Reklama

Agnieszka Lingas-Łoniewska: To lepsze niż film!

Gdy pojawiły się pierwsze zapowiedzi dotyczące mojej „Randki z Hugo Bosym”, napisał do mnie pewien mężczyzna. Okazało się, że nazywa się… Hugo Bosy, prowadzi własną firmę i uprawia sport. Całkiem jak mój bohater. Fikcja przeniknęła do świata realnego – mówi pisarka Agnieszka Lingas-Łoniewska.

Anna Dmowska: Z wykształcenia jesteś polonistką. Nie zdziwiło mnie, że piszesz powieści. Ale co polonistka robiła w bankowej korporacji?

Agnieszka Lingas-Łoniewska: - Trafiłam tam zupełnie przez przypadek. Czasami właśnie przypadek rządzi naszym życiem. A tak poważnie: bardzo chciałam uczyć w szkole, ale gdy skończyłam studia, okazało się, że nie było we Wrocławiu wolnych etatów dla młodych nauczycieli. Wówczas trafiłam do małej hurtowni książek, potem do kolejnej firmy, aż w końcu zakotwiczyłam w korporacji na dekadę. W tym czasie ukończyłam studia podyplomowe na dwóch kierunkach.

Reklama

Aż przyszedł moment, gdy powiedziałaś: dość. Co wpłynęło na twoją decyzję? Gotowy maszynopis debiutu "Bez przebaczenia"?

- Po prawie dziewięciu latach pracy w korpo, po kolejnych awansach, poczułam, że muszę zrobić coś dla siebie. Zaczęłam pisać. Najpierw do szuflady, potem dla przyjaciół i znajomych, a jeszcze później zaczęłam publikować w internecie. Gdy zdobyłam grono wiernych fanów, postanowiłam spróbować szczęścia na rynku wydawniczym. Książka "Bez przebaczenia" to mój oficjalny debiut literacki. Powieść niebawem doczeka się wznowienia w wydawnictwie Burda Książki. Tak więc to był proces, który całkowicie zmienił moje życie. Od ponad pięciu lat zajmuję się tylko pisaniem książek, co dla mnie jest cudem samym w sobie!

Dziś masz na koncie ponad 30 tytułów. Musisz chyba pisać z prędkością karabinu maszynowego - każdego roku wydajesz kilka powieści. Jak to możliwe?

- To tak nie działa. Gdy debiutowałam, gdy podpisałam umowę na pierwszą powieść, siedem innych miałam już w szufladzie! Było mi więc łatwiej zaistnieć w świadomości czytelników. Poza tym jestem bardzo obowiązkowa, kocham pisać i piszę codziennie, stosując się do rady mojego ulubionego autora Stephena Kinga: "Jeśli pracujesz nad historią, musisz pisać codziennie, aby nie dać się wyrwać z tworzonego przez siebie świata". I to są magiczne słowa, które w mojej pracy sprawdziły się w stu procentach! Poza tym podchodzę zadaniowo do wszystkiego. To trochę przekleństwo, nie odpocznę, dopóki powierzonej mi pracy nie wykonam do końca.

Wspomniałaś swojego ulubionego pisarza Stephena Kinga. Opowiedz o swoich pierwszych fascynacjach literackich.

- Oj, pierwsze fascynacje literackie to jeden wielki eklektyzm. Lucy Maud Montgomery z jej "Błękitnym zamkiem". "Lesio", "Wszystko czerwone" i "Wszyscy jesteśmy podejrzani" Joanny Chmielewskiej. Oczywiście przywołany już przeze mnie Stephen King z moją ukochaną książką "Wielki marsz". Jest jeszcze Colette z serią o Klaudynie. Jak widać, to powieści z różnych literackich krańców. Tak właśnie mam, że od najmłodszych lat sięgałam po różnorodne historie, z których każda coś wnosiła do moich myśli i dawała pole dla mojej wyobraźni. Stąd być może teraz taki płodozmian w mojej twórczości.

Urodziłaś się w Wałbrzychu, swoje życie związałaś z Wrocławiem. Z Wałbrzychem związane są też znane pisarki, m.in. Joanna Bator czy Olga Tokarczuk. Drugoplanowym bohaterem opowiadanych przez ciebie historii jest często Dolny Śląsk. Co w nim takiego fascynującego?

- Wałbrzych to moje miasto rodzinne, ale od piątego roku życia mieszkam we Wrocławiu. Generalnie cały Dolny Śląsk jest mi niezmiernie bliski. Jeszcze jako dziecko wędrowałam z dziadkiem po naszym regionie, wielokrotnie zwiedzałam Zamek Książ, Zamek Grodno, Czocha, Szczawno Zdrój, Palmiarnię w Lubiechowie. To bliskie memu sercu miejsca, które pojawiają się w moich powieściach. Dla mnie Dolny Śląsk to region pełen magii, śladów przeszłości i wielu nieodkrytych, tajemniczych miejsc, które wspaniale wpływają na pisarską wyobraźnię.

Założyłaś też portal "Czytajmy Polskich Autorów".

- Portal powstał ponad dziewięć lat temu, wówczas nie było tak wielu rodzimych pisarzy, jak teraz. Chciałam w taki sposób pomóc młodym twórcom przeniknąć do świadomości czytelników. To moje hobby, promować literaturę, nie tylko polską, ale na pewno wartościową.

Twoje powieści obyczajowe - mieszanki romantyczno-sensacyjne pokochali czytelnicy. A ty sama, którą ze swoich powieści lubisz najbardziej?

- To trudne pytanie. Nie mam na nie jednoznacznej odpowiedzi. Zawsze najważniejsza jest ta powieść, nad którą właśnie pracuję. Ale są książki, które zapisały się w mojej świadomości mocniej ze względu na to, że wymagały ode mnie większego przygotowania, rozmów z ludźmi, którzy dostarczyli mi wielu cennych informacji, niezbędnych do stworzenia przedstawianego w fabule świata. Do takich książek należy saga o braciach Borowskich "Zakręty losu" (premiera wznowienia w wydawnictwie Burda Książki już w marcu), mój debiut "Bez przebaczenia", czyli historia żołnierza i zakochanej w nim dziewczyny po przejściach, powieść "Piętno Midasa" prezentująca losy płatnego zabójcy z Trójkąta Bermudzkiego we Wrocławiu.

W lutym ukaże się twoja najnowsza powieść "Randka z Hugo Bosym". Szykuje się intryga kryminalna z wątkiem romansowym, czy będzie to coś całkiem innego?

- W tej historii nie będzie wątku kryminalnego. To raczej komedia romantyczna z tajemnicą i dramatycznymi wątkami w tle. Historia dwójki trzydziestolatków, których los styka wielokrotnie, zanim zrozumieją, że takie właśnie jest ich przeznaczenie. Jagoda Borówko jest szaloną kobietą, która lubi igrać z losem. Natomiast Hugo Bosy to twardo stąpający po ziemi mężczyzna. Problem polega na tym, że Hugo przestał wierzyć w miłość. W tej książce czytelnicy znajdą wszystko: szalone uczucie, pożądanie, namiętność, emocje, wzruszenia, niedopowiedzenia i tajemnice. To prawdziwy emocjonalny rollercoaster!

Zanim zbudujesz świat fabuły, najpierw przekopujesz się przez różne źródła i informacje, sprawdzasz fakty. Ale w przypadku powieści "Randka z Hugo Bosym", życie spłatało ci niezłego figla - wykonało swój własny research!

- To było dla mnie zaskoczenie, jak czasami życie wyprzedza fabułę książki. Gdy pojawiły się pierwsze zapowiedzi dotyczące mojej "Randki z Hugo Bosym", napisał do mnie pewien mężczyzna. Okazało się, że nazywa się... Hugo Bosy, prowadzi własną firmę i uprawia sport. Całkiem jak mój bohater. Zainteresował się książką za sprawą swoich znajomych, którzy znaleźli w internecie informację i zapytali: "Stary, czy to książka o tobie?". Jasne, gdyby mój bohater nazywał się Jan Kowalski, wcale by mnie taka wiadomość nie zdziwiła. No ale... Hugo Bosy? Myślałam, że jest tylko jeden-ten-mój-z-książki! Tymczasem... taka niespodzianka. I ogromne zaskoczenie. Uśmiech nie schodził mi z twarzy przez kilka dni. To lepsze niż film! Fikcja przeniknęła do świata realnego. Nie ukrywam, że moim marzeniem jest ekranizacja którejś z moich książek, może właśnie "Randki z Hugo Bosym".

Nazywają cię Dilerką Emocji. To chyba miłe?

- Nie ukrywam, że tak. Ten pseudonim czy też hasło wymyślone zostało przez jedną z moich czytelniczek, niezastąpioną Eleonorę Chojnowską. Hasło szybko się przyjęło i moi czytelnicy od lat tak mnie nazywają. Uważają, że to, co im oferuję, sprawia, iż z wielkim biciem serca czekają na kolejne książki. Czasami wywołują w nich radość, innym razem łzy, ale zawsze są to zdrowe emocje, które w jakiś sposób ich oczyszczają i dają im siłę. To dla mnie największa radość, satysfakcja i motywacja do dalszej wytężonej pracy, przede wszystkim nad umiejętnościami pisarskimi. Kiedyś powiedziałam, że pisarz uczy się całe życie, ale zawsze coś będzie przed nim. I o to chodzi. Żeby wciąż ścigać ideał i do niego dążyć.

Udzielasz się np. zajmując się bezdomnymi zwierzętami, w wolnych chwilach pokonujesz kilometry z kijkami nordic walking. Masz jeszcze czas dla siebie, dla rodziny?

- Z robieniem popularnego i wyczekiwanego "nic" jest czasami ciężko. Ale znajduję czas dla siebie, dla rodziny. Aczkolwiek rodzina rozumie moje działania twórcze. Bo albo piszę nową książkę, albo poprawiam już napisaną. Albo zbieram materiał, albo odpowiadam na pytania do wywiadów. Albo jeżdżę na spotkania autorskie, albo umawiam się z różnymi ludźmi na rozmowy do kolejnej powieści. Jednakże staram się nie tracić zdrowego rozsądku i czasami nie robię żadnej z tych rzeczy. Oglądam seriale, dużo czytam, ostatnio gotuję albo wyjeżdżam gdzieś z rodziną i przyjaciółmi. Bo w życiu najważniejsza jest równowaga i staram się ją zachowywać w każdym aspekcie.

 


Styl.pl/materiały prasowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama