Reklama

Przyjęły pod swój dach 14 osób z Ukrainy. „Dzieci przez pierwsze dwa dni nie mogły oderwać się od jedzenia”

Wojna na terenie Ukrainy trwa już niemal trzy tygodnie. Polacy mocno angażują się w akcje pomocowe – wielu z nich w ostatnim czasie otworzyło nie tylko swoje serca, ale także domy dla uchodźców. Ukraińskie rodziny szukają schronienia za pośrednictwem fundacji i organizacji pozarządowych. Jak się okazuje, wiele matek z dziećmi udaje się po pomoc także do klasztorów, czy domów pomocy prowadzonych przez zakonnice. Siostry współpracują, wymieniają się pomiędzy zgromadzeniami informacjami i – jak tylko mogą – pomagają. Chociaż nie zawsze jest to łatwe…

Ukraińskie rodziny mogą szukać dachu nad głową także w klasztorach sióstr ze Zgromadzenia Sióstr Św. Dominika. Siostra Rafała - pełniąca funkcję przełożonej w domu zakonnym położonym w Białej Niżnej w powiecie nowosądeckim - tłumaczy, że siostry tego domu zaangażowały się w pomoc zaraz po wybuchu wojny. 

- Zareagowaliśmy od razu, ale trudno było w takiej sytuacji nie zareagować - tłumaczy. - Pomagamy z potrzeby serca i dlatego, że mamy takie warunki. Grzechem byłoby nie zaproponować pomocy w takiej sytuacji - tłumaczy siostra.

Klasztor mieszczący się w Białej Niżnej opiekuje się obecnie 14 osobami z Ukrainy - są to trzy rodziny oraz jedna osoba samotna. Siostra Rafała zaznacza, że kobiety i dzieci przybywały do zgromadzenia w różnym czasie. W jakim stanie są rodziny, które wśród sióstr Dominikanek odnalazły dom? Jak się okazuje, to zależy to od momentu, w którym udało się im opuścić Ukrainę.

Reklama

Ukraińskie rodziny przyjeżdżają do Polski w coraz gorszym stanie. "Widać traumę"

- Dwie rodziny, które są u nas od ponad tygodnia, przyjechały z okolic Lwowa. Obie mieszkały blisko lotniska, więc gdy tylko wojna się zaczęła, wiedziały, że muszą uciekać. To matki z dziećmi - w sumie sześć osób - tłumaczy siostra Rafała. - Mężowie tych kobiet z oczywistych przyczyn musieli pozostać w Ukrainie. Kobietom udało się opuścić kraj i dotrzeć do nas z pomocą Caritasu - zaznacza.

I dodaje: - Te rodziny miały szczęście, bo udało im się wydostać z Ukrainy, jeszcze nie doświadczając bombardowania.

Niestety, większość kobiet i dzieci, które obecnie przybywają do Polski, jest w znacznie gorszym stanie psychicznym. To osoby, które uciekły z Ukrainy, doświadczając wcześniej okrucieństw wojny. Jak się zachowują? Na to pytanie siostra Rafała odpowiada krótko: - Trauma wojenna wśród nich jest bardzo widoczna.

- Przeżycia siedmioosobowej rodziny, którą przyjęliśmy kilka dni temu są znacznie trudniejsze. To rodzina, która uciekła z Winnicy - miasta znajdującego się w środkowej części Ukrainy - zaznacza siostra. - Matka zdecydowała się na ucieczkę, gdy Winnica była już bombardowana. Ta rodzina doświadczyła wojny bezpośrednio i widać to w zachowaniu - zarówno dzieci, jak i matki - tłumaczy.

- Rodzina z Winnicy nie miała przy sobie właściwie żadnych rzeczy - zaznacza siostra zakonna. Siedem osób zdołało zmieścić dobytek życia w jedną torbę. - Gdy dzieci do nas trafiły, były bardzo głodne. Właściwie przez pierwsze dwa dni trudno było oderwać je od jedzenia - tłumaczy siostra Rafała.

Różnica doświadczeń wpłynęła na to, jak wygląda kontakt z poszczególnymi osobami.  - Dzieci, które przyjechały do nas z okolic Lwowa, są o wiele bardziej ufne, radosne. Chętnie się bawią i integrują ze sobą. Nie widać po nich jeszcze tak bardzo traumy wojennej - tłumaczy zakonnica.

- Kontakt z dziećmi, które przeżyły bombardowanie, jest bardzo skomplikowany. Prawdę powiedziawszy, na razie trudno nawiązać z nimi jakąkolwiek relację. Te dzieci wciąż są smutne i przestraszone. Na razie nieufnie podchodzą do innych osób, czas spędzają głównie w pokoju i schodzą na posiłek osobno. Integracja przychodzi im znacznie wolniej - zaznacza siostra Rafała.

I dodaje, że im dziecko jest starsze i bardziej świadome, tym trudniej jest mu przystosować się do nowych warunków. - Dzieci, które rozumieją już, co wydarzyło się w ich kraju, nie chcą rozmawiać. Boją się. Mają strach w oczach. 

Wielodzietnym rodzinom trudno jest znaleźć miejsce. "Będzie jeszcze trudniej"

- Siedmioosobowa rodzina z Winnicy bardzo długo musiała szukać dachu nad głową. Matka z dziećmi trzy razy zmieniała już miejsce pobytu. To z pewnością wpłynęło na ich stan - tłumaczy siostra. - Takiej dużej rodzinie trudno jest znaleźć lokum na dłuższy czas - dodaje i zaznacza, że klasztor także najprawdopodobniej nie będzie ostatecznie domem dla gromady.

- Mam nadzieję, że z pomocą dobrych ludzi uda się znaleźć dla tej rodziny większe miejsce, być może dom, w którym dzieci miałyby więcej miejsca.

To jednak nie jedyny przypadek, w którym duża rodzina nie możne znaleźć lokum. Tymczasem wolontariusze ostrzegają, że sytuacja z czasem będzie jeszcze bardziej skomplikowana. Największe miasta w Polsce są już zapełnione. Do Krakowa trafiło już ponad 100 tys. uchodźców. Możliwości ich lokowania powoli się wyczerpują. Podobnie jest w Warszawie. Szacuje się, że w stolicy już ponad 200 tys. osób z Ukrainy chce znaleźć schronienie. Rodzinom wielodzietnym znacznie trudniej jest znaleźć pomoc - świadczą o tym między innymi internetowe ogłoszenia.

Polacy najchętniej oferują lokum  dla rodzin trzyosobowych (matki oraz dwójki dzieci). Rodziny wielodzietne to znacznie większe wyznawanie.

Tymczasem, jak przyznaje przedstawicielka Fundacji Dunajec, która pomaga znaleźć schronienie uchodźcom wojennym, ukraińskie rodziny "trzy plus" zdarzają się często. Chociaż rzadziej spotyka się rodziny uchodźców liczące powyżej pięciu osób, takie sytuacje również mają miejsce.

- Oczywiście nie tylko ilość członków rodziny decyduje o tym, kto szybciej znajduje lokum. Przez ostanie dwa tygodnie sytuacja była bardzo dynamiczna. Jednak jeśli chodzi o przyszłość, rodziny wielodzietne z pewnością będą borykać się z większym problemem ze znalezieniem  domu - przyznaje przedstawicielka Fundacji Dunajec. 

Problem może zacząć narastać już niedługo. Dlaczego?

- Często mieszkańcy województw i miast oferują swoje mieszkania na kilka miesięcy - za darmo. Jednak wszyscy mamy świadomość tego, że taka pomoc kiedyś się skończy. Kobieta z Ukrainy z pięciorgiem dzieci w Polsce będzie miała znacznie trudniej - tłumaczy. I dodaje, że ma na myśli zarówno kwestie znalezienia lokum, jak i sytuację finansową. 

***
Zobacz również:

Jak rozmawiać z Ukrainkami i Ukraińcami, których przyjęliśmy pod swój dach?

Ich mężowie pojechali na wojnę, one walczą w domach. "Najgorsza jest ta niewiedza"

Uchodźczynie powtarzają jedno słowo: Wytrzymaj

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: uchodźcy | wojna Rosji z Ukrainą
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy