Reklama

Postanowienia z porcelany

Nie zrobię w tym roku listy postanowień noworocznych. A jeśli zrobię, to taką, z którą nie będzie mi żal skonfrontować się za jakiś czas, kiedy okaże się, że nie dałam rady. Patrząc później na zgliszcza porcelanowych postanowień - szlachetnych wszak, ale dość kruchych - pomyślę sobie, że przełom 2022 i 2023 roku nie musiał wywoływać strachu. Jeśli potrzebujecie postanowień, żeby poradzić sobie z lękiem przed nieznanym, może też odpuśćcie w tym roku i zobaczcie, co się stanie?

Czy ktokolwiek z was w sylwestra 2019 powiedział głośno: "Następny rok będzie należał do mnie!"? Jeśli nie, przynajmniej nie doznaliście zawodu. Jednak ci, którzy tak mocno wierzyli, że 2020 przyniesie im jakiekolwiek pokrzepienie, mogli się nieźle rozczarować. Prawie trzy lata temu odkryliśmy bowiem, że nie wszystkie postanowienia noworoczne - nawet jeśli bardzo chcemy i naprawdę mocno się staramy - mogą być wprowadzone w życie. Nie wszystko, całe szczęście, zależy bowiem od nas. Pandemia skutecznie utrudniła jedno z najpopularniejszych postanowień, czyli "zacznę chodzić na siłownię". Siłownie bowiem były zamknięte. Dziś już oczywiście działają na starych zasadach (może "jedynie" karnety są znacznie droższe przez inflację), ale czy wszystkim to ułatwia sprawę? Czy na pewno 2 stycznia spotkamy się z tymi, którzy na liście postanowień noworocznych priorytetowo potraktowali swoją sprawność fizyczną?

Reklama

Statystycznie mamy sporą szasnę na zrealizowanie postanowień

Wiedzieliście, że noworoczne postanowienia mają 46-procentową szansę spełnienia? Tuż po Nowym Roku swoich postanowień trzyma się 75 proc., więc zapewne siłownie i biblioteki przyjmują więcej gości, niż przed sylwestrem. Podobnie jest z dietetykami. Jednak po miesiącu odsetek ten maleje do 64 proc., by ostatecznie osiągnąć wspomniany współczynnik sukcesu na poziomie 46 proc. Nie chcąc jednak nikomu dodawać łyżki dziegciu do beczki miodu z noworocznymi postanowieniami, napomknę, że statystycznie osoby, które podejmują postanowienia o charakterze podobnym do tych noworocznych - ale przy innej okazji - niemal nigdy ich nie dotrzymują. Tylko 4 proc. badanych rzeczywiście trzyma się ich po upływie sześciu miesięcy.

Gdyby jednak sięgnąć do źródła postanowień noworocznych, przypominamy sobie, że robimy je po to, aby żyło nam się lepiej. "Wszystko, co czyni człowiek, czyni z tęsknoty za lepszym życiem" - pisał Hłasko w książce "Ósmy dzień tygodnia". Przypomnijmy sobie jednak, co czujemy, gdy konfrontując się po kilku miesiącach z noworoczną listą, doznajemy rozczarowania. Nie zdążyłyśmy schudnąć, karnet na siłownię leży zakurzony pod listą książek do przeczytania, a oszczędności skutecznie roztopiła inflacja. Owszem, brzmi to dość pesymistycznie, ale szansa na znalezienie się właśnie w tej grupie wynosi 54 proc., czyli całkiem sporo. Jeśli znajdziemy się w tej części, może warto za jakiś czas spojrzeć na przygotowaną przed sylwestrem listę łaskawszym okiem? Pójdźmy o krok dalej i spójrzmy takim właśnie okiem na siebie.

"Czasami nie chodzi o to aby zmieniło się na lepsze. Najczęściej chodzi o to aby zmieniło się na cokolwiek"

Marek Hłasko pomaga mi się pożegnać z mijającym rokiem. Chyba nie przygotuję w tym roku takiej skrzętnej listy postanowień. Nie dlatego, że nie wierzę w swoje powodzenie na znalezienie się w grupie 46 proc. osób, którym udaje się w nich wytrwać. Ale jeśli są one dyktowane przez "10 najpopularniejszych postanowień noworocznych", to czy są moje? Przestają niby być, kiedy chcąc odhaczyć punkt "będę biegać", wychodzę z domu w sportowych butach z telefonem w dłoni, żeby udokumentować wierność swoim postanowieniom. Jakbym chciała udowodnić, że to czyni mnie szczęśliwszą. 

A najlepiej czułam się w chwili, kiedy rozpatrując ponownie swoją starą noworoczną listę dostrzegałam, że to co sama dla siebie wymyśliłam, nie było ani potrzebne ani szczególnie najważniejsze. Mając nad sobą zewnętrznego kontrolera w postaci postanowień, wcale nie czułam się lepiej. Może rzeczywiście, jak życie zmienia się jakkolwiek, bez naszego udziału, powstaje z tego coś, z czego możemy wyciągnąć więcej nauki i poddać się temu, co nieuchronne? Nie, nie mam na myśli, żeby poddać się inflacji albo glutenowi aplikowanemu każdego wieczora w postaci pizzy. Może zgliszcza postanowień noworocznych za jakiś czas będą tym, co pokaże nam więcej o nas samych, niż ich zrealizowanie? Jak to miło żegnać przeszłość, patrząc na siebie łaskawym okiem. I może żaden rok nie musi należeć do mnie. Może najpiękniej będzie, jeśli nie będzie należał do mnie strach przed tym, że nie zrealizuję któregoś z postanowień. Nikomu nie zrobię na złość. I nie będę kleić części porcelany postanowień sprzed lat. Bo chyba właśnie tak jawią mi się postanowienia noworoczne. Są piękne, szlachetne, ale kruche.

Czesław Miłosz odnosił się oczywiście do czegoś zupełnie innego, ale czytając o szczątkach porcelany w Warszawie, dziś przyszły mi na myśl te same szczątki, które roztrzaskują się z każdym kolejnym rokiem.

Tej porcelany, która leży w zgliszczach noworocznych postanowień nie będzie mi już żal. A lęk przed kolejnym rokiem może da się oswoić inaczej?

 

Styl.pl
Dowiedz się więcej na temat: postanowienia noworoczne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy