Nie jestem na castingu
Jej twarz mogłaby zastąpić logo TVP. Wszystko się w telewizji może zmienić, Grażyna Torbicka nie. Jej atut - przewidywalność. Elegancka na scenie, uprzejma w wywiadach.
Nudna? Chyba nie, bo wygrywa wszystkie rankingi, dostała osiem Wiktorów i nawet nagrodę w konkursie na Dżentelmena Roku. Ma zasadę, że nie trzeba szokować, by istnieć. Wciąż skuteczna.
Twój Styl: Co powinno być o Tobie napisane w encyklopedii?
Grażyna Torbicka: Nic. Trzy kropki, żeby kiedyś uzupełnić. Mam zawód, który nie zostawia trwałych śladów. Daje mi poczucie pełni życia, ale do historii nie przenosi. Opowiadam o wybitnych filmach, rozmawiam z braćmi Cohen, Sophią Loren, George'em Clooneyem. Pokazuję ich publiczności, sama na nieśmiertelność nie liczę.
Trochę żal? Czujesz, że robisz rzeczy nieważne?
Grażyna Torbicka: Nie. Wydanie co tydzień z małym zespołem programu, który robię od początku do końca, czy tworzenie festiwalu "Dwa brzegi" daje poczucie ważności. Ale myślę, że czas na coś trwałego. Przyjaciele namawiają, żebym napisała książkę o moich spotkaniach z tymi olbrzymami filmu. Tylko że wszyscy wydają książki, a ja wciąż czuję, że moim medium jest telewizja. Może wrócę do dokumentu, od którego zaczynałam?
A masz poczucie "dnia świstaka"? Wchodzisz setny raz do studia przed programem "Kocham kino" i myślisz: "To już było"?
Grażyna Torbicka: Czasem mam. I nie chcę zadawać tych samych pytań z okazji premiery filmowej. Dlatego bywałam przez szefów karcona, że wchodzę w wywiadach na obszary zbyt trudne, komplikuję pytania. Mówili: Prościej!
A może po 20 latach robienia tego samego przestają Cię interesować ludzie? Wiesz, co powiedzą, dokąd zajdzie rozmowa?
Grażyna Torbicka: Nie, zdecydowanie nie. Są spotkania, podczas których czuję się jak debiutantka: ostatnio z Piotrem Szulkinem czy z Arim Folmanem, mam wrażenie, że to oni kierują rozmową, prowadzą mnie w świat, którego nie znam. A moje doświadczenie... sprawia, że umiem zadbać o taką "gęstość" rozmowy, taką logikę, żeby potem nie wycinać, nie montować, by widz miał pewność, że to się odbyło 1:1, naprawdę. Te lata pracy sprawiają, że zamiast recytować listę pytań, mogę z moim rozmówcą improwizować, iść w kierunku, którego nie planowałam.
Zdarza się, że tracisz panowanie nad sytuacją?
Grażyna Torbicka: Tak, choć rzadko. Tak było podczas pierwszego wywiadu z Catherine Deneuve. Pamiętam, szłam naprzeciw niej korytarzem na Woronicza i czułam chłód. Przywitałam ją po francusku, ale rozmowę ułożyłam sobie po angielsku, bo w tym języku czuję się pewniej. Deneuve miała dla mnie tylko (aż) 30 minut, a program zaplanowano też na 30 minut, więc nie było miejsca na błąd. Przed wywiadem proponuję przejście na angielski, a Catherine na to: "Dlaczego, przecież widzę, że znasz francuski?". Czuję, że chce mnie sprawdzić i może powiedzieć: "To ja dziękuję". Na szczęście mam taką cechę, że postawiona pod ścianą, umiem wydobyć z siebie wszystko co najlepsze. Poszło świetnie.
Kiedy ostatnio byłaś z siebie dumna?
Grażyna Torbicka: Boże, te pytania... Jestem z siebie dumna, kiedy uda mi się, uda mi się... co mi się uda? Nie wiem. Pomyślę.
A dostajesz krytyczne listy od widzów?
Grażyna Torbicka: Czasem, gdy zapraszam do Kocham kino autorów obrazoburczych filmów, widzowie zgorszeni piszą: "Pani Grażyno, jak można coś takiego!". Bo jesteśmy społeczeństwem dość purytańskim...
Ja nie o tym. Pytam o maile, o fora internetowe, na których ludzie wytykają, że Torbicka wciąż ma tę samą fryzurę i tego samego męża. A może wszyscy Cię kochają?
Grażyna Torbicka: O nie. Tylko że ja na fora staram się nie wchodzić, są anonimowe i mogą człowiekowi zepsuć psychikę. Bo rozmowa dotyczy na przykład tego, że Torbicka włożyła krótką spódnicę. I głosujemy: podoba się?
Taki zawód.
Grażyna Torbicka: Nie, ja już nie jestem na castingu. Nie mam poczucia, że powinnam się przebierać, zmieniać włosy, żeby zrobić wrażenie, no bo na jakie: czarne, czerwone? Mam zaskakiwać swoim wizerunkiem?
W Twoim ulubionym medium zmiana jest koniecznością. Obowiązkiem. Przestrzegają go politycy, pisarze, artyści. Popatrz: Kuba Wojewódzki, Janusz Palikot, Jacek Dehnel - te trampki, te porsche, te surduty. Jeśli o tobie nie mówią, to cię nie ma.
Grażyna Torbicka: Jestem. I nie będę się strzyc, malować, kreować wbrew sobie, dlatego że komuś się znudził mój wygląd.
Ale tylko te włosy i spódnice są na cenzurowanym?
Grażyna Torbicka: Nie, nie tylko. Problemem, który powtarza się ciągle, jest to, że nie mam dzieci. Absurdalna dyskusja trwa na ten temat. Czytam to i reaguję, jakby były we mnie dwie Grażyny. Pierwsza czuje się dotknięta, cała się w sobie kurczy. A druga mówi: czy to jest temat do publicznej debaty? To moja sprawa! Czuję się szczęśliwa, że moja bliźniaczka, bo jestem spod znaku Bliźniąt, jest na tyle silna, żeby się obronić. Bo to są miażdżące sytuacje. Ale próbuję mieć dość silnej woli, żeby, gdy piszą jakieś bzdury, całkowicie to odrzucić, nie zaglądać.
Jest jeszcze Adam, Twój mąż. Czy ponad 20 lat ze sławną żoną uodporniło Pana doktora?
Grażyna Torbicka: Adam też pewnie czasem trafia na opinie o mnie i czyta, ale przyjęliśmy zasadę, że nie rozmawiamy o tym, nie przenosimy do naszego życia. Prywatność należy do nas, a nie do...
Tłumu?
Grażyna Torbicka: Publiczności.
Zawsze jesteś taka kulturalna?
Grażyna Torbicka: A to źle?
Myślę, czy da się pracować w telewizji, nie podnosząc głosu i nie mówiąc brzydkich słów.
Grażyna Torbicka: Czasami się udaje. Ale zdarza mi się unosić, gdy wyprowadza mnie z równowagi głupota i brak lojalności. W takich sytuacjach wychodzę z siebie.
Jak to wygląda?
Grażyna Torbicka: Zapytaj tych, którzy ze mną pracują. Ale fakt, staram się nie krzyczeć. Uważam, że agresja podczas pracy w zespole niczemu nie służy. Krzyk może być skuteczny przez chwilę, ale potem trzeba rozwiązać współpracę, bo zaufanie pęka.
Czyli raczej nie chcesz, niż nie umiesz?
Grażyna Torbicka: Tak.
Rozmawiał Jacek Szmidt