Reklama
SHOW - magazyn o gwiazdach

Koniec sielanki?

Podobno on rzuca pracę, a ona wystawiła na sprzedaż luksusową willę. Nie tak wyobrażali sobie wspólne życie... Czy problemy ich przerosły?

"Nieważne jak, ważne żeby mówili" - w przypadku Moniki Richardson (41) i Zbigniewa Zamachowskiego (51) ta znana zasada show-biznesu przestaje się sprawdzać. Zamieszanie wokół pary znów osiągnęło apogeum, ale sami zainteresowani są tym przygnębieni. Sprawdzona strategia ściągnęła na nich kłopoty, z którymi coraz trudniej sobie poradzić.

Najpierw gruchnęła wiadomość o gigantycznych zarobkach nowych prowadzących piątkowe wydania "Pytania na śniadanie". Pisano, że Monika i Zbigniew za jedno przedpołudnie wspólnej pracy inkasują po pięć tysięcy złotych. Potem pojawiła się informacja, że aktor, zmęczony negatywnymi komentarzami na swój temat, postanowił rzucić pracę w telewizji. A ostatnio wybuchła prawdziwa bomba. W Internecie przedrukowano ogłoszenie z portalu zajmującego się nieruchomościami. Wynika z niego, że dziennikarka właśnie wystawiła na sprzedaż swoją luksusową rezydencję. I wyceniła ją na bagatela... 5,5 milionów złotych!

Reklama

W rozmowie z SHOW Monika Richardson (41) mówi wprost: "Mam już tego wszystkiego dosyć! Mam dość kłamstw na nasz temat". Prawda jest taka, że Monice i Zbyszkowi wcale nie powodzi się tak dobrze, jak donoszą media. Co więcej, sytuacja finansowa pary w ogóle nie przedstawia się różowo. Oprócz prowadzenia programu i wpływów ze sprzedaży książki, Monika nie może liczyć na dodatkowe wpływy. Propozycji prowadzenia branżowych imprez otrzymuje teraz znacznie mniej niż w czasach, kiedy była gwiazdą popularnego show "Europa da się lubić". Parę lat temu na wieczorze "firmowym" dziennikarka potrafiła zarobić kilka tysięcy złotych. Jeden z tygodników opublikował niedawno ranking najchętniej zatrudnianych celebrytów. Nazwisko Richardson w ogóle się w nim nie znalazło!

W rankingu stu najdroższych celebrytów magazynu "Forbes" figuruje co prawda Zbigniew, ale dopiero na 54. miejscu. To znaczy, że w notowaniach spadł o 34 pozycje od 2011 roku, kiedy jeszcze nie spotykał się z dziennikarką. To pokazuje, że Monika i Zbigniew mają poważny problem z wizerunkiem. Co więcej, prowadzenie "Pytania na śniadanie" nie jest aż tak opłacalnym zajęciem, jakby się wydawało. "Kwota pięciu tysięcy złotych za prowadzenie odcinka, o których piszą tabloidy, jest wyssana z palca i kilkakrotnie zawyżona", mówi Richardson w rozmowie z SHOW. Jej słowa potwierdza rzeczniczka TVP: "To nieprawda, że Monika i Zbigniew inkasują po pięć tysięcy złotych za odcinek. To jakaś bzdura. Oni zarabiają znacznie mniej", słyszymy.

"Ktoś chce nas zniszczyć", mówi dosadnie Richardson. I wylicza plotki, które w ostatnim czasie pojawiły się na jej temat. "Miałabym sprzedać dom? I to za takie pieniądze? To jakaś bzdura! Nikt przy zdrowych zmysłach nie wystawiłby na sprzedaż i to w dobie kryzysu domu za pięć milionów złotych", mówi wzburzona. Dziennikarka tłumaczy, że ktoś wykorzystał zdjęcia jej rezydencji dostępne w agencji fotograficznej i złośliwie "wystawił" nieruchomość na sprzedaż. Wszystko po to, by zabawić się jej kosztem. W całej historii o sprzedaży domu jest jednak prawdziwa informacja: koszty utrzymania okazałej rezydencji są dość wysokie. Zwłaszcza jeśli wliczy się w nie raty kredytu, który dziennikarka zaciągnęła na budowę w 2008 roku... O sprzedaży domu na razie nie ma mowy, ale być może para zdecyduje się go wynająć. Przecież sytuacji zawodowej obojga nie można nazwać stabilną.

Co prawda plotki o odejściu Zbigniewa z telewizji, są, jak mówi Monika "kompletną bzdurą", ale dla osób związanych z TVP jasne jest, że nikt nie ma gwarancji zatrudnienia. Aktor na pewno będzie starał się utrzymać w "Pytaniu na śniadanie". Ma przecież poważne zobowiązania - m.in. płaci alimenty na czwórkę dzieci, a z samej gaży teatralnej byłoby to trudne. Monika, która ma za sobą poważne zawirowania zawodowe, tym bardziej będzie walczyć o obecność na wizji. Na razie dziennikarka jest wyczerpana. Sytuacja naprawdę ją przerosła. SHOW mówi wprost, że ma już wszystkiego dosyć. Chyba nigdy nie przypuszczała, że aż tak wysoką cenę przyjdzie jej zapłacić za miłość.

Jeszcze niedawno donosiła na Facebooku: "U nas sielanka". Opisywała poranki w ich pięknym domu. I wrzucała do sieci zdjęcia ukochanego pijącego kawę i bawiącego się z jej suczką. Dziś zmienia front. I idzie na wojnę. W rozmowie z SHOW zapowiada, że planuje pozwać wszystkich, którzy naruszyli jej dobre imię. "Chcę raz na zawsze wszystko wyjaśnić. Zadać kłam tym nieprawdziwym informacjom. Chcę, by ludzie przestali kłamać na nasz temat", mówi, nie kryjąc desperacji.

Justyna Kasprzak

SHOW 11/2013

Show
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy