Reklama

Kapadocja. Gdzie natura wyrzeźbiła cuda

Lubimy wypoczywać w Turcji. Ten region wybieramy jednak rzadko, może na krótką wycieczkę z tureckiej riwiery. A kryje cuda naprawdę wyjątkowe.

Gdy pierwsi podróżnicy wrócili z Kapadocji, w Europie nie uwierzono ich opowieściom. Relacje o podziemnych miastach czy też skałach o niezwykłych kształtach brzmiały zbyt fantastycznie, by miejsca te mogły istnieć naprawdę! 

Wedle legendy tutejsze skały to dawni mieszkańcy Kapadocji, którzy podczas oblężenia przez wrogów ubłagali Allaha, by zmienił ich w kamienie. W rzeczywistości krajobraz Kapadocji to efekt pracy zespołowej. Najpierw okoliczne wulkany zasypały okolicę grubą warstwą lawy i popiołów. Potem przez tysiąclecia wiatr, śnieg i deszcz żłobiły labirynty korytarzy, a potem ludzie w miękkim tufie budowali domy i świątynie. 

Reklama

Dla pierwszych chrześcijan Turcja była położona idealnie: wystarczająco blisko Ziemi Świętej i odpowiednio daleko od władzy Rzymu. Powstały tu skalne monastery, będące fenomenem na skalę światową. Na małej powierzchni stworzono ponad 300 kościołów i kaplic! 

A wszystko zaczęło się od osady mnichów, którzy postanowili otworzyć raj na ziemi. Aby pokazać ludziom chwałę i potęgę bożą, drążyli skały i ozdabiali ich wnętrza. Każdy centymetr ścian i sufitów pokryty został malunkami. Najwspanialsze dekoracje zachowały się w Ciemnym Kościele. Jeszcze w połowie XX w. mieścił się w nim... gołębnik! Aż 14 lat potrzebowali konserwatorzy, by go oczyścić. Na szczęście udało się im odtworzyć wspaniałe freski. 

>>> O spotkaniu ze współczesnym "jaskiniowcem" przeczytasz na następnej stronie <<<

Tym co najbardziej rozsławiło Kapadocję, są fantazyjne skały. Pękate i smukłe, kolorowe i jednobarwne, ogromne i malutkie. Jednym z popularniejszych szlaków jest wędrówka między Różową a Czerwoną Doliną. Ich nazwy nawiązują do kolorów skał i faktycznie mienią się one różnorodnymi odcieniami. Wędrując, widzimy winnice, będące pozostałościami po rzymskich czasach oraz skalne domostwa.

W jednym z takich miejsc mieszka współczesny "jaskiniowiec". Na nasz widok szeroko się uśmiecha i woła: "Yabba dabba doo" - naśladując słynnego Freda Flinstona z kreskówki, potem zaś pokazuje nam swe królestwo: restauracyjkę w całości wydrążoną w skale. Zamawiamy herbatkę obowiązkowo podawaną w fantazyjnych szklaneczkach przypominających wyglądem tulipany. Nikomu do głowy nie przyjdzie spytać, czy słodzę herbatę, bo wiadomo, że tylko taka jest naprawdę pyszna i... gasi pragnienie. Tu wrzucenie trzech a nawet czterech kostek cukru nikogo nie zgorszy. 

ANNA OLEJ-KOBUS

Zobacz także:


Świat & Ludzie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy