, inne aurę mędrca. I tak zdaniem siostry, to młodzieńcza nieszczęśliwa miłość wpłynęła na to, kim stał się Abimael w latach późniejszych. Mówi się też, że obrona jednej z jego prac dyplomowych o kantowskiej teorii przestrzeni przerodziła się w wielogodzinną debatę filozoficzną, której słuchała ponad setka studentów…
Od strony bardziej prozaicznej - Guzman przez około dekadę kontrolował dział osobowy uniwersytetu, pod jego ręką były decyzje personalne, ale też stypendia, dysponowanie lokalami uczelnianymi itp. To był prawdziwy rozsadnik idei rewolucyjnej. Na wydziale pedagogicznym Uniwersytetu w Huamandze na każdym roku kształciło się 500 studentów, którzy następnie zostawali nauczycielami i nieśli ideę dalej. "W Peru rządzący nigdy nie zrozumieli, jak wielką siłę ma edukacja. (..) Jednak pewnego dnia ktoś będzie musiał wyjaśnić, dlaczego najbardziej okrutną grupą w naszej historii dowodzili właśnie nauczyciele", czytamy.
Ta działalność edukacyjna i ideowa była przygotowaniem do walki zbrojnej, która wg Guzmana była nieunikniona. Kiedy Świetlisty szlak wszedł na drogę przemocy, proces indoktrynacji był prowadzony już od dekady, a mózgi wyprane tak, że cała organizacja mówiła jednym głosem.
Konkretne akcje rozpoczęły się od ataku na komisję wyborczą, w czasie wyborów w 1980 roku, potem były domowej roboty bomby, wysadzenia słupów wysokiego napięcia, w końcu porwania i morderstwa. Wkrótce oddziały partyzantki (wieloma dowodziły kobiety) zaczęły zajmować całe wsie, zaganiając plony, mordując miejscowe władze, a nawet i co bogatszych chłopów i ustanawiając własne struktury. Słabo uzbrojeni bojownicy mordowali niemal gołymi rękoma. Nie byli umundurowani, toteż, kiedy władze państwowe wprowadziły stan wyjątkowy i wysłały własne siły przeciw terrorystom, te stanęły przed nie lada problemem. Jak odróżnić bojówkarzy od ludności cywilnej? Było to niełatwe zadanie. Trudno powiedzieć, na ile rzeczywiście starano się je wykonać, ale rezultaty były takie, że ze strony rządowej również dochodziło do nadużyć i zbrodni.

Ludność cywilna masakrowana była przez obie strony. I co ciekawe - było to częścią strategii Świetlistego szlaku, (który chciał przecież te właśnie uciskane masy wyzwalać). "Strategia Świetlistego szlaku polegała na wywołaniu ludobójstwa, żeby odsłonić to, co rewolucjoniści określali mianem "faszystowskiego wnętrza reżimu" - pisze Roncagliolo. To arcyciekawe zdanie - czy nie wpisuje się w strategię organizacji terrorystycznych również i dziś? Ale nie brakuje i takich, którzy zbrodnie szlaku umniejszają lub im zaprzeczają. Jeden z rozmówców autora zapewnia, że to: "siły reakcji postanowiły wykreować świetlisty szlak, czy też podbudować go, by w ten sposób siły zbrojne kraju stały się podatne na faszyzację". Brzmi znajomo? Identycznie brzmiący argument był podnoszony wielokrotnie w odniesieniu do innych organizacji i innych krajów. Dziś też można go usłyszeć.
Właśnie dlatego ta książka jest tak fascynującą lekturą. To nie tylko dawka wiedzy o wydarzeniach sprzed lat dotyczących odległego kraju na innym kontynencie. To także zwięzła, ale wnikliwa analiza pewnych uniwersalnych mechanizmów dotyczących organizacji terrorystycznych oraz obalenie kilku przyjemnych mitów dotyczących natury ludzkiej jak te, że kobiecość, wykształcenie i wrażliwość społeczna gwarantują łagodność, czułość i brak agresji.
Santiago Roncagliolo, "Czwarty miecz. Historia Abimaela Guzmana i Świetlistego szlaku", Wydawnictwo ArtRage