Nie musisz wybaczać

Dlaczego kolejne związki okazują się porażką? Dlaczego fajni mężczyźni zawsze trafiają się innym? Skąd ten pech? Te pytania codziennie zadaje sobie wiele kobiet i - wbrew pozorom - nie muszą one pozostawać bez odpowiedzi. O tym, jak przeżycia z dzieciństwa wpływają na nasze życie uczuciowe i co zrobić, aby poczuć się dobrze we własnej skórze i zacząć budować szczęśliwe życie, opowiada Aneta Łastik, autorka książki „Wewnętrzne dziecko w związku”.

Lęki paraliżujące nas w dorosłym życiu mają swoje źródło w dzieciństwie
Lęki paraliżujące nas w dorosłym życiu mają swoje źródło w dzieciństwie123RF/PICSEL

Izabela Grelowska: Podczas gdy coraz więcej terapeutów, ale także teologów i księży, mówi o uzdrawiającej mocy wybaczania, pani idzie pod prąd. Twierdzi pani, że możemy sobie pozwolić na to, żeby nie wybaczać...


Aneta Łastik:
- Proponuję wybaczyć przede wszystkim sobie. Potraktować siebie jako osobę ważną, nie lekceważyć swoich przeżyć. Ludzie nie chcą hodować w sobie nienawiści, ale czasami nie czują się na siłach wybaczać i nie powinni się do tego zmuszać.

- Chciałabym podkreślić, że mówię o bezbronnych dzieciach. Nie mamy prawa przebaczać w imieniu umarłych, dzieci, ani ludzi, którzy byli całkowicie bezbronni, a doznali ogromnych krzywd.

- Słynny, przytaczany często przykład Jana Pawła II, który przebacza Ali Agcy, nie jest adekwatny. Jan Paweł II zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa na jakie się naraża. Był mądrym, dorosłym człowiekiem, który decydował za siebie i świadomie podjął ryzyko spotykając się z tłumem. Również Agca był dorosłym człowiekiem, który mógł wykonać rozkaz lub odmówić. To dwóch dorosłych ludzi, którzy świadomie weszli w pewną sytuację. Później mogą sobie wybaczać lub nie, to ich sprawa.

- Co innego jeśli katowane było bezbronne dziecko. Jeśli było gwałcone, odzierane z poczucia godności i wartości, za co zapłaci wysoką cenę nie tylko ono, ale kolejne pokolenia, a także ludzie z jego otoczenia. Są to zbrodnie powodujące straszliwe kalectwa i są one niewybaczalne.

A jeśli poczucie krzywdy dotyczy najbliższej rodziny? Czy brak wybaczenia nie zniszczy do końca relacji z rodzicami?

- Wiem z praktyki, że jeśli mamy do czynienia z prawdziwą matką i prawdziwym ojcem to dla dobra swojego dziecka pogodzą się oni z brakiem wybaczenia.

- Czasami matki widząc, jak bardzo ich dzieci oddaliły się od nich i jak źle radzą sobie w życiu, same pytają dzieci, co się stało. I bywa, że otrzymują odpowiedź. Naturalną reakcją tych matek jest stwierdzenie: "Co ja narobiłam, nie wybaczę sobie tego". Rozmowa o tym, co się wydarzyło, może być wstępem do odbudowania relacji na nowych zasadach.

- Terapeuci mówiący o radykalnym wybaczaniu, straszą często konsekwencjami braku wybaczenia: "Jeśli nie wybaczysz, to nie będziesz mógł z tym żyć". A niby dlaczego? Ludzie żyją z o wiele gorszymi przeżyciami, bo np. spowodowali śmiertelny wypadek. Muszą żyć z poczuciem winy. Tego rodzaju uczucia są pozytywne, bo dostarczają nam informacji o nas samych.

- Są ludzie, którzy całe życie próbują wybaczyć, ale im to nie wychodzi. To też jest pewne bogactwo. Dowiadujemy się, że sami musimy być uważni, bo inaczej również możemy popełnić niewybaczalny czyn. Wybaczenie sobie, anuluje nienawiść. Pozwala takiemu dorosłemu człowiekowi normalnie rozmawiać z rodzicami, pamiętając jednocześnie, że mamy prawo nie wybaczać pewnych rzeczy.

Proponuje pani, żeby jako osoba dorosła stać się adwokatem dziecka, którym kiedyś byliśmy. Częścią tej pracy jest napisanie do rodziców listu wyjaśniającego, jak z naszej perspektywy wyglądała relacja z nimi. Piszemy ten list jako dziecko czy jako osoba dorosła?

- Formuła listu jest bardzo osobistą sprawą, ale ja proponuję napisać w imieniu dziecka, ponieważ jako dorośli rozumiemy, że np. matka miała ojca alkoholika, że była sama i było jej ciężko. Dziecko, które ma oczy na wysokości 45 cm, patrzy na to z innej perspektywy i nie może zrozumieć, dlaczego jest krzywdzone. Nie może pogodzić się z tym, że nienawidzi mamy i taty i życzy im, żeby zdechli, kiedy go katują. A potem wini się za to, że ma takie uczucia. Od tego zaczyna się proces autodestrukcji, bo w oczach dziecka rodzice są święci. To są najwięksi ludzie, bogowie.

- W liście przytaczamy konkretne sytuacje, w których to dziecko było np. poniżane, wyśmiewane. Czasami rodzice robili to niechcący np. opowiadając sekret dziecka publicznie lub żartując z niego. Trzeba pamiętać, że dzieci, nawet bardzo inteligentne, które mają niezwykłe poczucie humoru, nie mają go w ogóle, jeśli chodzi o swoich rodziców. Każdy z pozoru niewinny żart zostawia ślad i trwale rani dziecko. Nawet jeśli mama później przeprosi i powie, że żartowała.

Jeśli piszemy jako dziecko i nie filtrujemy tego, co z punktu widzenia dorosłego jest ważne, to czy nie ryzykujemy, że list zostanie odczytany jako dziecinne żale?

- W takim liście na pewno jest trochę dziecka, ale należy pamiętać, że listu nie pisze się za jednym razem, to długi proces.

- Zalecam list, a nie rozmowę dlatego, że rodzice też mają w sobie wewnętrzne dziecko. I też mają prawo zareagować emocjonalnie. Mogą uznać, że nasze oskarżenia są niesprawiedliwe. Niektórzy rodzice nie mają pojęcia, że skrzywdzili dziecko i może to być dla nich szok. Powielali przecież postępowanie swoich rodziców i nawet do głowy im nie przyszło, że powiedzonka w rodzaju "znalazłem cię w śmietniku" mogły spowodować, że dzieciak zacznie wątpić w swoją wartość.

- Kiedy ochłoną, to mają szansę przeczytać list jeszcze raz. Jeżeli są to prawdziwi rodzice, dostrzegą cierpienie dziecka. Z pewnością będzie im przykro, ale tak właśnie przebiega ten proces. W pierwszym etapie my dorośli uznajemy cierpienia swojego wewnętrznego dziecka, w drugim rodzice, którzy chcą mieć z dzieckiem poprawne kontakty, powinni przyznać, że te cierpienia miały miejsce i przeprosić dziecko.

A co jeśli przypuszczamy, że rodzice nie uznają naszych żali, a może nawet postawią się w pozycji ofiary?

- To dla nas informacja, że nie mieliśmy rodziców. Ludziom, którzy nawet po takim liście nie pomyśleli o dziecku, zależy jedynie na tym, by nie zniszczyć pięknego obrazu samych siebie. Zdarza się, że matka pisze do córki "Ty w moje chore serce wsadziłaś nóż". Pisze o sobie. Nigdy nie zauważyła, że jej dziecko kiedyś przeżyło koszmar i teraz płaci za to swoim życiem osobistym.

Jeśli dziecko nie miało zupełnie nikogo, w kim mogłoby znaleźć oparcie, może mieć problem z kochaniem kogokolwiek.

- Ostatecznym celem tych listów jest rozwiązanie problemów emocjonalnych. Ze wszystkimi innymi możemy uporać się przy pomocy przyjaciół, encyklopedii, specjalistów itd., ale to problemy uczuciowe nie pozwalają ułożyć sobie życia. Na terapie przychodzą właśnie wewnętrzne dzieci, a wewnętrznym dzieckiem nazywam sferę uczuć.

- Rodzice także są ofiarami, ale swoich rodziców. Jeśli mają odwagę, mogą się z tym zmierzyć.

Czy list napisany, ale nie wysłany ma szansę zadziałać?

- Nie. Nawet jeśli piszemy do osoby, która już nie żyje, to powinnyśmy go w jakiś symboliczny sposób wysłać (oddać komuś itp.). Takie listy również oczyszczają. Dorosły uznaje krzywdy swojego wewnętrznego dziecka i rozumie, że miało prawo nienawidzić. Że nie musi się winić za uczucie, które ktoś sprowokował.

- Jeśli rodzice żyją, to list jest dla nich szansą (choć nie to jest jego celem), by stworzyć nową relację z dzieckiem. To nie jest tak, że pretensje do rodziców nigdy nie pojawiają się w rozmowie. Czasem przy byle głupstwie tak im dogadujemy, żeby poszło w pięty, a potem czujemy się źle, bo jesteśmy aroganccy. Kiedy te sprawy się załatwi, można żyć normalnie.

- Indywidualną sprawą jest też to, kiedy wysłać list. Możemy to zrobić, jeśli wiemy, że od tego momentu nie potrzebujemy więcej żadnych mam i ojców. Możemy sami wobec siebie spełnić te role.

Niektóre dzieci były katowane w dzieciństwie, inne bardzo cierpiały z powodu żartów lub oschłego traktowania, ale jako dorosłe osoby uważają, że nie wszystko było złe, że sporo też rodzicom zawdzięczają. Gdzie jest ta granica, po przekroczeniu której rodzice zasługują na "postawienie ich w stan oskarżenia"?

- Nigdy lub prawie nigdy nie jest tak, że wszystko jest źle. Choć jeśli dziecko nie miało zupełnie nikogo, w kim mogłoby znaleźć oparcie, może mieć problem z kochaniem kogokolwiek. A gdzie jest granica? Tam gdzie są prawdziwi rodzice, nie ma to żadnego znaczenia. Dla nich życie dziecka i jego szczęście jest priorytetem. Tacy rodzice wykorzystają szansę na stworzenie prawdziwej relacji, bo od dawna czuli, że coś jest nie tak. Widzieli, że córka czy syn są nieszczęśliwi w kolejnym związku, ale nie wiedzieli, dlaczego tak jest.

A są nieszczęśliwi dlatego, że rodzice postępowali niewłaściwie?

- Nasze życie zaczyna się w rodzinie. Dziecko obserwuje, co się dzieje dookoła niego i wszystko to przepuszcza przez emocje: "Czy jestem bezpieczny? Czy mnie kochają? Czy mnie szanują? Czy jestem coś warty?"

- Później, w dorosłym życiu przeżywamy lęki, które są najczęściej zupełnie nieadekwatne do sytuacji. Mogą być całkowicie paraliżujące, nawet gdy sytuacja jest błaha. Ten lęk obezwładnia nas, ponieważ jest to dokładnie ten sam lęk, który znamy z dzieciństwa. W istocie jest to lęk przed śmiercią, bo jeśli rodzice mnie nie kochają i nie akceptują mojego zachowania, to przecież mogą mnie wyrzucić. Nie są to przemyślenia dziecka, ale jego odczucia.

Właśnie dlatego całą sferę uczuciową nazywam wewnętrznym dzieckiem.

Odniosłam wrażenie, że największa siła uderzeniowa listu spada na matkę. To do niej kierowane są najostrzejsze pretensje. Tata ma taryfę ulgową?

- Z tatą też trzeba się rozliczyć, ale to kobieta tworzy dom. I ona godzi się lub nie na pewne relacje dziecka z tatusiem. Są kobiety, które mają prawo być słabe, bać się, które były bite przez ojca, potem przez męża. Ale i one mają obowiązek być matkami, co oznacza, że powinny powiedzieć dziecku: "Przepraszam cię, nie umiem cię obronić, chociaż powinnam. Wszystko, co czujesz w związku z tym: i nienawiść i złość są w porządku. Nie musisz mi wybaczać tego, co się stało, a mówię ci to, abyś szukał przykładu gdzie indziej, w innym domu". Uwolnienie dziecka od tego koszmaru, w jakim wyrastało jest obowiązkiem matki. Inaczej wpada ono w karuzelę uczuć: nienawidzę mamy, która mnie nie broni, następnie bronię mamy, a nienawidzę siebie, bo mam poczucie winy z powodu złości na mamę.

Część terapeutów ostrzega przed tym, że w czasie terapii mogą się pojawić w fałszywe wspomnienia. Często jest też tak, że rodzice pamiętają pewne rzeczy inaczej niż dzieci.  Skąd możemy mieć pewność, że wypominając coś rodzicom, mamy rację?

- Nie musimy mieć racji we wspomnieniach. Nie ma jednej  prawdy. Nie możemy powiedzieć: "Moja mama mnie nie kochała". Możemy powiedzieć jedynie: "Ja nie czułam się kochana". Polecam taki sposób wyrażania swoich uczuć wszystkim dorosłym. Zamiast mówić: "Ty mnie nie szanujesz", lepiej powiedzieć "Nie czuję się szanowana". Lepiej jest mówić o sobie, a nie w imieniu kogoś, bo nie wiemy, co on myśli.

- Kiedy wracamy do wspomnień z dzieciństwa, to nie ważne jest, jakie były fakty, ważne jest to, co my poczuliśmy. Pewna dziewczyna opowiadała mi, że jeszcze w szkole napisała najlepsze w klasie wypracowanie. Pozostali uczniowie włożyli jej na głowę pudło i próbowali udusić. Po chwili zastanowienia, powiedziała, że to chyba nie możliwe, że tak nie mogło być.

- Ale to, czy rzeczywiście tak się stało, czy też wspomnienia były wykrzywione, nie ma znaczenia. Ważne jest jej poczucie, że nie wolno jej było być najlepszą. Dlatego w takiej sytuacji nie pytam, ile dokładnie dzieci brało udział i jaki był przebieg zdarzenia, ale o to, czy była kiedyś najlepsza dla swoich rodziców. Okazało się, że rosła w cieniu kuzynki, którą rodzice zawsze chwalili i stawiali wyżej. Wszyscy mamy ułomną pamięć, ale w tej pracy, to nie jest istotne. Ważne są uczucia, jakie kryją się za wspomnieniami.

Rodzimy się w rodzinie, która ma jakąś strukturę, w której każdy ma swoją rolę. Wchłaniamy poprzez naszą sferę uczuciową informacje o roli kobiety, mężczyzny, matki, ojca i o naszym miejscu w rodzinie. Te wyuczone schematy (choćby były niemiłe) odruchowo przekazujemy naszym partnerom.

Czyli pisząc list skupiamy się na uczuciach, a nie na faktach?

- Piszemy o faktach i o tym, jak dziecko je odebrało. Dzieci nie chcą mówić źle o rodzicach, ale wiele rzeczy inaczej wygląda z ich punktu widzenia. Mama mogła mówić wiele dobrych rzeczy, ale jeśli dziecko wśród tego wszystkiego usłyszało, że mama wstydzi się za nie, to może zapamiętać właśnie tę jedną rzecz, która je uderzyła.

Pisze pani o wewnętrznym dziecku, czyli sferze uczuciowej i o dorosłym, czyli sferze rozumowania logicznego. Proponuje pani nawiązanie wewnętrznego dialogu, a nawet pisanie listów między tymi dwoma częściami osobowości. Czy takie działania są bezpieczne? Czy nie doprowadzimy się do rozszczepienia osobowości, schizofrenii?

- Podobne wątpliwości wyraziła kiedyś moja przyjaciółka. Ale kiedy zepsuł się jej samochód, rozpoczęła z nim bardzo interesującą rozmowę: "No, zapal w końcu! Nie rób mi tego teraz".

- Kiedy zwracamy się do samochodu, to nikt nie widzi w tym problemu. Kiedy mówimy do siebie "Ty idiotko, coś ty narobiła" - to też uważamy, że to nic złego. Ale kiedy mamy rozmawiać z wewnętrznym dzieckiem czyli z naszymi uczuciami - pojawiają się zastrzeżenia. Krótko mówiąc rozmowa ze sobą na głos jest konieczna, by osiągnąć wyniki, co potwierdziły badania angielskie, o czym piszę w  książce.

Pani książki są skierowane do osób obciążonych krzywdzącym dzieciństwem. Czy można je polecić również rodzicom, którzy zastanawiają się, co się stało, dlaczego relacje z dorosłym dzieckiem nie układają się najlepiej?

- Czasami osoby, z którymi pracuję, dają rodzicom moją książkę do przeczytania i to staje się punktem wyjścia do rozmowy. Ale zdarzały się i takie sytuacje, że matki, które przeczytały książkę, pojęły co się stało i same zaproponowały dziecku lekturę i napisanie listu. Widziały, że coś złego dzieje się w życiu osobistym dziecka i nie bały się wyciągnąć wniosków.

- Rodzimy się w rodzinie, która ma jakąś strukturę, w której każdy ma swoją rolę. Wchłaniamy poprzez naszą sferę uczuciową informacje o roli kobiety, mężczyzny, matki, ojca i o naszym miejscu w rodzinie. Te wyuczone schematy (choćby były niemiłe) odruchowo przekazujemy naszym partnerom. Bywa tak, że ludzie, którzy nie wzięli ślubu lepiej sobie radzą, ponieważ czasami samo słowo "małżeństwo" wprowadza ich na stare tory. Może zdarzyć się, że partner rzuci zupełnie niewinną uwagę, a kobieta obrazi się, bo usłyszała w niej, swoją, poniżającą ją, mamę . Gdy zda sobie z tego sprawę powinna przeprosić partnera, mówiąc na przykład: "Usłyszałam w twojej uwadze i tonie głosu, moją karcącą matkę. Może na przyszłość w podobnej sprawie poszukaj innych sposobów wyrażenia swojego niezadowolenia". Może też mu zaproponować zachowanie, które rozwiąże problem. Trzeba nauczyć się o tym rozmawiać. Partner to nie matka czy ojciec, których obowiązkiem było domyślać się co czuje dziecko, partnerowi trzeba powiedzieć czego oczekujemy i jak może rozumieć nasze odruchowe reakcje na sytuacje z życia codziennego.

Aneta Łastik - piosenkarka, wybitna interpretatorka pieśni Bułata Okudżawy. Nagrana przez nią po rosyjsku w 1977 roku płyta "Ballady Bułata Okudżawy" z Januszem Stroblem, Andrzejem Jagodzińskim stała się płytą kultową. Doświadczony pedagog. Opracowała własną metodę pracy z głosem polegającą na rozszyfrowaniu ukrytych emocji, które go blokują. Opisała ją w książce "Poznaj swój głos". Następnie wydała "Wewnętrzne dziecko", w której przybliża ideę pracy z wewnętrznym dzieckiem oraz rozwija koncepcję ogromnej roli głosu w pracy nad poznaniem siebie. Od 1980 roku mieszka na stałe w Paryżu.

Styl.pl
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas