Reklama

"Pewna ty! Jak być skuteczną w pracy i nie zwariować?" Fragment książki Magdaleny Kieferling

Nie wiesz, co zrobić ze swoją karierą? A może Twoje plany zawodowe stanęły w miejscu? Skąd wziąć zawodową pewność siebie, poczuć satysfakcję z pracy i codzienności? Okazuje się, że można sterować swoją karierą w taki sposób, by wiązała się z poczuciem spełnienia w każdym z tych obszarów. Przeczytaj fragment książki "Pewna ty! Jak być skuteczną w pracy i nie zwariować?", autorstwa Magdaleny Kieferling.

Magdalena Kieferling, ekspertka od relacji w pracy, pomogła setkom kobiet w Polsce. Przez wiele lat odpowiadała na ich potrzeby, organizując bestsellerowe warsztaty z komunikacji w firmach. 

Podczas nich zauważyła, że kobiety - w odróżnieniu od mężczyzn - koncentrują się na kolekcjonowaniu kolejnych dyplomów, a nie na skutecznym używaniu wiedzy, którą większość z nich już ma. I ciągle na tym tracą. 

Skądś to znasz? Może właśnie nadszedł Twój czas, by sięgnąć po swoje? Zrób rachunek swoich zawodowych dylematów i zainspiruj się skutecznością działania dwudziestu niezwykłych kobiet, m.in. Magdaleny Różczki, Mai Salamon, Beaty Tadli czy Iwony Guzowskiej. 

Reklama

Poniżej przeczytasz fragment wywiadu z jedną z bohaterek książki - Magdaleną Różczką. 

***

Magdalena Różczka

Pochodzi z Nowej Soli. Aktorka filmowa, teatralna i dubbingowa. Swoją popularność i ogromną rozpoznawalność przekłada na działania charytatywne niosące pomoc lub szerzące wiedzę. Od stycznia 2010 jest ambasadorem dobrej woli UNICEF. Zagrała w ponad 40 filmach i serialach, m.in.: Czas honoru, Lejdis, Rojst 97, Listy do M., Rozmowy nocą czy ostatnio - Tajemnica zawodowa.

Zawsze lubiłam być samodzielna. W wieku kilkunastu lat poszłam do pierwszej, wakacyjnej pracy. Od 5 rano sprzedawałam ubrania na targu trzy razy w tygodniu. Dostałam pracę na pierwszym straganie, do którego zapukałam. Po prostu przedstawiłam się i powiedziałam, że mam czas i chciałabym popracować. Zgodzili się i dwa dni później miałam już zajęcie. Później był sklep kosmetyczno-chemiczny i sąd rejonowy, gdzie bardzo długo byłam protokolantką. Dorabiałam sobie także jako wychowawczyni na obozie harcerskim, chociaż wcale nie byłam harcerką. 

Kiedy zdałam do Akademii Teatralnej, zaczęły się dla mnie czteromiesięczne wakacje i nie wyobrażałam sobie, że w tym czasie będę leżeć i odpoczywać. Postanowiłam przyjechać do Warszawy, rozejrzeć się zamieszkaniem i dorabiać, statystując. Pracowałam po 14 godzin dziennie za 56 złotych i dwie bułki z żółtym serem na obiad. I byłam najszczęśliwsza na świecie! Zobaczyłam kamerę, plan filmowy, wreszcie znalazłam się w swoim świecie. Do tego zarobiłam i było mnie stać na początek studiów.

Mam taką konstrukcję, że nie pamiętam złych rzeczy, po prostu wymazuję je z głowy. Kiedy przyjechałam po raz pierwszy do Warszawy, wcale nie czułam się gorsza od tych, którzy tutaj się urodzili i mieszkali. Nie mam też pojęcia, skąd takie kompleksy mogą się brać. Zawsze z dumą podkreślam, że jestem z Nowej Soli. Teraz, patrząc z perspektywy pani po czterdziestce, widzę, że jestem, jaka jestem właśnie dlatego, że wszystko, co osiągnęłam, wypracowałam sama. To daje mi wielką satysfakcję. 

Kiedy zdecydowałam się na zdawanie do szkoły teatralnej, wszyscy mówili mi, że nie mam szans, bo na pewno wszystkie miejsca są już dawno zarezerwowane dla dzieci znanych aktorów. Myślałam sobie wtedy, że może znajdzie się jednak jedno miejsce - z tych dwudziestu - które jest dla mnie. I się znalazło. Od zawsze mam głębokie przekonanie, że co ma być, to będzie. To mi się sprawdzało wtedy i dzisiaj. Niezależnie od tego, gdzie się urodziliśmy i gdzie mieszkamy, zawsze trzeba mieć własne marzenia i głęboką wiarę w to, że się zrealizują. 

Najbardziej lubię małe marzenia, które są do osiągnięcia tuż za rogiem. W moim życiu chodzi o to, żeby sobie pożyć, a nie o wzniosłe idee. I o cieszenie się z naprawdę małych rzeczy - takich jak pyszne śniadanie, pachnąca herbata, ciekawe spotkanie czy po prostu luz, na który mogę sobie pozwolić. 

Mam takie dni, kiedy dochodzi do mnie, że nic nie muszę i to jest wspaniały stan, niestety trudny do osiągnięcia w wieku nastoletnim, kiedy jesteśmy na początku naszej drogi. Jestem typową optymistką. Pamiętam tylko to, co mi się udawało. Kiedy decydowałam się na studia aktorskie, złożyłam papiery do czterech uczelni. Ostatnie egzaminy czekały mnie we Wrocławiu, ale już tam nie dojechałam, bo w międzyczasie dowiedziałam się, że przeszłam wszystkie etapy w Łodzi, Krakowie i Warszawie. Czułam się wtedy ogromną szczęściarą.

Po roku spędzonym w Akademii Teatralnej w ogóle nie uważałam się za wyjątkową. Byłam raczej ogonem, który ciągnie się za wybitnymi jednostkami. Z perspektywy czasu widzę, że dzięki temu, że byłam osobą znikąd, nikt nie miał w stosunku do mnie wygórowanych oczekiwań. Kiedy obserwowałam osoby w moim wieku, które nosiły nazwiska znanych rodziców, zrozumiałam, że moje pochodzenie jest moją siłą. Że mogę rozwijać się w swoim tempie, że moja droga zawodowa toczy się w odpowiednim rytmie, a ja nie jestem obarczona lękiem przed porażką. Dzięki temu czułam, że jestem na wygranej pozycji. 

Po studiach zapisałam się do agencji aktorskiej i chodziłam na castingi. Do dziś ich nie lubię i zawsze wydaje mi się, że źle na nich wypadam, bo nigdy nie jestem sobą. Bardzo często je przegrywałam. Zawsze jednak miałam poczucie, że widocznie te filmy czy seriale nie były dla mnie. Że czeka na mnie coś lepszego, z czego będę miała dużo większą frajdę. Zdarzało się też, że mimo porażki w castingu dostawałam rolę, bo osoba, która była pierwszym wyborem, nie decydowała się na nią. Zawsze ceniłam te momenty, bo pokazywały, że jednak coś było mi pisane. I uczyły pokory. 

Wielkim wsparciem zawsze była moja mama, która od kiedy pamiętam, potrafiła wychwycić we mnie wielką wartość, mądrość i wyjątkowość. Później spotkałam na swojej drodze kilka osób, które dodały mi skrzydeł. Czasem wystarczyło z ich strony jedno zdanie. Był taki lekarz, którego nigdy nie zapomnę. Poprosiłam go o wypisanie jakiegoś zwolnienia i miałam obawy, że tego nie zrobi. Spojrzał na mnie i powiedział: "Ja to widzę, że pani jest skazana na sukces, więc nie mogę postąpić inaczej". 

Była też pani Ewa Różbicka, która przygotowywała mnie do egzaminów na studia. Przyjeżdżałam do niej co dwa-trzy tygodnie uczyć się tekstów. Po pół roku powiedziała mi: "Nie wiem, czy się dostaniesz, bo to jest kwestią szczęścia i wielu innych rzeczy, ale wiem jedno - jeżeli cię nie przyjmą, to są głupi". Te słowa dały mi dużego kopa. Później spotkałam Darię Iwińską, która bardzo chciała mnie uczyć impostacji głosu, bo twierdziła, że mam w tym kierunku wyjątkowy dar. Impostacja okazała się dla mnie najważniejszym przedmiotem w szkole teatralnej. 

To, jaką drogą mamy iść, jest gdzieś zapisane. Wszystko, co się dzieje w naszym życiu, jest po coś. Kiedy coś mi nie wychodzi, zawsze staram się odczytać dlaczego. Może to po prostu nie jest moje albo się do tego nie nadaję? Trzeba umieć oddzielić rzeczy, na które mamy wpływ, od tych, na które wpływu nie mamy. Małe porażki zawsze uczyły mnie pokory. Jestem osobą, która przynajmniej raz na trzy lata rezygnuje z zawodu. Czuję, że to jest ten moment, kiedy powinnam się zatrzymać, że więcej nie dam rady. 

Mam jasno ustawione priorytety. Trzeba też wiedzieć, co chcemy robić, mieć cel. Kiedy kończyłam szkołę średnią, kompletnie tego nie wiedziałam. Gdybym nie odnalazła swojej pasji, wtedy na zajęciach teatru amatorskiego, nie wiem, co bym teraz robiła. Próbowałam w życiu różnych rzeczy, studiowałam na kierunkach, które niebyły dla mnie, uczyłam się w ekonomiku, ale to, że poczułam, jakie mam marzenia i postanowiłam za nimi podążać, ustawiło całe moje życie. 

Żeby je spełnić, rok przygotowywałam się do studiów i pracowałam, żeby było mnie stać na wyjazdy do Warszawy. Noce spędzałam w pociągach, rano szybko się przebierałam i z zamykającymi się oczami szłam pracować do sądu jako protokolantka. Ale byłam najszczęśliwsza na świecie. Rosły mi skrzydła, bo wiedziałam, co chcę robić. Nie wystarczy jednak tylko marzyć, leżeć na łóżku i patrzeć w sufit. Trzeba ciężko pracować, próbować codziennie zbliżać się do swojego celu. Zmiany nigdy mnie nie przerażały, tak samo jak porażki.

Czułam ogromną radość z samego faktu, że pojadę do Warszawy, że będę zdawać do szkoły teatralnej i realizować swoją pasję. Byłam dwa lata po maturze i wiedziałam, że to będzie najpiękniejszy rok w moim życiu, bo mam szansę zawalczyć o swoje marzenia, niezależnie od tego, czy się spełnią, czy nie. Nigdy nie chciałam być staruszką, która patrzy w lustro i ma do siebie pretensje, że nie spróbowała.

***

materiały prasowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama