Michał Heller: Świat jako tajemnica

Ksiądz, filozof, kosmolog. Pomysłodawca, fundator i współtwórca Centrum Kopernika Badań Interdyscyplinarnych w Krakowie, laureat Nagrody Templetona przyznawanej za pokonywanie barier między nauką i religią. Autor kilkudziesięciu książek, m.in. "Wierzę, żeby rozumieć", która właśnie ukazała się na rynku wydawniczym. Udało nam się odbyć krótką rozmowę z księdzem profesorem, w której kosmolog opowiedział laikowi o prawach rządzących Wszechświatem.

Michał Heller – ksiądz katolicki, filozof, kosmolog. Współtwórca Centrum Kopernika Badań Interdyscyplinarnych w Krakowie
Michał Heller – ksiądz katolicki, filozof, kosmolog. Współtwórca Centrum Kopernika Badań Interdyscyplinarnych w KrakowieDariusz ZarodEast News

Anna Piątkowska: Zaobserwowanie fal grawitacyjnych to chyba najpiękniejszy prezent dla naukowca, jaki mógł dostać na urodziny?

Ks.prof. Michał Heller: - Tak, to jest niewątpliwie piękny prezent, ale nie tylko dla naukowca, choć naukowiec potrafi docenić jego rangę.

A jakie znaczenie ma to doniosłe wydarzenie dla zwykłego śmiertelnika?

- To pytanie pada bardzo często, nawet w takiej strywializowanej formie: co nam to da w praktycznym życiu. Niestety, muszę powiedzieć, że w praktycznym życiu nic nam to nie da. Prawdopodobnie wiele fal grawitacyjnych przechodzi przez Ziemię i przez nasze organizmy, i nic nam to nie daje, bo są tak słabe, że nie można ich wykryć. Odkrycie fal grawitacyjnych to przede wszystkim wielki krok naprzód w zrozumieniu struktury Wszechświata. A zrozumienie jest czymś niezmiernie cennym dla ludzkości i dla każdego człowieka, choć wielu ludzi tego nie docenia. Ale prawda naukowa ma to do siebie, że pozostaje wielką wartością, nawet jeśli jej nikt nie docenia.

- Wracając do życia praktycznego, czy nam to naprawdę nic nie daje? Daje nam wiele naprawdę cennych korzyści - po locie na Księżyc, który też przeciętnemu człowiekowi nic nie dał, oprócz jakiejś satysfakcji, mamy ogromną wiedzę i całą masę różnych praktycznych patentów naukowych, które potem zostały wykorzystane w życiu codziennym. Większość tych naszych elektronicznych gadżetów, łącznie z Internetem, to są uboczne produkty wielkich programów naukowych, np. Internet został wynaleziony w CERN-ie dla celów czysto naukowych. Poza tym, gdy Maxwell w XIX wieku teoretycznie stwierdził, że istnieją fale elektromagnetyczne, a niedługo potem Hertz wykrył w laboratorium, że te fale rzeczywiście istnieją, to żaden z nich nawet nie przypuszczał, jaką to spowoduje rewolucję sto lat później. Radio, telewizja, elektronika, Internet - to wszystko jest oparte na odkryciach Maxwella i Hertza. My też dziś nie wiemy, jakie znaczenie dla przyszłości będzie miało zaobserwowanie fal grawitacyjnych.

Czy chęć zrozumienia świata i pęd naukowców do wiedzy mogą być zagrożeniem? Czy naukowcy mogą doprowadzić nas do zguby? Kiedy budowano Wielki Zderzacz Hadronów pojawiły się obawy, że te eksperymenty mogą doprowadzić do unicestwienia.

- Trzeba rozróżnić dwie rzeczywistości - naukową i taką, którą kreują media. Jedno z drugim często ma niewiele wspólnego. Nauka jest bardziej fantastyczna i sensacyjna niż cokolwiek, co mogą wymyślić media i dziennikarze. Te historie z unicestwieniem świata to są bajeczki dla grzecznych dzieci.

Naukowcy mają pewne koncepcje na temat początku Wszechświata, a czy wiadomo, jak się skończy i kiedy może to nastąpić?

- W nauce zawsze jest tak, że nawet jak wiemy, to jest mnóstwo "ale" po drodze. Mamy kilka scenariuszy tego, co potocznie nazywamy końcem świata. Z tym że należy sprecyzować, co rozumiemy pod pojęciem końca świata - jeśli światem jest nasza Ziemia, nasz układ planetarny, to wiemy bardzo dokładnie jak się to skończy. Słońce jest gwiazdą średniej wielkości, która już istnieje około 5 miliardów lat, w której zachodzą reakcje jądrowe. One są źródłem energii tej gwiazdy, ale kiedyś ta energia się wypali. A więc Ziemię czeka kryzys energetyczny. Wiemy dokładnie, jak będzie wyglądał taki scenariusz, bo gwiazd we Wszechświecie jest wiele, obserwujemy je i widzimy, jak się kończą. Gwiazda o takiej masie jak nasze Słońce kończy się w ten sposób, że gdy wypala się zapas jądrowego paliwa, gwiazda wpada w taki cykl skurczy i rozkurczy, ekspanduje i kurczy się, a potem wybucha i przygasa. Ten wybuch będzie tak potężny, że spali wszystkie planety, łącznie z Ziemią i tak prawdopodobnie będzie wyglądał koniec naszej Ziemi. Na szczęście nie dożyjemy tego, bo Słońce jest w połowie swojej ewolucji i stanie się to za około 5 miliardów lat. Na razie nie musimy się jeszcze o to martwić.

A czy znamy scenariusz końca całego Wszechświata?

- Jeśli mówimy o wszystkich gwiazdach i galaktykach, to w grę wchodzą dwa scenariusze. Jak wiadomo, Wszechświat się rozszerza, galaktyki od siebie uciekają i finał będzie zależał od tego, jak szybko to się dzieje - jeżeli tempo ekspansji jest odpowiednio duże, to świat będzie się rozszerzał w nieskończoność, galaktyki będą od siebie uciekały w ten sposób, że Wszechświat rozrzedzi się praktycznie do zera, wówczas jego temperatura spadnie praktycznie do zera bezwzględnego, nastąpi śmierć cieplna i zanik wszystkich procesów - to jest jeden ze scenariuszy.  Jeśli jednak tempo ekspansji nie jest tak duże, to grawitacja kiedyś przeważy i galaktyki zaczną się zbliżać do siebie i w efekcie stworzą jedną wielką czarną dziurę.

Czyli będzie tak, jak naukowcy przypuszczają, że było na początku?

- Tak, takie odwrócenie w czasie tego, jak to się wszystko mogło zacząć, że świat wybuchł z czegoś, co się nazywa technicznie pierwotną osobliwością, rozszerza się i potem zaczyna się kurczyć do końcowej osobliwości, takiej czarnej dziury. Czyli świat się skończy w ogniu, wysokich temperaturach, przeciwnie niż w pierwszym scenariuszu. Optymizmem raczej nas to nie napawa, ale skala czasu jest tak duża, że żadnemu z polityków snu to z oczu nie spędza.

A czy zasadne w ogóle jest pytanie o to, po co istnieje Wszechświat? Czy odpowiedzią może być wyłącznie parafraza zdania Leibniza, że "jest raczej coś niż nic"?

- Pytanie "po co?" jest pytaniem o cel i nie jest pytaniem, jakie zadaje nauka - to jest kwestia metodologii. Nauka to jest badanie świata przy pomocy specjalnych metod - matematyki i doświadczenia. Matematycznie buduje się teorię, modele, wyciąga się z ich wnioski i sprawdza za pomocą doświadczenia. Na pytania o cel i wartości w ogóle nie może odpowiedzieć ani matematyka, ani doświadczenie. To są pytania jak najbardziej zasadne, ale wykraczające poza metodę naukową i są domeną filozofii, ewentualnie teologii.

Czy współczesna fizyka, nauki ścisłe w ogóle, zbliżają się w stronę filozofii? Pytania stawiane przez fizykę są bliskie tym, stawianym przez filozofów. To czasami się przejawia nawet w warstwie semantycznej, pojęcia takie jak horyzont zdarzeń, czy przywoływana przez księdza profesora osobliwość brzmią bardziej jak pojęcia ze słownika filozofa niż fizyka.

- Myślę, że dziś mało kto twierdzi, że filozofia i nauki są do siebie wrogo nastawione. Te dziedziny zadają niekiedy podobne pytania, ale często pytają jednak o coś innego, np. pytanie "po co?", zadaje filozofia, a nie nauki ścisłe. Natomiast niewątpliwie, jeśli bardziej znamy mechanizmy działania świata, to potrafimy to pytanie "po co?" lepiej sformułować.

- Osnową nauk przyrodniczych są modele matematyczne, które nie posługują się metaforą, same stanowią język, który jest adekwatny do tego, co opisują. Język matematyki nie opisuje świata tak jak opisuje np. język polski, w którym mogę opisać np. zachód słońca, ale to będzie moja wizja zachodu słońca, ubieranie w słowa czegoś, co jest poza mną. Natomiast gdy matematyk buduje model jakiegoś zjawiska, to ten model nie tylko opisuje, ale również naśladuje, "robi to samo", mogę tym modelem manipulować, np. modelem kosmologicznym, przeprowadzać różne doświadczenia i wyprowadzić wniosek, np., że widma galaktyk powinny być przesunięte do czerwieni. Potem stawiam teleskop, badam widma galaktyk i rzeczywiście są przesunięte do czerwieni, czyli ten model nie jest opisem, on w jakiś sposób potrafi z rzeczywistości "wycisnąć" informację. Albo te słynne fale grawitacyjne, w 1915 roku Einstein wyliczył ze swojego modelu, że dwie duże masy poruszające się z przyspieszeniem powinny być źródłem fal grawitacyjnych. Po stu latach, gdy technika poszła naprzód, myśmy je wykryli, to "robią" właśnie modele matematyczne.

- Żaden język literacki tego nie potrafi, więc ten język matematyki jest trochę inny, on się nie posługuje metaforą, nie potrzebuje tego, w przeciwieństwie do języka filozofii. Ale gdy fizycy mówią, nawet sami do siebie czy podczas wykładu dla studentów, to muszą te formuły matematyczne, które napiszą na tablicy, opowiedzieć, wyjaśnić - i wtedy używają metafor, bo inaczej się nie da tego opisać. I np. gdy mamy równia Einsteina, które opisują Wielki Wybuch, początkową osobliwość, to jakoś trzeba to opisać. Jeśli się nauczy studentów rozumieć równania, to oni popatrzą, pomanipulują i wiedzą, co się tam dzieje. Natomiast chcąc przybliżyć to szerokiej publiczności, używamy języka opisowego, nazywając to np. początkową osobliwością albo stwierdzając, że świat się rozszerza, a tymczasem to jest słowne ujęcie tego, co równania mówią w sposób ścisły i bez żadnych metafor. Dlatego w popularyzacji nauki my eksploatujemy ten metaforyczny język.

Czy matematyka jest językiem uniwersalnym? Niektórzy uważają, że to język "Projektanta Wszechświata".

- Matematyka jest niewątpliwie językiem uniwersalnym. To jest pierwszy język, jaki się udało stworzyć, który tak samo rozumie każdy bez względu na narodowość, jeśli tylko przeszedł odpowiedni trening, więc to jest rzeczywiście język uniwersalny. Tak jak pani wspomniała, niektórzy filozofowie , teologowie czy fizycy czasami mówią, że świat jest matematyczny, tzn., że jego Stwórca myślał matematycznie, gdy go projektował. Leibniz powiedział, że "jeśli Pan Bóg liczy i zamyśla, to świat powstaje", jak fizyk liczy, to powstają światy na papierze, w komputerze, modele kosmologiczne, a kiedy liczy Pan Bóg, powstaje prawdziwy, rzeczywisty świat - o tym mówi ta piękna metafora Leibniza.

A czy powstanie życia może być dziełem przypadku? Efektem nieskończenie dużej ilości prób? Co to właściwie jest przypadek? Arystoteles twierdził, że jest "wyłomem w racjonalności" dlatego nie może być przedmiotem nauki, ale przecież jednak stał się przedmiotem nauki.

- Arystoteles rzeczywiście uważał, że jeśli coś się dzieje przypadkiem, tzn. że nie było przyczyny adekwatnej i nie można tego naukowo wyjaśnić - bo nauka bada świat za pomocą zdarzeń przyczynowo- skutkowych. Jednak historia nauki obaliła ten pogląd Arystotelesa. Takim oswojeniem przypadku stał się rachunek prawdopodobieństwa. Prawa rachunku prawdopodobieństwa są bardzo żelazne, gdyby nie te prawa, to wszystkie banki, towarzystwa ubezpieczeniowe by zbankrutowały. One opierają się na przypadkach - albo zdarzy się przypadek i trzeba będzie oddać pieniądze temu, kto ucierpiał w jakiejś katastrofie, albo nie. Banki i ubezpieczyciele jednak zawsze wychodzą na swoje, bo tak to zostało skalkulowane.

- We Wszechświecie nie jest tak, jak bardzo często słyszy się w różnych wypowiedziach, że albo prawo albo przypadek, jedno drugiemu się nie sprzeciwia. Przeciwnie, jedno z drugim współpracuje. Weźmy taki bardzo prosty przykład: postaram się postawić ostro zakończony ołówek na gładkiej powierzchni. Wiem, co się stanie - ołówek upadnie. Wiem dlaczego, bo takie jest prawo fizyki, to jest stan równowagi chwiejnej i kiedy puszczę ołówek, to on musi upaść. Ale teraz pytanie, w która stronę upadnie. Tego już nie określa żadne prawo fizyki i właśnie to jest kwestia przypadku. Tu ma znaczenie, jak zadrga mój mięsień, który podtrzymuje ołówek, czy w pokoju nie będzie jakiegoś podmuchu, a może przejedzie tramwaj i przejdzie fala głosowa - to jest szereg przypadków, które zadecydują, w którą stronę upadnie ołówek. Gdyby nie było tych przypadków, ołówek, mówiąc metaforycznie, nie wiedziałby jak upaść, nie mogłoby zadziałać prawo fizyki.

- Prawa fizyki są taka siatką, w której są luzy na działanie przypadku. Gdyby tych luzów nie było, prawa nie mogłyby działać. W fizyce mówi się, że prawa przyrody są opisywane równaniami różniczkowymi, a luz na te przypadki to są warunki początkowe tych równań. Jedno z drugim musi współdziałać. I teraz, jeśli mówimy o powstaniu życia czy jakichś bardzo skomplikowanych struktur, takich jak galaktyka, to to jest zbiór praw fizyki, takich czy innych, z ogromnym udziałem przypadków. Bez tych przypadków prawa by nie mogły działać. I tego na ogół ludzie nie rozumieją i przeciwstawiają przypadek prawu, co jest błędne.

Czy fizyka jest w stanie w ogóle udowodnić (potwierdzić, zanegować) coś na temat Boga? Czy na podstawie tych fragmentów funkcjonowania świata, które udało nam się "odkodować" możemy stawiać hipotezy na temat tego, kto lub co ustala prawa dla Wszechświata? Na przestrzeni dziejów pojawił się już pogląd, że problemem nie jest to, czy istnieje Absolut, ale co nim jest - Bóg czy materia.

- To jest tak, jak przed chwilą mówiliśmy, że fizyka jest ograniczona swoimi metodami, czyli matematyką i eksperymentem i ani matematycznie, ani eksperymentalnie Pana Boga udowodnić się nie da. Dlatego nauki ścisłe w stosunku do kwestii istnienia Boga są neutralne, nie przeczą, ani nie twierdzą. Kwestia istnienie Boga to jest kwestia czysto filozoficzna.

W fizyce używa się pojęcia obserwatora, który wpływa na ustalenie stanu, np. w słynnym eksperymencie z kotem Schrödingera. Czy ta koncepcja obserwatora nie zakłada jakiejś nadrzędnej instancji, nie jest dowodem?

- Niektórzy filozofujący fizycy uważali nawet, że mechanika kwantowa zakłada jakiegoś zewnętrznego obserwatora i w ostatecznej instancji to musi być Bóg, ale to są nadinterpretacje. Nie trzeba na siłę wpychać Boga do praw fizyki. W mechanice kwantowej obserwator jest potrzebny, z tym że tym obserwatorem może być np. płytka fotograficzna, która rejestruje wynik obserwacji i ona tak samo dokonuje redukcji paczki falowej, do czego, uważa się, potrzebny jest obserwator. "Obserwator" może być więc mechaniczny. Poza tym musimy pamiętać, że wyprowadzanie metafizycznych wniosków z praw fizyki jest nieuzasadnione, choćby z tego względu, że wszystkie teorie naukowe, prędzej czy później, będą zastąpione lepszymi i nie wiadomo, jak w tych lepszych będzie dany problem wyglądał.

- Mechanika kwantowa, z kotem Schrödingera i wszystkimi probabilistycznymi łamigłówkami, które tam są, już dziś to wiadomo, nie jest ostateczna teorią fizyczną. Wiemy już, że w bardzo silnych polach grawitacyjnych muszą się przejawić efekty kwantowe grawitacji, czyli kwantowa teoria dzisiejsza musi być zastąpiona tzw. kwantową teoria grawitacji, ale nie wiemy, jak ona będzie wyglądać. Na pewno pojęciowo będzie znacznie bardziej zaskakująca niż dzisiejsze teorie, poszukujemy takiej teorii bardzo intensywnie. Jeszcze raz powiem: Nauka jest znacznie bardziej fantastyczna i sensacyjna, niż to, co potrafimy dzisiaj wymyślić .

A czy rzeczywistość w ogóle nie jest zbyt "bogata" dla naszej wyobraźni? Teoria strun, nazywana teorią wszystkiego, zakłada istnienie większej liczby wymiarów, niż te, które znamy. Czy opisywanie Wszechświata, rządzących nim praw na podstawie małego wycinka dostępnej, znanej nam i opisywalnej rzeczywistości jest miarodajne? Innymi słowy, czy teorie opisujące funkcjonowanie Wszechświata będą prawdziwe zawsze?

- Jeśli mamy skonfrontować możliwości naszej wyobraźni i możliwości nauki, to wyobraźnia przegrywa w tych zawodach. Gdy powstawała teoria strun, opierała się wyłącznie na matematyce. Oczywiście, zawsze jak się wykreśla nową teorię, to element wyobraźni musi uruchomić cały proces i podpowiedzieć to i owo, ale cała architektura strun, wszystkie te dodatkowe wymiary to jest czysta matematyka. My sobie tych wymiarów nie potrafimy wyobrazić. Umiemy sobie wyobrazić trójwymiarową przestrzeń, bo w niej żyjemy, z czterowymiarową przestrzenią już mamy kłopoty.

- Stąd powstał w malarstwie kubizm, żeby sobie poradzić z większa liczbą wymiarów, ale poradził sobie tylko przez deformowanie tych wymiarów, które są dostępne naszemu poznaniu. Ale już dla 11 czy 251 wymiarów jesteśmy z naszą wyobraźnią całkowicie bezsilni, a dla matematyka to nie jest żaden problem. Potrzeba, co najwyżej, trochę więcej pamięci komputera. Tyle. A przecież nie było jeszcze komputerów, a posługiwaliśmy się pięciowymiarową matematyką, bo ona ma znacznie większe potencjalne możliwości niż nasza wyobraźnia.

- Gdy na początku XX wieku powstawała mechanika kwantowa, to gdyby nie matematyka i jej podpowiedzi, i potem sprawdzanie eksperymentalne, to przecież w głowie by nam się nie mieściło, żeby wymyślić coś takiego, jak prawa fizyki kwantowej, które są tak bardzo niezgodne z naszymi potocznymi wyobrażeniami o tym, jak działa świat.

Który z argumentów, dowodów, na istnienie Boga jest zdaniem księdza profesora najmocniejszy?

- Nie używałbym słowa dowód. To słowo w myśli europejskiej przeszło bardzo dużą ewolucję i dziś dowody rozumie się w dwojaki sposób, albo jako dowód empiryczny, tzn. jeśli coś stwierdzę w doświadczeniu, najlepiej laboratoryjnym, albo dowód w sensie matematycznym. Dowód w sensie matematycznym to też nie jest taki przypadek, że się dowodzi całkowicie abstrakcyjnych rzeczy, muszą zostać wyraźnie sformułowane założenia i dopiero z takich założeń wynika takie a takie twierdzenie. I to jest dowód. Natomiast z innych założeń może wynikać zupełnie coś innego. I to będzie inny dowód i inne twierdzenie.

Jakie słowo byłoby zatem adekwatne?

- Święty Tomasz z Akwinu sformułował w średniowieczu pięć słynnych dowodów na istnienie Boga, ale bardzo sprytnie je nazwał - pięć dróg. Metafora drogi to nie dowód w ścisłym tego słowa znaczeniu. To słowo, którego pani użyła - argument, jest dobre. Argument to jest coś, co przemawia do rozumu, ale też nie musi być takie "albo - albo". A odpowiadając na pytanie, myślę, że najlepszy jest ten klasyczny "dowód" na istnienie Boga, który mówi, że istnieje świat, więc musi być jego Stwórca, ale w nieco innej formie.

- Świat jawi się nam jako wielka myśl, cała fizyka jest jakoś utkana z ludzkich myśli, a tu już jest bardzo blisko do Boga i mamy właściwie dwie drogi do wyboru: albo uznamy, że ta myśl jest osobowa - Bóg na pewno nie jest taką osobą jak pani czy ja, jest kimś podobnym, analogicznym do osób jakimi są ludzie, ma rozum, wolną wolę, to chyba należy rozumieć jako istotę osobowości. Albo, że nie jest osobą, ale jest potężną siłą, energią. Trudno by było znaleźć fizyka, który by nie uznawał Boga, chociażby w takiej postaci energii czy tajemnicy wszechświata. Nawet fizycy, którzy deklarują się jako ateiści, jeśli się z nimi porozmawia głębiej, to okazuje się, że najczęściej nie uznają takiego Boga, jak go sobie wyobrażają przeciętni ludzie, ale właśnie jako jakąś siłę, rozum, który stoi za tym co oni badają.

Jest przecież taka koncepcja filozoficzna, zgodnie z którą wszystkie fundamentalne prawa fizyki mają dokładnie takie wartości, jakie umożliwiają powstanie życia. Minimalne nawet zmiany tych wartości uniemożliwiałyby powstanie Wszechświata. Ta koncepcja także jest dla wielu argumentem na istnienie jakiejś siły nadrzędnej.

- Tak, to słynny dowód zasady antropicznej. Ale to raczej nie jest argument dla mistrzów fizyki, bo ja odróżniam fizyków-rzemieślników i fizyków-artystów. Ci wielcy, jak Einstein, Dirac, Schrödinger, to byli artyści. Do tych wielkich fizyków chyba bardziej jednak przemawia fakt tajemnicy niż ta stabilność, że coś tam się poruszy i wszystko będzie inaczej. Chociaż to też jest ciekawy argument.

Zawsze na końcu i tak stajemy przed jakąś tajemnicą.

- Niewątpliwie, świat nam się jawi jako tajemnica.

Zakładając, że wiara jest łaską, darem to jaki jest sens szukania dowodów, potwierdzania?

- To jest stara prawda chrześcijańska, że łasce trzeba pomóc, że ona działa tylko wtedy, gdy się z nią współpracuje. A myślę, że nie ma lepszej drogi do współpracy z łaską, niż używanie rozumu.

Co się stanie, gdy dojdziemy do końca, zakładając, że to możliwe i pojawi się jedna potwierdzona doświadczeniem teoria wszystkiego? Co nam to da?

- Na to pytanie odpowiem anegdotą. Podobno, bo nie ręczę za prawdziwość tej anegdoty, gdy Agatha Christie umierała, dopadł ją w szpitalu jakiś dziennikarz, skorzystał z okazji i zadał pytanie: - Czy nie boi się pani śmierci? Tyle pani o niej pisała, o morderstwach. Ona miała słabnącym głosem odpowiedzieć: - Czy pan nie sądzi, że to może być niezwykle ciekawe? Ja też tak sądzę.

A czym teraz zajmuje się astrofizyka?

- Mamy czas do rana, żeby o tym mówić? Jest cała masa zagadnień. Astrofizyka jest dziedziną nie taką młodą, ale z końcem XIX wieku o gwiazdach wiedziano jeszcze bardzo mało. Pierwszych wiarygodnych informacji dostarczyła spektroskopia, gdy rozłożono światło gwiazd na widma i okazało się, że gwiazdy są zbudowane z tych samych pierwiastków chemicznych, które znamy na Ziemi. Wówczas zaczęła się astrofizyka w nowoczesnym tego słowa znaczeniu, czyli fizyka gwiazd. Od tego czasu dowiedzieliśmy się o gwiazdach naprawdę bardzo, bardzo dużo. Do rozwoju astrofizyki ogromnie przyczyniły się bomby atomowa i wodorowa, dopiero wówczas zrozumiano tak naprawdę, skąd gwiazdy biorą energię - zachodzą tam wybuchy jądrowe takie, jak w czasie wybuchu bomby wodorowej. To pozwoliło zbudować modele gwiazd.

- Okazało się, że jest bardzo dużo rodzajów gwiazd, że ich ewolucje przebiegają w zależności od tego, jaką mają masę, bo są małe gwiazdy karłowate, są też olbrzymy, nasze Słońce jest średniej wielkości gwiazdą. Kolejną rewolucją była ogólna teoria względności, która jest teorią grawitacji. Masywne, bardzo ciężkie gwiazdy mają bardzo silne pole grawitacji, ewolucja takiej gwiazdy przebiega inaczej niż kiedy gwiazda jest słaba i ma słabe pole grawitacyjne. Ewolucja takiej małe gwiazdy przebiega tak, jak w fizyce klasycznej. Natomiast, kiedy jest silne pole grawitacyjne, to na pewnych etapach trzeba zastosować teorię względności Einsteina i ta teoria przepowiada na przykład, że gwiazdy bardzo masywne zamienią się w czarne dziury. A kiedy dwie czarne dziury krążą dookoła siebie, to może powstać fala grawitacyjna. Tę falę właśnie odkryliśmy, itd. Astrofizyka jest niezmiernie bujnie rozwijającą się dziedziną, a materiał doświadczalny mamy ogromny, bo gwiazd, które widzimy na niebie, jest tysiące i każda z nich może być przedmiotem rozprawy doktorskiej.

A ksiądz profesor czym się teraz zajmuje?

- Teraz zajmuję się obchodzeniem 80. rocznicy urodzin i chciałabym już zająć się czymś poważniejszym.

Z Michałem Hellerem rozmawiają Wojciech Bonowicz, Bartosz Brożek i Zbigniew Liana
Z Michałem Hellerem rozmawiają Wojciech Bonowicz, Bartosz Brożek i Zbigniew LianaStyl.pl/materiały prasowe

Zobacz także:

Najmodniejsze makijaże na sezon wiosna/lato 2016Styl.pl
Styl.pl
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas