Najlepszego fryzjera znajdziesz w operze!
Troszkę nas nabrał Jerzy Stuhr, opowiadając o pracach nad "Cyrulikiem sewilskim" w Operze Krakowskiej. Mówił, że coś tam tylko "podpowiada" wykonawcom, że tu i ówdzie zaaranżuje jakąś zabawną sytuację, a gdy śpiewak wykonuje piękną arię, reżyser ze swoimi pomysłami powinien się wycofać. Brzmiało to wszystko skromnie, delikatnie, a nawet nieco zachowawczo. Prawda jest jednak taka, że Jerzy Stuhr nie odpuścił ani na moment.
Soliści będą musieli do maksimum wykorzystać swoje talenty, nie tylko wokalne, ale i aktorsko-komediowe. I tak - również podczas śpiewania arii, bo i wtedy sporo komicznych sytuacji będzie się działo. Wykonawcy będą biegać, szaleć, a nawet śpiewać, leżąc! Wszystko dlatego, że zabawne sytuacje nie pojawiają się "tu i ówdzie" oraz "od czasu do czasu". Spektakl jest nimi nasycony do granic możliwości. Publiczność śmieje się w głos, jak na dobre przedstawienie komediowe przystało, ale musi też wytężyć uwagę.
To spektakl bardzo intensywny. Sama fabuła cyrulika temu sprzyja, bo intryga jest złożona. Na tym jednak reżyser nie poprzestaje i na scenie cały czas będzie się działo dużo. Będziemy mogli śledzić akcję, a jednocześnie obserwować życie zakładu fryzjerskiego. I nawet w czasie najpiękniejszych arii, reżyser będzie coś widzowi podpowiadał. Np. że przepiękny głos Darii Proszek (Rozyny) płynie jak woda, a i kryształy może wprawiać w drżenie...
Ale żaden chyba z wykonawców nie zawładnął sercami publiczności tak, jak Łukasz Motkowicz, zachwycający nie tylko wspaniałym głosem i pełnym werwy wykonaniem, ale i wyrazistą i przekonującą grą aktorską. Szelmowski charakterek Figara wykreował ze swobodą i wdziękiem, wykorzystując wszystkie możliwości tej roli.
Olśniewająco wypadła Magdalena Barylak w niewielkiej partii Berty. Gdyby słyszał ją Rossini, dopisałby chyba dla Berty jeszcze ze dwie arie. Prawdziwie komediowy dryg zaprezentował Jacek Ozimkowski (Bartolo). A Łukasz Jakubczak polerował złoty pierścień (głos też jak złoto), którym przekupiono Don Basilia, nawet gdy trwały już owacje na stojąco (tak!). Adam Sobierajski wcielił się w Hrabiego Almavivę, a we Fiorella Jarosław Bielecki. Dyrygował Tomasz Tokarczyk odpowiedzialny też za stronę muzyczną spektaklu.
Ten świat żywiołowy i zabawny nie udałby się bez klimatycznej scenografii Natalii Kitamikado. Przenosi nas ona do Sewilli, o jakiej można marzyć i śnić. I chyba ta scenografia, świat w którym każdy musi poczuć się dobrze, jest kluczem według, którego udało się połączyć to, co dziewiętnastowieczne z tym, co współczesne. Bo inscenizacja nie utknęła w drętwym odtwarzaniu epoki, ale nie jest też dziwaczną uwspółcześnioną wersją tego, czego do końca uwspółcześnić się nie da.
Kitamikado sięga po samą istotę sprawy. Sewilskie, salony, balkony uliczki reprezentują samą esencję sewilskich salonów, balkonów, uliczek. Dekoracje nie raz nas zaskoczą, bo i w nich ukryty jest pewien potencjał dowcipu. I choć naturą scenografii jest bycie w tle, scena burzy jest tak doskonała, że tym razem scenografia i światło (które reżyseruje Katarzyna Łuszczyk) naprawdę na swoje wielkie pięć minut.
Esencjonalnie podejdzie też do sprawy Joanna Klimas, autorka kostiumów. Lekarz będzie odpowiadał w stu procentach typowemu wyobrażeniu lekarza, żołnierz wyobrażeniu żołnierza. A z której epoki? To już zupełnie inna sprawa, a zarazem doskonała baza, na której oparto sporo zabawnych sytuacji, jak choćby niezrównany balet komandosów. Za ruch sceniczny odpowiedzialna jest choreograf Katarzyna Aleksander-Kmieć, która z pewnością miała pełne ręce roboty, bo jak wspomniałam na scenie dzieje się sporo.
Dziennikarz Robert Kamyk nazwał "Cyrulika..." operą, która trafiła pod strzechy. W tym wydaniu, z pewnością trafiła do krakowskiej publiczności, która przyjęła ją niezwykle gorąco. Nic dziwnego, koneserzy mogą delektować się wokalnymi popisami o wysokim stopniu trudności, ale to także przedstawienie, na którym każdy może się dobrze bawić.