Kalina Jędrusik. Kusicielka w pułapce wizerunku
O życiu, romansach i prowokacjach Kaliny Jędrusik wciąż krążą niezliczone anegdoty. Najbardziej znana gwiazda PRL-u wciąż widziana jest przede wszystkim jako skandalistka, uwodzicielka i „polska Marilyn Monroe”. O jej aktorskich kreacjach pamięta garstka osób, o wielkiej tragedii, która naznaczyła jej życie wielu nawet nie wie. Ula Ryciak w swojej książce „Niemoralna Kalina” warstwa po warstwie odsłania prawdę o artystce, która stała się symbolem zmysłowości i wolności.
Izabela Grelowska, Styl.pl: Zatytułowała pani książkę "Niemoralna Kalina". To przewrotny tytuł?
Ula Ryciak: - Tytuł jest jednocześnie prowokacją, żartem, ale i kwintesencją tego, co przetrwało w zbiorowym wyobrażeniu jako obraz Kaliny Jędrusik. Nawiązuje do sceny z filmu "Lekarstwo na miłość", w którym Kalina staje przed lustrem i mówi: "A właśnie, że będę niemoralna".
Kalina śniła o byciu boginią ekranu. Od dziecka dryfowała w wyobraźni po wielkim świecie, który znała z kina i literatury. Chciała przejść do historii jako gwiazda filmowa. Tymczasem stała się dla nas symbolem bezkompromisowej uwodzicielki i ikoną kobiecej wolności.
Mówi się o niej często, że była "największą skandalistką PRL-u" lub "największą seksbombą PRL-u". Rzeczywiście była skandalistką, czy to raczej legenda?
- To bohaterka, która do dziś wzbudza i podziw, i oburzenie. Wolność, którą Kalina uosabia, ekscytuje, ale jednocześnie przeraża i drażni. Kiedy widzimy u kogoś odwagę do tak zmysłowej ekspresji, do życia na własnych warunkach, a sami nie mamy gotowości, by pójść za głosem własnych pragnień, może to budzić niechęć a nawet zazdrość. Kalina sama poniekąd kreowała swoją legendę skandalistki, ale z pewnością nie za to chciała być pamiętana.
Na ile świadomie budowała swój wizerunek?
- Myślę, że bardzo świadomie, ale w pewnym momencie stała się zakładniczką tego wizerunku. Reżyserzy obsadzali ją w epizodach uwodzicielek. Szybko zorientowała się, że ciągle gra podobne postaci i nie ma szans na aktorski rozwój i bycie docenioną. Paradoksalnie Kalina Jędrusik, będąc osobą bardzo wolną i niezależną, była jednocześnie bardzo zniewolona. Cierpiała na wielki głód adoracji i uznania. A ktoś, kto tak bardzo chce być pożądany, w końcu utyka w stworzonym obrazie siebie jako obiektu pożądania. Figura kusicielki, jaką wykreowała przy udziale swojego męża Stanisława Dygata, stała się pułapką.
Na ile to była jej własna kreacja, a na ile pomysł, czy może nawet zabawa jej męża? Przygotowana przez Dygata makiaweliczna lista przykazań mających uczynić z Kaliny gwiazdę, zrobiła na mnie ogromne wrażenie.
- Stanisław w Dygat, podobnie jak Kalina, lubił dryfować w przestrzeniach wyobraźni. I jako pisarz i jako marzyciel szukał sposobów na oderwanie się od monotonii rzeczywistości. Od dzieciństwa kochał kino i amerykańskie gwiazdy. Miał pewną fantazję po powrocie ze stypendium w Ameryce, żeby zrobić z Kaliny gwiazdę na miarę krajowej Marilyn Monroe, a samemu stać się, być może, polskim Arthurem Millerem.
- Jednak legenda, że Dygat całkowicie Kalinę zawłaszczył i przetworzył jest przerysowana. Mężczyźni tamtego okresu, np. Kazimierz Kutz, uwielbiali mówić, że to Dygat ją stworzył i zrobił z niej boginię. Ja się z tym nie zgadzam.
- Kalina nie była osobą, nad którą można było przejąć kontrolę i kształtować według swojej wizji. Była osobą bardzo autonomiczną, pewną siebie i świadomą swoich atutów. To, co robiła, wynikało z jej marzeń i pragnień.
Podobno powodzenie kobiety mierzy się liczbą mężów, ja miałam jednego, wspaniałego. Przeżyłam też kilka szalonych romansów, niedużo. No, kiedyś policzyłam - pięć.
Miałam wrażenie, że ci mężczyźni: krytycy, reżyserzy nie bardzo wiedzieli, jak sobie poradzić z tą postacią. Bardzo łatwo jest sprowadzić artystkę tylko do zewnętrznych cech: dekoltu, biustu, zmrużonych oczu.
- Kiedy pojawia się osoba, która rozsadza ramy gatunku, wymyka schematom myślowym i narusza normy, to nie wiadomo, co z nią zrobić. Kalina nie przypominała dziewczyny-niewiniątka, jak wiele aktorek z tego okresu wyłonionych np. w akcji pod hasłem "dziewczęta marsz na ekrany". Była nadekspresyjna i bardzo wyrazista poprzez swój seksapil. Nie było na nią szuflady, więc szybko ją stworzono: została kusicielką i prowokatorką.
- Niewielu w tym czasie dostrzegało w niej potencjał dramatyczny czy komediowy. Jednym z nielicznych był Cybulski, który miał czułe oko i bardzo szybko rozpoznał w Kalinie ogromny talent. Taką osobą był też Konrad Swinarski, który obsadził ją w roli Polly w "Operze za trzy grosze" Brechta. Ta rola przyniosła Kalinie wielkie uznanie. Reżyserzy filmowi długo nie dostrzegali jej różnorodności, dopiero u schyłku życia, kiedy zaczęła zdzierać maskę seksbomby, tracić pożądane kształty, zaczęła grać bardziej interesujące, złożone postacie kobiet.
Czyli, mimo że jest jedną z najsławniejszych polskich gwiazd, pozostała niedoceniona?
- Niestety. Rzadko mówi się o Kalinie w kontekście jej aktorskiego dorobku. Czasem przywołuje się niezapomnianą postać, którą stworzyła w Kabarecie Starszych Panów, albo śmiałe obyczajowo sceny z jej udziałem w "Ziemi Obiecanej". Ale w zbiorowej wyobraźni funkcjonuje przede wszystkim jako prowokatorka przekraczająca normy obyczajowe. U schyłku życia Kalina była coraz bardziej rozgoryczona i czuła się niedoceniona.
Na pewno do jej wizerunku przyczyniło się to, że jej małżeństwo mocno odbiegało od standardów.
- Często patrzymy na związki przez pryzmat norm społecznych. Jeśli coś od nich odbiega, bywa trudne do zaakceptowania. Zarówno Kalina, jak i Dygat pochodzili z rozbitych rodzin, ich wzorzec miłości, model trójkąta, wyniesiony z domu rzutował na to jaki rodzaj związku tworzyli.
- Porzućmy jednak złudzenia, że to było coś tak wyjątkowego. Wiele małżeństw w tamtym czasie funkcjonowało w podobnym sposób. To, co oburzało to nie tyle niewierność, ile jawność tej sytuacji. To, że obydwoje teatralizowali swoje życie intymne, robiąc z tego spektakl, co też było częścią ich aktu kreacji, koncepcji życia snem, kinem.
Nie wolno ci sprawiać na ludziach wrażenia szczerej i otwartej. Nikczemnicy (a więc wszyscy, którzy cię otaczają) uważają osoby szczere i otwarte za głupców łatwych do pożarcia
Mam wrażenie, że gdyby dzisiaj obnosili się ze swoim stylem życia, prasa i opinia publiczna po prostu by ich zjadły.
- Żyjemy w iluzji, że w naszej epoce dokonał się wielki progres obyczajowy. Ale wbrew pozorom nasza mentalność, a zwłaszcza potrzeba oceniania tego, jak inni żyją, aż tak bardzo się nie zmieniły.
Jedną z najbardziej znanych anegdot o Kalinie Jędrusik jest historia, jak to Władysław Gomułka rzuca popielniczką w telewizor na widok krzyżyka na ogromnym dekolcie Kaliny. Czy naprawdę była niewygodna dla władz?
- I w tej, i w innych anegdotach na ten temat, jest wiele przesady. Po części sama Kalina koloryzowała te opowieści, by roztaczać aurę gwiazdy wyklętej. Owszem, drażniła głoszących purytanizm dygnitarzy, ale nie przesadzajmy, nie była dla władzy jakimś szczególnym zagrożeniem.
Za pozą prowokatorki i kusicielki, kryje się ogromna trauma. Jak strata dziecka wpłynęła na to, jaką osobą była Kalina Jędrusik.?
- Trauma zawsze jest punktem zwrotnym. A strata, której nie można opłakać, o której nie ma z kim porozmawiać, staje się ciężarem na lata. W latach pięćdziesiątych na takie tematy jak strata dziecka czy poronienie nie było jeszcze miejsca w przestrzeni debaty społecznej, nie było pomocy dla takich kobiet ani otwartości, by o ich przeżyciach mówić. Dziś zresztą ta sytuacja nie wygląda dużo lepiej, ale przynajmniej jest więcej miejsc, gdzie można zwrócić się po pomoc psychologiczną.
Wiadomo, że czas nie leczy wszystkich ran. Niezabliźnione rany dają o sobie znać, czasem ze zdwojoną intensywnością, gdy dochodzi do kolejnej straty.
Kalina Jędrusik nie tylko nie otrzymała właściwie żadnego wsparcia, ale nawet te tradycyjne metody pożegnania nie były dla niej dostępne. Nie wiedziała, gdzie jest pochowane jej dziecko.
- Być może potrzeba, by pójść na grób, pojawiła się w niej później. Z badań wiadomo, że niektóre kobiety po stracie dziecka są w stanie tak głębokiego bólu, że nie czują się gotowe, by uczestniczyć w pochówku. Pisząc tę książkę, rozmawiałam z wieloma kobietami, które miały podobne doświadczenia. Wiele z nich opowiadało mi, że nie były w stanie pójść na cmentarz zaraz po wyjściu ze szpitala. To prawdopodobne, że Kalina, by przetrwać, najpierw wyparła tę stratę, dopiero z wiekiem ta tęsknota zaczęła coraz silniej dochodzić do głosu. Z czasem pojawił się także żal, szukanie winnych.
Bardzo źle ułożyły się jej stosunki z córką Stanisława Dygata. Ze wspomnień Magdy Dygat wyłania się zupełnie inna osoba niż Kalina wspominana przez swoich przyjaciół.
- Zranione serce dziecka, które traci uwagę rodzica zawsze mocno krwawi. To naturalne, że córka widziała Kalinę jako demona. Winiła ją za odebranie jej ojca.
Pisze pani, że kiedy ostatni jej związek, z Aleksandrem Jedyneckim, się zakończył, to "wiedziała, że żaden mężczyzna już z nią nie zamieszka". Miała wtedy dopiero 55 lat. To wiek, w którym można żyć pełnią życia. Tu wyczuwa się takie wygaszenie, jakby sama zdecydowała się na życie staruszki.
- Kalina zaczęła gasnąć, wycofywać się z życia towarzyskiego. Lubiła spędzać czas wśród przyrody, w swoim ogrodzie, nad morzem, wśród zwierząt. Była samotna, ale też coraz gorzej czuła się w tłumie.
Gorycz niespełnienia, poczucie osamotnienia po śmierci Dygata sprawiły, że zwróciła się w kierunku życia duchowego. Zaczęła chodzić do kościoła. Ale jednoczenie interesowała się też chiromancją, astrologią. W różnych źródłach szukała odpowiedzi na egzystencjalne pytania. Myślę, że Kalina przeczuwała, że nie będzie długowieczna.
Więcej było w tym uspokojenia i ukojenia czy więcej rozgoryczenia?
- To jak gra światła i cienia. Było w tym zarówno rozgoryczenie, jak i próba jego ukojenia. Pewnie raz jedno, raz drugie brało górę.
Czy trudno było pani w tych wszystkich wspomnieniach różnych osób, również aktorów, którzy sami kreują swoje legendy, odnaleźć prawdziwą Kalinę?
- Zawsze trudno się przebić przez zasłony cudzych wspomnień, bo pamięć jest zwodnicza. Z upływem czasu, przywołując minione wydarzenia, mieszamy fakty z wyobrażeniami. Wspominając kogoś, przepuszczamy tę osobę przez swoje emocje, jakie do niej żywimy. Starałam się szukać przede wszystkim detali z życia Kaliny, chodziłam tam, gdzie lubiła chodzić, jadłam to, co lubiła jeść. Słuchałam setki razy wywiadów z nią. Nie tylko tego, co mówiła, ale i tego, w których miejscach zawieszała głos. Próbowałam szukać tego, co przemilczała. Co było w niej kruche, wstydliwe, bolesne. Mam nadzieję, że udało mi się wyjąć Kalinę z kliszy seksbomby i pokazać jej fascynującą i pełną sprzeczności osobowość.
Czytaj też: