Reklama

Tu placu zabaw nie będzie. Witamy na osiedlu dla bezdzietnych

Powiększa się rynek dóbr i usług dla bezdzietnych. Po hotelach, restauracjach i ośrodkach wypoczynkowych, przyszedł czas na mieszkania. Chętnych nie brakuje. Tak do przeprowadzki, jak i do krytyki.

Poszło szybko, nawet jak na standardy mediów społecznościowych - do rozpętania burzy wystarczył dokładnie jeden post i cztery komentarze.

W szczegółach sprawa wyglądała następująco: krakowska pracownia architektoniczna Ekotektura pochwaliła się na Facebooku nową realizacją - otoczonym zielenią miniosiedlem domków o prostych kształtach, dwukolorowych elewacjach i sporej ilości przeszkleń.  Pod postem wywiązał taki dialog.

Internauta 1: nikt sobie nie pozwoli, żeby dzieci sąsiadów pukały im w szybkę.

Ekotektura: inwestor nie przewiduje obecności dzieci. Tylko dorośli/ pary. Taki model biznesowy.

Reklama

Internauta 2: z par czasem powstają dzieci, które mogą być nieświadome tego modelu biznesowego.

Ekotektura: na pewno wtedy rodzice znajdą sobie przytulniejsze gniazdko.

W taki oto, mało spektakularny, sposób Polacy dowiedzieli się o pierwszym nad Wisłą osiedlu dla bezdzietnych.

Uczciwie informujemy

Później jednak zrobiło się o wiele bardziej spektakularnie - koncept stał się bowiem przyczyną kilkudniowej ogólnopolskiej awantury. Sprawa z Facebooka wypłynęła na szerokie wody portali informacyjnych, gdzie w komentarzach pod artykułami ścierali się ze sobą zwolennicy idei osiedla "child free" (argumenty: spokój, cisza, estetyka) i jej zaciekli przeciwnicy (dyskryminacja, krótkowzroczność, gettoizacja). Można by pomyśleć, że na naszych oczach dokonywała się mieszkaniowo-obyczajowa rewolucja.

Stojąca za zamieszaniem pracownia w obliczu awantury zachowała milczenie. Jak się okazuje, zabarwione zaskoczeniem. - Nie myśleliśmy, że informacja, że osiedle zostało zaprojektowane z myślą o osobach bezdzietnych, wzbudzi takie kontrowersje - mówi Piotr Pyrtek, jeden z architektów tworzących zespół Ekotektury.

Architekt dodaje, że punktem wyjścia do pracy nad projektem była nie tyle chęć stworzenia enklawy dla bezdzietnych, co całkowicie obiektywne warunki w postaci niewielkiej działki, na której nie ma miejsca na duże metraże, mogące zapewnić komfortowe życie rodzicom z dziećmi. Nie zmieściłaby się tam też infrastruktura zwykle przez rodziny pożądana: place zabaw, wózkownie, prywatne ogródki, itp. - Biorąc pod uwagę te ograniczenia, zaprojektowaliśmy osiedle z myślą o parach żyjących aktywnie, które znaczną część dnia spędzają poza domem -  tłumaczy Piotr Pyrtek. - Teraz wszyscy potencjalni nabywcy są informowani: to domy, w których komfortowo mogą żyć dwie osoby. Dla rodziny warto poszukać większego lokum. Nie chodzi o dyskryminację, ale o uczciwy komunikat.

Na tym historię można by było zakończyć. Tyle, że dalej robi się jeszcze ciekawiej.

Cisza zamiast zjeżdżalni? Tak, poproszę

To, co w Polsce stanowi nowość, od lat realizowane jest w Stanach Zjednoczonych w ramach trendu, jakim jest common interest community  - tworzenie osiedli, których mieszkańców łączy nie tylko adres, ale też styl życia. - Oprócz osiedli dla bezdzietnych powstają miejsca dla seniorów, osób aktywnych, czy nastawionych proekologicznie. Pomysł osiedla dla bezdzietnych, osadzony w takim kontekście, traci sporo ze swojej kontrowersyjności - mówi dr Monika Arczyńska, architektka, wykładowczyni akademicka, autorka bloga Six Letter City.

Ekspertka dodaje jednak, że ma problem z jednoznaczną oceną tego trendu. - Z jednej strony można by się obawiać, że miasta staną się zbiorowiskiem enklaw. Z drugiej jednak jest to mało realna wizja - miasto, jako żywy organizm, jest dość odporne na sztywne podziały. Ludzie migrują, zmienia się demografia i charakter dzielnic. Bańki, nawet jeśli powstają, nie są idealnie szczelne - tłumaczy.

W tym równaniu z dwoma niewiadomymi jest jednak element, który można by uznać za pewnik. Eksperci są zgodni co do tego, że w najbliższych latach trend personalizowanych osiedli, w tym osiedli dla bezdzietnych, będzie narastał. - Może jesteśmy pierwsi, ale raczej nie ostatni. Wydaje mi się, że dzisiejsze dyskusje przecierają szlak dla inwestycji, które wkrótce będą standardowym elementem oferty mieszkaniowej - mówi Piotr Pyrtek.

Tym bardziej, że mimo kontrowersji, chętnych zdaje się nie brakować. Dość spojrzeć na entuzjastyczną cześć komentarzy pod postem Ekotektury. W wypowiedziach potencjalnych mieszkańców jak refren powtarza się argument: tu nie chodzi o niechęć do maluchów, ale o to, by dzieci nie mając, nie doświadczać negatywnych stron rodzicielstwa.

 - Osobiście nie lubię nie tyle samych dzieci, co części ich zachowań. Irytują mnie krzyki i piski, boli mnie od nich głowa, nie mogę pracować, chodzę rozdrażniona - tłumaczy 30-letnia Krystyna. -  Są osiedla dedykowane rodzinom z dziećmi, z udogodnieniami w postaci szerokich wind na wózki, placów zabaw itp. Nie widzę więc nic złego w tym, by stworzyć miejsce dla bezdzietnych, w którym ta sama przestrzeń zostanie zaadaptowana w inny sposób. Jeżeli mogę mieć wybór czy chcę mieć za oknem ładny ogródek, czy piaskownicę albo fluorescencyjny zamek, to tak. Poproszę.

- Sama nie mam w tej chwili dziecka, a perspektywa mieszkania w cichym i spokojnym budynku jest kusząca - dodaje 33-letnia Paulina. - W praktyce jednak takie miejsca byłyby niepotrzebne, gdyby rodzice bardziej dbali o komfort sąsiadów i od najmłodszych lat uczyli pociechy, żeby nie zakłócały spokoju innym mieszkańcom. Zresztą dorośli często też mają z tym problem...

Czytaj dalej na następnej stronie >>>

Mama i tata jadą sami

Gdyby prognozom ekspertów i oczekiwaniom części konsumentów stało się zadość, osiedla "child free" byłyby kolejną, obok m.in. restauracji,  kawiarni, hoteli i ośrodków wypoczynkowych, pozycją na całkiem już długiej liście usług i towarów dedykowanych bezdzietnym.

- Kiedy w 2017 roku po raz pierwszy stworzyliśmy zestawienie ośrodków dla dorosłych, mieliśmy cztery obiekty i wielką awanturę na Facebooku. Właścicieli oskarżano o dyskryminację, były nawet postulaty zgłoszenia ich biznesów do Rzecznika Praw Obywatelskich - opowiada Aleksandra Szałek z serwisu Slowhop, specjalizującego się w wynajmie niestandardowych noclegów. - Dziś mamy nie cztery miejsca, ale cztery katalogowe strony z miejscami "child free" lub obiektami, które zapraszają dzieci w określonym wieku np. od 14 lat.

Wyjątkowość tych miejsc często polega nie tylko na "bez", ale również na "z" - twórcy hoteli i ośrodków wypoczynkowych "child free" często pozwalają sobie na droższe i bardziej designerskie wyposażenie, nie obawiając się, że może ono ulec zniszczeniu przez rozbrykanego gościa. - Właściciele traktują swoje, nierzadko tworzone od podstaw obiekty, bardzo osobiście. Często w dopracowaną w każdym detalu wizję nie potrafią wpleść atrakcyjnej oferty dla dzieci - tłumaczy Aleksandra Szałek. - Goście zaś przyjeżdżają tam w poszukiwaniu azylu. Bez dzieci, sami chcą chwilę poczuć się dzieckiem - zaopiekowani, otoczeni ciszą, w miejscu, które koncentruje się wyłącznie na ich potrzebach.

Czy obiad dla dorosłych jest legalny?

Wspomniany przez Aleksandrę Szałek Rzecznik Praw Obywatelskich do tablicy wywoływany jest nie tylko przy okazji oferty hotelowej. Krytycy miejsc "child free" regularnie apelują nie tylko do jego urzędu, ale i do Rzecznika Praw Dziecka, pytając czy pomysł ograniczania komuś dostępu do dóbr i usług w ogóle jest legalny.

Dwa lata temu głośno było o sprawie poznańskiego restauratora, który zakazał maluchom wstępu do swojego lokalu. Decyzję argumentował skargami innych gości i zniszczonym przez dzieci mieniem. RPO i RPD, pytani wtedy o zdanie przez dziennikarzy "Dziennika. Gazety Prawnej", tłumaczyli, że sprawa jest skomplikowana nie tylko od strony obyczajowej, ale i legislacyjnej. W polskim prawie nie do końca bowiem wiadomo czy odmowa dostępu do usługi ze względu na wiek jest dozwolonym korzystaniem z wolności gospodarczej, czy już dyskryminacją. A jeśli nawet nią jest, to na jakiej drodze dyskryminowany miałby dociekać swoich praw. Ustawa z 3 grudnia 2010 r. o wdrożeniu niektórych przepisów UE w zakresie równego traktowania przewiduje kary za odmowę dostępu do dóbr i usług, ale tylko wtedy, gdy przesłanką do odmowy są czynniki takie jak np. płeć, rasa, pochodzenie narodowe i etniczne.

Osobom, które czują się dotknięte istnieniem miejsc "child free", pozostaje więc dochodzenie swoich praw na gruncie cywilnoprawnym, w oparciu o przepisy dotyczące naruszenia dóbr osobistych. Długi i kosztowny proces.

Czytaj dalej na następnej stronie >>>

Klient zamożny i niekłopotliwy

 - Osiedla i usługi dla bezdzietnych mogą wydawać się ciekawostkowym tematem, warto jednak obserwować tego typu trendy. Często bywają one objawem innych, o wiele istotniejszych zmian w społeczeństwie - mówi dr Monika Arczyńska.

W tym przypadku byłyby to przemiany ekonomiczno-demograficzne. Bezdzietni wyrastają bowiem na wyjątkowo atrakcyjną grupę klientów - z danych GUS wynika, że małżeństwa żyjące tylko we dwójkę to pary pozostające w najlepszej sytuacji materialnej. Są to też klienci stosunkowo mało kłopotliwi, o ustandaryzowanych potrzebach - projektując dla nich hotel czy restaurację nie trzeba myśleć o przewijakach, podgrzewaczach, miejscach na wózki, kącikach zabaw itd..

Tych atrakcyjnych ekonomicznie par jest i prawdopodobnie będzie coraz więcej. Dzietność w Polsce systematycznie spada - w styczniu zanotowaliśmy najniższą liczbę urodzeń od dziesięciu lat. Przyczyną niżu demograficznego są nie tylko obiektywne czynniki, ale również subiektywne decyzje - intencjonalny brak potomstwa deklaruje już 5 proc. społeczeństwa. Dodatkowo z usług "child free" korzystają nie tylko bezdzietni, ale również rodzice, którzy chcą spędzić trochę czasu w otoczeniu bez maluchów. Potrzeba, której po roku zdalnej pracy i nauki chyba już nikomu nie trzeba tłumaczyć.

- Usługi dla bezdzietnych to kontynuacja trendu, który widoczny był już wcześniej, gdy dyskutowano warianty oferty produktów i usług np. dla singli. Ale świadczy to również o pewnej emancypacji - tłumaczy dr Tomasz Kozłowski, socjolog z Poznańskiego Centrum Szkoleniowo-Badawczego.

Błędne koło

Na razie jednak wciąż jest to opcja niestandardowa. Z dużym prawdopodobieństwem można oszacować, że na jedno miejsce dla bezdzietnych przypada kilkadziesiąt nowo powstałych, które maluchy witają z otwartymi ramionami. Dotyczy to również obiektów, jeszcze kilka lat temu niedostępnych dla najmłodszych: uczelni, filharmonii, sal konferencyjnych, biurowców. To rodzina wciąż jest normą.

Chęć wyjścia poza tę normę rodzi zaś napięcia. Tym silniejsze, że świadomy wybór modelu życia zwykle poprzedzony jest przemyśleniami, dyskusjami, studiowaniem argumentów "za" i "przeciw". Gdy więc staje się przedmiotem krytyki, w jego obronie jesteśmy skłonni wytaczać najcięższą artylerię. Jednocześnie z taką samą energią, z jaką bronimy własnego modelu, krytykujemy tych, którzy wybrali scenariusze alternatywne. Działa tu psychologiczny mechanizm, w którym za dobrych i mądrych uznajemy podobnych do nas, odmiennym przypisując negatywne cechy.

Te naturalne napięcia w ostatnich latach rysują się szczególnie wyraźnie. Wpływ ma na to nie tylko charakter internetowej komunikacji, ale również politycy, dla których rodzina zdaje się być kolejnym, po np. patriotyzmie, obszarem do zawłaszczenia. Snując narracje, w których na jednym biegunie znajduje się zasługująca na wsparcie rodzina o klasycznym modelu, a na drugim "cała reszta", pogłębiają już istniejące podziały.

- Dziś nasze decyzje życiowe są komunikatem - podsumowuje Tomasz Kozłowski.  -  Dzieci również są takim komunikatem, im ładniejsze, im bardziej zdolne, im lepiej ubrane, tym pozycja rodzica w otoczeniu rośnie. I nagle pojawia się ktoś, kto podejmuje z gruntu inną decyzję - nie chce dzieci. W świadomości takich rodziców-sprinterów to całkowita negacja ich poglądu na życie, sensu takiego wyścigu. Z kolei bezdzietni mogą nasłuchać się o egoizmie i krótkowzroczności: kto poda ci tę szklankę wody na starość? A przecież oni po prostu chcą żyć po swojemu. I koło się zamyka.

Wygląda więc na to, że wszyscy powinniśmy odrobić lekcję, którą dzieci otrzymują już w przedszkolu. Możemy się różnić, ale wciąż musimy się szanować. Im szybciej się za to zabierzemy, tym lepiej.

***

Zobacz również:

   

Styl.pl
Dowiedz się więcej na temat: dzieci
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy