Reklama

Słodycz Wenus

Jej książka "Kobiety dyktatorów" o żonach i kochankach m.in. Stalina \, Hitlera i Mao okazało się sukcesem. W nowej "Zakazane ciało" znów przygląda się relacji między mężczyznami i kobietami. Diane Ducret opowida o męskiej fascynacji kobiecą seksualnością i lęku, jaki ona w nich budzi. Wizja subiektywna i niepokojąca.

Twój STYL: Niecałe 600 lat temu Joanna d’Arc zmieniła bieg wojny stuletniej, prowadząc rycerzy do walki. Czy kobiety muszą wkładać zbroję, by mieć wpływ na historię?

Diane Ducret: - Kobiety dysponują znacznie potężniejszą bronią niż zbroja i miecz. A jest nią słabość mężczyzn. Za przykład może posłużyć choćby to, co wydarzyło się w Liberii. Wojna domowa dzieliła ten kraj od 1989 roku. Człowiek, który ją wywołał, Charles Taylor, kandydował w 1997 roku na urząd prezydenta tego niewielkiego afrykańskiego państwa pod hasłem: "Zabiłem ci ojca, zabiłem matkę. Głosuj na mnie, jeśli chcesz pokoju". Ludzie mu uwierzyli, lecz pokój nie nastał. Konflikt zakończył się dopiero w 2003 roku, po 15 latach krwawych walk.

Reklama

- A stało się tak dzięki grupie zdeterminowanych kobiet pod wodzą charyzmatycznej Leymah Gbowee. Jak tego dokonały? Wzniecając strajk seksualny: "Zachęcamy kobiety, by nie oddawały się mężczyznom, dopóki ci nie zakończą wojny" - ogłosiła Leymah na antenie liberyjskiego radia. Podobny charakter miał protest "zaciśniętych ud" prowadzony w 2006 roku w kolumbijskim mieście Pereira (słynącym wówczas z najwyższego odsetka zabójstw w kraju). "Przemoc wcale nie jest sexy", mówiły. Pierwsi pistoleros zaczęli zdawać broń już po 10 dniach strajku.

Mężczyźni boją się wstrzemięźliwości seksualnej swoich partnerek bardziej niż śmierci?

- Kobiety od zawsze były świadome siły, jaką jest ich seksualność, i potrafiły manipulować męskim pożądaniem. Zadziwiające jest jednak to, jak niewiele same wiedziały o własnym pożądaniu. Zachowały się notatki prowincjonalnego francuskiego lekarza z XIX wieku, Louisa F. Bergereta, przyjaciela Ludwika Pasteura, które ilustrują tę sytuację. Pacjentka skarży mu się, że ilekroć mąż się do niej zbliża, odczuwa ona "nieznośne bicie serca powodujące duszność i niepokój". Bergeret nie znajduje lekarstwa na to "cierpienie". Dziś wiemy, że kobieta ta odczuwała po prostu podniecenie, ale nikt jej tego nie powiedział. A nawet gdyby... powstałby kolejny problem.

Bo takie kobiety nazywano histeryczkami. Oczywiście wtedy, gdy było to mężczyznom na rękę.

- Lub nimfomankami. Kobiety, którym wmówiono, że pobudzenie seksualne jest chorobą, trafiały do szpitali psychiatrycznych lub na stół operacyjny. W Londynie, w połowie XIX wieku Isaac Baker Brown stosował zabieg usuwania łechtaczki w leczeniu "onanistek", ale także by uśmierzyć ból kręgosłupa. Uważał, że wycinanie "grzesznego organu" jest zabiegiem prostym i skutecznym.

Zadziwiające, że 300 lat wcześniej dwóch włoskich lekarzy walczyło o miano odkrywcy tego organu. I wcale nie nazywali go grzesznym.

- Na tym polega relatywizm podejścia do kobiecości. Realdo Colombo nazywał łechtaczkę "słodyczą Wenus". Na krótko przed śmiercią w 1559 roku pisał: "Nic nie opisze zdumienia, jakie odczuwam na myśl, że tylu znamienitych anatomistów przede mną nie odkryło ani nie doceniło nadzwyczajnych korzyści tryskających wprost z tego ślicznego drobiazgu".

- Po śmierci Colombo o pierwszeństwo w odkryciu tego "drobiazgu" upomniał się Gabriele Falloppio. Nie dajmy się jednak zwieść pozorom. Obaj byli włoskimi uczonymi i mogli sobie pozwolić na więcej niż zwykli ludzie. Kobieca rozkosz, zwłaszcza w odniesieniu do kobiet z "towarzystwa", zawsze była poddawana kontroli i patrzono na nią z podejrzliwością. Jeśli nawet w XVI czy XVII wieku pojawiło się więcej swobody, to już niedługo miało się to skończyć. W XVIII wieku rozpowszechniają się pasy cnoty i pamflety potępiające kobiecy erotyzm. Kolejne stulecie to czas lęku przed grzechem, co znów odbiło się na sferze kobiecej wolności.

Lęk ten przejawiał się choćby w absurdalnym podejrzeniu, że przez masturbację kobieta może się zamienić... w mężczyznę.

- To była obsesja tamtych czasów. Wzięła się z przekonania, że kobiece narządy rozrodcze są w istocie niedorobionymi narządami męskimi. Wystarczy je pobudzić, a przeistoczą się w penisa. Pamflety potępiające onanizm są pełne opisów takich zdarzeń. I chociaż postęp medycyny był szybki, ślady tego myślenia można znaleźć jeszcze u Freuda, który uważa kobietę za swoisty negatyw mężczyzny. Jego zdaniem kobieta cierpi z powodu "komplek-su penisa" i czuje się niepełna. Dopiero w kontakcie z mężczyzną staje się... kompletna.

Jego słynna uczennica, księżna Marie Bonaparte, poddała się zabiegom chirurgicznym, by osiągnąć tę "pełnię".

- Była przekonana, że jest oziębła. Mimo prowadzenia bujnego życia erotycznego (miała męża i kilku kochanków) nie potrafiła doznać orgazmu podczas seksu z mężczyzną. Pod wpływem Freuda żyła w przeświadczeniu, że tylko rozkosz podczas stosunku jest pełna i prawdziwa. Doszła do wniosku, że powodem jej oziębłości jest jej "wadliwa" budowa anatomiczna. Uznała, że jedynie operacja ją uratuje. Nic to jednak nie dało i Marie pogodziła się z tym, że pisany jest jej los kobiety niedojrzałej, jak mawiał jej mistrz Sigmund Freud.

Dziś niedojrzałość - przynajmniej w wyglądzie - wydaje się ideałem.

- Panuje kult młodego, "niewinnego" ciała. Dotyczy to także wyglądu stref intymnych. W Europie i USA chirurgia dokonująca poprawek estetycznych ma się znakomicie. Jednak w kwestii rozkoszy niewiele się zmieniło. Wystarczy przejrzeć prasę kolorową, by się przekonać, że kobieta, która nie doznaje rozkoszy w łóżku, jest niespełniona, a jej życie - niepełne.

- Musi się leczyć, niczym ta osiemnastowieczna nimfomanka. Wzruszyła mnie historia Marilyn Monroe, która zwierzała się swojemu psychoanalitykowi, że jest "symbolem seksu bez seksu". Nie potrafiła zaznać rozkoszy, co wpędzało ją w depresję. Cierpiała dodatkowo, ponieważ nie miała dzieci. Uważała się za wybrakowaną. Dzięki psychoanalizie udało jej się doznać orgazmu, ale stało się to dopiero w ostatnim roku jej życia. Matką natomiast, jak wiadomo, nigdy nie została.

A chciała nią zostać?

- Z pewnością. Znana jest historia z 1952 roku, kiedy to trafiła do szpitala Cedars of Lebanon na zabieg usunięcia wyrostka. Gdy pielęgniarki przygotowywały ją do operacji, odkryły, że aktorka wypisała ołówkiem na swoim brzuchu prośbę do chirurga: "Jestem kobietą i to wiele dla mnie znaczy. Na miłość boską, drogi doktorze, niech pan nie usuwa mi jajników". Kłopot w tym, że w naszym społeczeństwie nie można być jednocześnie symbolem seksu i matką. To do pewnego stopnia zrozumiałe, skoro od kobiet zależy istnienie przyszłych pokoleń. Patrząc jednak z dystansu, można powiedzieć, że w postawie wobec kobiecej seksualności ujawnia się zawsze kondycja społeczeństwa.

- Gdy panuje pokój i dobrobyt, kobietom przyznaje się sporo swobody w sferze seksu, gdy zaś nastają lęk i trwoga, tę swobodę im się odbiera. Myślę, że społeczeństwa reagują instynktownie. W okresach niepewności, wojny i klęski, gdy ludzie egzystują w poczuciu ciągłego zagrożenia życia, zaczynają się skupiać na przetrwaniu grupy, a to niechybnie prowadzi do odmawiania kobietom prawa do przyjemności. Wtedy widzi się w nich jedynie matki.

Rozmawiał Kezysztof Miękus

Twój Styl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy