Roger Taylor: Potrzebowaliśmy prawie pięciu lat, żeby wrócić
Adam to Adam i przede wszystkim jest sobą. Ostatnią rzeczą, którą chciałbym robić na scenie, to udawanie Freddiego. Adam to genialny wokalista. Myślę, że od pierwszego spotkania z publicznością bardzo klarownie wyrażał swoją osobowość - mówi perkusista Queen Roger Taylor.
Bogdan Frymorgen: Porozmawiajmy na temat Life Festival Oświęcim - festiwalu, na którym wkrótce zagrasz wraz z Queen. Festiwal odbywa się w Oświęcimiu, mieście zlokalizowanym zaledwie kilometr od obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. Wystąpisz w miejscu, które jest naznaczone największą tragedią, jaką można sobie wyobrazić. Jak się czujesz, mając tego świadomość? Myślisz, że to ważne, żeby wnosić w takie miejsca nową energię?
Roger Taylor: Dla mnie ten festiwal jest rodzajem muzycznego święta, które ma sprawić, że publiczność będzie się dobrze bawić. Moją rolą podczas tego wydarzenia jest zagranie dobrego koncertu i zrobię to najlepiej, jak potrafię. Oczywiście, ciężko będzie się pozbyć tego dodatkowego aspektu, o którym wspomniałeś. Mój przyjaciel Fritz Rau, promoter muzyczny z Niemiec, wspominał mi kiedyś, że najważniejszym momentem w jego koncertowym życiu był koncert Boba Dylana, który zaśpiewał na Zeppelinfield w Norymberdze (dawny teren zjazdów NSDAP). To zdecydowanie musiało zrobić na wszystkich wielkie wrażenie. Ale ja nie chciałbym w żaden sposób upolityczniać swojego występu. Wiem na czym polega moja praca, a polega ona przede wszystkim na graniu muzyki.
Czy możemy na chwile cofnąć się w czasie do roku 1991, kiedy zmarł Freddie Mercury? To musiało być ogromne przeżycie dla Was wszystkich, straciliście przyjaciela, doskonałego muzyka. Odgrywał w Queen niezwykłą rolę.
- Feddie był niezwykły. Wszyscy byliśmy w szoku. Potrzebowaliśmy prawie pięciu lat, żeby wrócić. To wszystko zbiegło się z momentem, kiedy kończyliśmy nagrywać nowy materiał, który stanowił wtedy mniej więcej połowę albumu. Dalsza praca nad nim była czymś w rodzaju katharsis. Ciężko pracować z głosem osoby, której już nami nie ma. Przyzwyczailiśmy się jednak do tego i w 1995 roku wydaliśmy ostatni jak dotąd album studyjny. Odbieraliśmy ten czas jako coś w rodzaju terapii - słyszeliśmy jego głos i czuliśmy, jakby cały czas nam towarzyszył, jakby był w pobliżu. Dla mnie, zresztą podobnie jak dla Briana, Freddie był wyjątkowy. Przez wiele lat bardzo blisko współpracowaliśmy. Czuliśmy, że dokładnie wiemy, co powiedziałby w danej chwili, jakie byłyby jego reakcje na różne wydarzające się sytuacje. Dla mnie zawsze pozostanie kimś wyjątkowym, był moim najlepszym przyjacielem, świadkiem na moim ślubie. On cały czas jest z nami.
To on był twoim scenicznym nauczycielem. A jak to jest z waszym nowym projektem? Czy czujesz, że Adam w pewnym sensie uzupełnia utwory śpiewane kiedyś przez Freddiego?
- Tak, myślę, że publiczność to lubi. Nie udajemy, że gramy z Freddiem.
To wymaga szczególnej ostrożności, prawda?
- Oczywiście, trzeba to dobrze wypośrodkować. Queen z Adamem to swego rodzaju świętowania muzyki. Nie chodzi o to, żeby odbierać ten akt śmiertelnie poważnie, jako jakąś wielką rzecz, ale ważne jest, żeby postrzegać Adama jako część zespołu, włączyć go między nasze szeregi. On naprawdę jest częścią nas, teraz stał się częścią naszego dziedzictwa. Może od niedawna, ale mam wrażenie, że publiczność cieszy się jego obecnością.
Oczywiście Adam podkreśla, że nie chce być porównywany z Freddiem.
- Adam to Adam i przede wszystkim jest sobą. Ostatnią rzeczą, którą chciałbym robić na scenie, to udawanie Freddiego. Adam to genialny wokalista. Myślę, że od pierwszego spotkania z publicznością bardzo klarownie wyrażał swoją osobowość.
A jednak zajęło wam trochę czasu, zanim podjęliście decyzję o wspólnej trasie koncertowej. Musieliście myśleć o tym, że ludzie będą go porównywać.
- Tak, ale ludzie zrozumieli, że Freddiego już nigdy nie będzie. Oczywiście, każdy może wybrać, czy kupi bilet na nasz koncert, czy nie. Jeśli ktoś nie może zaakceptować Queen bez Freddiego, po prostu nie musi kupować biletu. My naprawdę robimy wszystko, co w naszej mocy, kochamy swoją pracę, kochamy muzykę. Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że mamy możliwość występowania, że dołączył do nas ktoś taki, jak Adam. Jego głos jest czymś niespotykanym, czymś ogromnie rzadkim. Dzisiaj często nie gra się na żywo, muzyka oparta jest o technologię - mamy sporo sztucznego, przetworzonego wokalu. Natomiast to wszystko, co my robimy na scenie, jest po prostu prawdziwe.
Nawet jeśli publiczność ma podzielone zdania - część z szacunku dla Freddiego nie uznaje projektu z Adamem, to druga część jest ciekawa nowego przedsięwzięcia. Ludzie chcą was oglądać w zupełnie odświeżonej odsłonie.
- Myślę, że nasze utwory bronią się same. Jeżeli publiczność na naszych koncertach słyszy i widzi, jak dobrze interpretowane są one przez Adama - w wyjątkowo teatralny, spektakularny sposób - utwierdzam się w przekonaniu, że jego udział w projekcie nie powinien być powodem do narzekania. Uwierz mi, on radzi sobie na każdym poziomie.
To kolejna rzecz, o którą chciałem cię zapytać, a mianowicie: która piosenka z waszego repertuaru wychodzi Adamowi najlepiej?
- Jego głos jest niespotykany, niesamowity, jeśli chodzi o skalę głosu. Wiesz, on wnosi dużo swojej energii do wielu piosenek. Zwłaszcza ballady w jego wykonaniu to coś niedotykalnego, ale na pewno nie chciałbym wskazywać jednego tytułu.
W zeszłym roku, kiedy występowaliście w Polsce, pamiętam pewien ogromnie wzruszający moment. Brain zagrał solówkę na gitarze, a cała publiczność śpiewała razem. Myślę, że dzięki taki momentom wasze koncerty zyskują wyjątkowy wymiar.
- Dla nas ogromnie ważna jest publiczność, jej zaangażowanie. Staramy się zawsze włączać naszych odbiorców w nasze koncerty, więc ten moment, kiedy śpiewamy razem, jest czymś najpiękniejszym, naprawdę ma wielką moc.
Jesteś perkusistą, ale nie tylko - również śpiewasz i piszesz teksty. Zastanawiam się, czy zauważasz jakąś analogię między graniem na perkusji a tworzeniem tekstów? Mam na myśli wykorzystanie rytmu, tempa. Zastanawiam się, czy to w jakiś sposób ci pomaga?
- To bardzo trudne pytanie. Myślę, że rytm pomaga. Chociaż wydaje mi się, że gra na klawiszach albo na gitarze jest bardziej pomocna w pisaniu tekstów.
Zastanawiam się, jak to wygląda z twojej perspektywy - perkusisty-wirtuoza.
- Tak naprawdę to ciężka praca, i ciągła walka - ze strojeniem instrumentu. Musi brzmieć perfekcyjnie, to klucz do sukcesu.
A jeśli chodzi o twoje inspiracje, twoich mistrzów? Kiedyś wspominałeś, że Mitch Michell jest jednym z nich?
- Oczywiście Mitch Michell - długo był niedoceniany, ale to ktoś niesamowity.
Podobnie jak Buddy Rich, Steward Copeland czy John Bonham.
- O tak, John Bonham był absolutnie fantastyczny.
Co twoim zdaniem czyni perkusistę wyjątkowym?
- Nie ma jednej recepty. Zawsze to jest coś niepowtarzalnego, charakterystycznego tylko dla danej osoby. Możesz wziąć konkretnego perkusistę i powiedzieć, co sprawia, że on jest wyjątkowy. Oczywiście, gdybyś kazał mi powiedzieć, co to jest w moim przypadku, to obawiam się, że nie potrafiłbym tego rozstrzygnąć... Może eklektyzm? Ciężko stwierdzić. Każdy perkusista jest inny, a na znalezienie swojego stylu zawsze potrzeba czasu.
Myślisz, że jest jakaś cecha charakteru, która szczególnie wpływa na bycie muzykiem? Czy to geny?
- Możliwe, mój syn jest świetnym perkusistą. Gra z nami. Oczywiście będzie również w Polsce. Mamy taką wojnę na bębny... Zdecydowanie, on ma teraz swój czas, ale powinien też mieć świadomość, że ten czas upływa strasznie szybko. Natomiast odpowiadając na twoje pytanie - nie widzę szczególnego powiązania pomiędzy naszymi charakterami.
Mam jeszcze pewne szczególne pytanie. Pewnie pomyślisz, że to Brian jest osobą, do której powinienem je adresować, niemniej chciałem zapytać o przesunięcie balansu, które nastąpiło w Queen po śmierci Freddiego. W pewnym sensie to on był postrzegany jako środek, trzon zespołu. Zastanawiam się, co zmieniło się w momencie, kiedy dołączył do was Adam. To ciekawe szczególnie z twojej perspektywy, jako osoby, która zawsze stała nieco z tyłu.
- Tak, muszę nawet śpiewać pewne fragmenty piosenek zza perkusji. To jakby wyjść trochę naprzód. Pamiętaj, że zawsze byliśmy bardzo demokratycznym zespołem, co jest trochę nietypowe. Większości ludzi wydaje się, że Freddie był liderem Queen, ale to nie tak, nigdy tak o sobie nie mówił.
Znamy wiele doskonałych zespołów, które nie przetrwały tej próby bycia zespołem. Wy nigdy nie mieliście takiego problemu, zawsze angażowaliście się i angażujecie w działalność charytatywną.
- Masz rację, widziałem wiele dobrych grup, które rozpadły się przez nieposkromione ego muzyków. Całą karierę zespołu buduje się w oparciu o pracę kolektywu. My ciężko pracowaliśmy na to, co udało się nam osiągnąć, więc po co mamy niszczyć dobre rzeczy, jeśli coś tak dobrze działa?
Czyli możemy powiedzieć, że odejście Freddiego jeszcze bardziej zbliżyło was do siebie?
- W pewnym sensie tak, ale był moment, kiedy myśleliśmy, że to już koniec. Był moment, kiedy nie widzieliśmy, w jaką stronę to mogłoby pójść, ale po 5 latach, kiedy pojawiała się możliwość powrotu, po prostu chcieliśmy spróbować. Teraz jest Adam i myślę, że bardzo się sprawdza, pracujemy ze sobą już kilka lat i to daje dużo satysfakcji.
A plany na przyszłość? Nowy album?
- Nie mamy wielkich planów. Wiele osób nas o to pytało, ale na ten moment nie jesteśmy jeszcze do końca przekonani, czy to byłby właściwy ruch z naszej strony.