Czasem trudno się ze mną żyje
Ma dość trudny charakter. A ostatnio jej synek też pokazał rogi. Mimo to aktorka planuje dużo dzieci. I chce z nimi uciec z miasta.
SHOW: Dlaczego zagrałaś w "Szpilkach na Giewoncie"?
Magdalena Schejbal: Pierwszy powód to zabawny scenariusz i fajna bohaterka. W polskich serialach główna postać ma zwykle serce na dłoni. Jest dobra, uczynna, naiwna. A Ewa nie należy do dziewczyn, które widzowie od razu lubią. Będę denerwować. Przynajmniej na samym początku.
Zdziwiłaś się, gdy właśnie ty otrzymałaś rolę wielkomiejskiej, rozpieszczonej panny, która chodzi w szpilkach?
- Kiedy stylistki od kostiumów pokazały mi 12-centymetrowe szpilki, byłam w szoku.
Buty od Christiana Louboutina oczywiście kojarzę, ale w domu mam tylko trzy pary szpilek.
I jak się chodziło na tych 12 centymetrach?
- Nie chodziło się wcale! To jest mordęga i sajgon do tego stopnia, że po dwóch tygodniach wysiadł mi kręgosłup. Musiałam skorzystać z pomocy masażysty, bo moje ciało się zbuntowało. Kaloszy moja bohaterka nie włoży nigdy, ale czasem będzie biegać na bosaka. Sama musiałam te momenty wywalczyć w scenariuszu!
Masz już teraz pokaźną kolekcję szpilek?
- Buty od Christiana Louboutina oczywiście kojarzę, ale w domu mam tylko trzy pary szpilek. Dzięki serialowi poznałam jednak kilka fajnych trików. Na przykład kiedy czubki butów są wąskie, warto nasmarować palce kremem. A jak buty są odrobinę za duże, pomaga talk, by stopy się nie ślizgały (śmiech).
W serialu będą rozgrywały się dramaty?
- Dla Ewy dramatem jest nawet zepsuty ekspres do kawy czy deszcz za oknem. Ona jest wściekła, że musiała się przeprowadzić z Warszawy do małego miasta na południu Polski.
Miałam na myśli dramaty miłosne. Podobno zakochałaś się w TOPR-owcu?
- Owszem. W roli mojego obiektu westchnień wystąpił krakowski aktor Krzysio Wieszczek, którego widzowie mieli okazję oglądać już w "Na Wspólnej" i w "Majce". Poza tym on nie jest TOPR-owcem. Producenci filmu nie dostali pozwolenia na wykorzystanie tej nazwy. Stworzono więc sztuczną jednostkę: Górskie Pogotowie Ratownicze Giewont. Wątek miłosny jest dość skomplikowany i lepiej nie będę go opowiadać, bo nie skończymy do nocy (śmiech).
Cieszyłaś się, że serial kręcono w Zakopanem?
- Byłam przeszczęśliwa, bo w dzieciństwie niemal każde wakacje spędzałam w Tatrach. W mojej rodzinie nie jeździło się nad morze, bo ojciec kocha wspinaczkę. Czułam się więc trochę tak, jakbym wracała do swoich korzeni.
Zabrałaś syna na plan filmu do Zakopanego?
- Jasne! Chociaż wstawałam do pracy o piątej rano, a kończyłam o dziewiętnastej, to cieszyłam się, że chociaż mogę go wykąpać i położyć spać. Kiedy byłam na planie, pomagała mi opiekunka i babcia. Jestem spokojna, gdy Ignacym zajmuje się osoba, która go kocha. Poza tym mam wrażenie, że wnuk "zafundował" mojej mamie drugą młodość. Pomaga, ile tylko może, choć nadal jest bardzo zajętą zawodowo kobietą - pracuje w teatrze.
A na swojego faceta możesz liczyć?
- Teraz, gdy ja wykonuję w Warszawie obowiązki związane z promocją serialu, on jest z Ignacym na przedłużonych wakacjach w górach. Jednak gdy tylko możemy robimy wszystko razem. Bo wtedy jest najfajniej.
Teraz jest najtrudniej. Mój syn ma prawie dwa lata, a dzieci w tym wieku bywają nie do ogarnięcia.
Planujesz kolejne dzieci?
- Jasne, chciałabym mieć więcej dzieci.
Który okres w macierzyństwie uważasz na najtrudniejszy?
- Teraz jest najtrudniej. Mój syn ma prawie dwa lata, a dzieci w tym wieku bywają nie do ogarnięcia. Zdarzają się takie okresy, że kompletnie nie wiadomo, co Ignacemu dolega. Rzuca się na podłogę i płacze. Czasem te wybuchy histerii trwają kilka dni. Ignacy kładzie się spać i wstaje w takim samym nastroju. Poza tym mój syn okazał niejadkiem. Ma tylko kilka potraw, które lubi, głównie są to, niestety, parówki. Choć sam w dzieciństwie nie byłam entuzjastką jedzenia teraz trochę się o niego martwię.
Kiedyś mówiłaś, że najtrudniejsze były początki macierzyństwa.
- Matce wydaje się, że kiedy kończy się czas nieprzespanych nocy i zmieniania pieluch, to już przebrnęła najtrudniejsze. Jeszcze do niedawna myślałam, że jestem już doświadczoną mamą i wszystko ogarniam. A tu nagle zaczął się inny rozdział w moim macierzyństwie - okres buntu dwulatka.
Wszyscy pewnie ci doradzają.
- Z zasady nie słuchałam rad. Wiedziałam, że jak na świat przyjdzie Ignacy, to mój świat się przewróci do góry nogami. Rzeczy pierwsze bywają trudne. Jak pierwszy dzień za kierownicą. Tylko, że w przypadku jazdy samochodem praktyka czyni mistrza, a macierzyństwo to eksperyment na żywym organizmie.
Może rogata dusza Ignacego to zasługa twoich genów?
- Charakterek Ignacego to ewidentny zlepek różnych cech członków naszej rodziny. Zobaczymy, kto z niego wyrośnie. Moja siostra Kaśka była kiedyś nieznośnym łobuzem, a teraz jest osobą poważną i zrównoważoną. Natomiast ja byłam nieśmiała i do trzeciego roku życia niemal nie mówiłam. Teraz, mimo trzydziestki na karku, miewam swoje odpały i zdaję sobie sprawę z tego, że czasem trudno się ze mną żyje.
Twoja bohaterka polubi w końcu Zakopane?
- Nie będzie miała wyboru, bo powoli zacznie odkrywać uroki tego miejsca dzięki ludziom, a raczej ich bezpretensjonalności i prostolinijności.
A ty lubisz duże miasta?
- Dzieciństwo spędziłam we Wrocławiu. To jest piękne miasto, ale większość przyjaciół już stamtąd wyjechała. Natomiast Warszawa pięć lat temu przyjęła mnie z otwartymi ramionami, dała mi wikt i opierunek. Odnalazłam się tutaj lepiej, niż przypuszczałam. Jednak dziś nie mam pewności, czy to jest dobre miejsce do życia. Trudno tu utrzymać miłość, stworzyć rodzinę, znaleźć prawdziwych przyjaciół. Związki między ludźmi są luźne. Wszystko dzieje się zbyt szybko i kręci wokół pracy Nie mam pewności, czy to miasto jest dla mnie.
A myślisz czasem o tym, by zamieszkać za granicą?
- Nie! Choć mam w sobie coś z kosmopolity i łatwo nawiązuję kontakty, to ilekroć gdzieś daleko wyjadę, tęsknię za Polską.
Może jak Ewa Drawska, Magda Schejbal też zamieszka w górach?
- Coraz częściej o tym myślę. Patrzę na mojego syna Ignacego i zastanawiam się, czy chcę go wozić do prywatnej szkoły w dużym mieście, gdzie można chodzić do teatrów i muzeów, czy raczej wolę, by dorastał w środowisku, gdzie będzie jeździł do szkoły rowerem i bawił się z kolegami na podwórku pod trzepakiem. Jeszcze nie podjęłam decyzji.
Iwona Zgliczyńska
SHOW 9/2010