Tata sprzeciwił się raz
Wychowała się na trasach koncertowych The Rolling Stones i za kulisami pokazów mody. Elizabeth Jagger, córka Micka Jaggera, marzyła o tworzeniu muzyki, ale nie nauczyła się grać na żadnym instrumencie. Dlatego poszła w ślady matki, supermodelki Jerry Hall, i robi karierę na wybiegach.
Mick Jagger i Jerry Hall w latach 80. byli ulubieńcami mediów na całym świecie. On - lider najpopularniejszego zespołu rockowego The Rolling Stones, siódmy na liście najbogatszych ludzi w branży muzycznej z majątkiem szacowanym na 190 mln funtów. Ona - jedna z pierwszych supermodelek, pracująca dla takich domów mody jak Christian Dior, Chanel, Valentino i Thierry Mugler. Piękna i bestia. Para była ze sobą 22 lata (rozwiedli się w 1999 roku, gdy wyszło na jaw, że muzyk spodziewa się dziecka z brazylijską modelką Lucianą Gimenez), a owocem tej burzliwej miłości jest czworo dzieci, w tym pierworodna Elizabeth.
28-letnia dziś Lizzy zrobiła karierę w branży modowej i kosmetycznej - była twarzą m.in. Lancôme i Mango. Próbowała też sił w kinie - w 2002 roku zagrała w "Ucieczce od życia" (reż. Burr Steers) u boku Susan Sarandon i Claire Danes. - To była jednorazowa przygoda: wcześniej myślałam, że świat mody jest fałszywy, ale to nic w porównaniu z Hollywood - stwierdziła. Z Lizzy, bo tak jest przez wszystkich nazywana, spotykamy się w Paryżu, gdzie promuje dżinsy marki Wrangler. Na pierwszy rzut oka widać, że klasyczną urodę odziedziczyła po matce, tylko charakterystyczny, ogromny uśmiech ma po ojcu. Gdy zauważa moją koszulkę z napisem "I prefer the drummer" (z ang. wolę perkusistę), robi zdjęcie i wysyła MMS-em młodszej siostrze Georgii, której partner jest perkusistą. I dodaje, że ona sama, choć kiedyś spotykała się z synem Johna Lennona, Seanem, nie mogłaby związać się z muzykiem. Rockandrollowe życie nie jest dla niej.
Jakie było twoje dzieciństwo?
Lizzy Jagger: - Wychowałam się na trasach koncertowych, jeździłam ze Stonesami z miasta do miasta i oglądałam ich występy zza kulis. Wieczorami tata śpiewał mi wymyślone przez siebie kołysanki lub piosenkę "Summertime", którą uwielbiałam. Dla mnie to było normalne dzieciństwo, nie zdawałam sobie nawet sprawy, że istnieje inne życie. Czas spędzałam z dziećmi reszty muzyków, które też podróżowały ze swoimi rodzicami. Charlie Watts (perkusista - przyp. red.) opowiadał nam o historii sztuki, a Ronnie Wood dawał korepetycje z matematyki.
Nie miałaś kolegów i koleżanek spoza show-biznesu?
- Zawieranie znajomości z tzw. normalnymi osobami nie było proste. Ludzie zadawali mi niedyskretne pytania dotyczące rodziców. Mnie takie sytuacje bardzo krępowały. Na dodatek nigdy nie wiedziałam, czy ktoś ze mną rozmawia, dlatego że jest zainteresowany mną jako osobą, czy ze względu na tatę. Ale gdy już się z kimś zaprzyjaźniłam, sławni rodzice nie stanowili problemu, bo zarówno Jerry, jak i Mick potrafią skracać dystans. Wiele gwiazd, które poznałam, chowa się za wielkimi czarnymi okularami, wysyłając sygnał: "Nie podchodź do mnie". A mama i ojciec nie gwiazdorzą, nie czują się lepsi od innych. Prawda jest taka, że po jakimś czasie koledzy zapominali o moich sławnych rodzicach. Chociaż od kiedy mama zaczęła występować w brytyjskim "Tańcu z gwiazdami", przypomniała wszystkim, że jest osobą publiczną...
W Londynie byłam znaną córeczką jeszcze bardziej znanych rodziców. Nowy Jork oznaczał dla mnie anonimowość.
Jerry Hall w latach 70. była supermodelką, pozowała Helmutowi Newtonowi i Andy’emu Warholowi.
- Jedno z moich pierwszych wspomnień to pokaz Chanel, na którym byłam, kiedy miałam cztery lata. Siedziałam w pierwszym rzędzie na kolanach mamy. Kreacje spodobały mi się tak bardzo, że gdy tylko wróciłyśmy do domu, zaczęłam przeglądać szafę Jerry. Potem za każdym razem, kiedy wychodziła, wkradałam się do jej pokoju i otwierałam szkatułkę z biżuterią, zakładałam naszyjniki, pierścionki, wyciągałam z garderoby za duże szpilki i chybotliwie paradowałam przed lustrem. Jednak równie ciekawa wydawała mi się szafa taty, który miał mnóstwo dziwacznych kostiumów scenicznych. Z czasem jego rockowy styl zaczął mi się podobać znacznie bardziej niż eleganckie suknie mamy.
Nie chciałaś iść w ślady ojca?
- Kocham muzykę i nigdzie się nie ruszam bez iPoda - przed naszą rozmową słuchałam Leonarda Cohena, którego uwielbiam - ale niestety, nie odziedziczyłam po tacie talentu. Uczyłam się nawet gry na kilku instrumentach. Zrezygnowałam, bo mi nie wychodziło. Dzisiaj umiem grać na banjo, ale tylko jedną piosenkę. Za to mój młodszy o rok brat James wrodził się w tatę. Śpiewa w zespole Turbogeist i właśnie podpisał kontrakt na debiutancki album. Muzyka, którą nagrywa z kolegami, w niczym nie przypomina tego, co robią Stonesi. To ciężki hard core.
Twoi rodzice rozwiedli się, gdy miałaś czternaście lat, zostałaś z mamą. Utrzymywałaś bliski kontakt z ojcem?
- Nasze relacje są kumpelskie. Tata zawsze pozwalał mi iść własną drogą, nie ingerował w moje decyzje. Tylko raz się sprzeciwił - gdy miałam 21 lat i dostałam propozycję rozebrania się w "Playboyu". Posłuchałam go.
Jednak rok temu można cię było zobaczyć topless na okładce tego pisma.
- Miałam 27 lat i doszłam do wniosku, że to najlepszy moment, aby zrobić takie fotografie. Na razie nie planuję zakładania rodziny, ale gdy urodzę dzieci, moje ciało się zmieni. Nie wiem, czy będę miała tyle szczęścia co moja mama, która znalazła się na okładce "Playboya" rok po moich narodzinach. Zapewniłam tatę, że to będą zdjęcia z klasą, że nie będą ociekały seksem. W tym zawodzie trzeba znać granice.
Zdarzyło ci się je przekroczyć?
- Mama nauczyła mnie, że trzeba być asertywną i umieć powiedzieć "nie". Ale nie uchroniłam się przed dwuznacznymi sytuacjami. Kiedy miałam piętnaście lat, pozowałam pewnemu fotografowi w przezroczystej bieliźnie i gdy podczas przerwy poszłam do łazienki, on ruszył za mną. Myślał, że jeśli nie mam oporów przed pokazywaniem ciała, to pewnie jestem gotowa na wszystko. Dzisiaj wiem, że dziewczyna w tym wieku w ogóle nie powinna robić takich sesji, bo zaczyna być traktowana jak obiekt seksualny. A to niebezpieczne.
Wcześnie zaczęłaś karierę modelki, miałaś 13 lat.
- Wychowałam się w świecie mody, lecz nigdy nie myślałam o tym zawodzie poważnie. Chciałam zostać baleriną, ciężko trenowałam przez osiem lat. Dostałam nawet zaproszenie z najbardziej prestiżowej szkoły baletu, której absolwentki zasilają potem szeregi The Royal Ballet. Ale to oznaczało siedem godzin ćwiczeń dziennie i tylko dwie normalnych zajęć szkolnych. Gdyby okazało się, że nie mam talentu, zostałabym z niczym. Poza tym nabawiłam się poważnej kontuzji, przez wiele miesięcy musiałam chodzić na rehabilitację. Wtedy właśnie przyjaciółka mamy Vivienne Westwood zaproponowała mi udział w sesji zdjęciowej. Doklejono mi niesamowicie długie paznokcie, kazano grać na tubie, a za mną co chwilę następowała eksplozja fajerwerków. Świetnie się bawiłam i wydawało mi się, że na tym będzie polegał zawód modelki.
Trzy lata później, w wieku 16 lat, opuściłaś rodzinny Londyn i wyjechałaś robić karierę w Stanach Zjednoczonych. Sama.
- W Londynie byłam znaną córeczką jeszcze bardziej znanych rodziców, wszędzie towarzyszyli mi paparazzi i błysk fleszy. Nowy Jork oznaczał anonimowość, mogłam robić, co chciałam. Poza tym nowe miejsca nigdy mnie nie przerażały, bo dzieciństwo spędzone w trasie nauczyło mnie szybkiej adaptacji.
Twoja 20-letnia siostra Georgia również jest modelką.
- Jestem z niej dumna. Ona jest bardzo odpowiedzialną osobą, ale nieprzyjemnych sytuacji nie da się w tym zawodzie uniknąć. Dwa lata temu prasę obiegły zdjęcia Georgii, jak stoi przed lokalnym barem i odbiera od zakapturzonego mężczyzny jakąś paczkę, oczywiście opatrzone komentarzem, że to na pewno narkotyki. A ona miała wtedy imprezę z okazji 18. urodzin i dostała od kolegi prezent. Życie na świeczniku naraża na tego rodzaju plotki. Kocham moją małą siostrzyczkę, ale muszę przyznać, że kiedyś nie byłyśmy ze sobą zbyt blisko. Jest między nami osiem lat różnicy, a w czasach dzieciństwa to dużo. Ale teraz Georgia jest już dorosłą kobietą i znalazłyśmy wspólny język. Kiedy się spotykamy, nie możemy się ze sobą nagadać. Nawet jak próbujemy obejrzeć razem jakiś film, to po chwili orientujemy się, że wcale nie patrzymy na ekran, tylko znów wymieniamy się opiniami. To cudowne odkryć po latach siostrzaną więź.
Teraz mieszkacie bliżej siebie, bo po 12 latach wróciłaś do Londynu.
- Wyszalałam się już i dojrzałam do tego, żeby być bliżej rodziny. Wynajęłam dom na obrzeżach miasta, niedaleko posiadłości mamy, i zaczynam doceniać urok spokojnego życia. W Nowym Jorku, gdy otwierałam okno, słyszałam krzyki, kłótnie i wycie policyjnych syren. Tutaj mam swój kawałek ogrodu i praca w nim bardzo mnie relaksuje. Polubiłam też wspólne gotowanie z Georgią i Jamesem. Patrząc na nas, nawet mama, która przez całe życie nie postawiła nogi w kuchni, przekonała się, że przyrządzanie jedzenia może być dobrą zabawą. Teraz ciągle chce nas karmić kurczakami, których robienie opanowała do perfekcji. Jednak największym zapaleńcem jest James. Fanatycznie ogląda w telewizji programy Marca Pierre’a White’a (kucharz-celebryta, jako najmłodszy brytyjski szef kuchni dostał trzy gwiazdki Michelina - przyp. red.), a potem testuje na nas takie potrawy jak rosyjskie bliny z czarnym kawiorem.
Skończyłaś 28 lat, dla modelki to nie jest mało. Masz plany na przyszłość?
- Jeszcze do niedawna byłabym postrzegana jako emerytka. Ale czasy się zmieniają, firmy odzieżowe zaczynają rozumieć, że nastolatka nie przekona dojrzałej kobiety do kupienia ich produktu. Kate Moss dobiega czterdziestki, a jest u szczytu kariery. Ja też zamierzam pracować tak długo, jak się da. Ale coraz poważniej myślę o tym, żeby zawodowo zająć się sztuką. Od wielu lat hobbystycznie tworzę różne instalacje i obrazy z tkanin. Talent do rękodzieła odziedziczyłam chyba po mamie, która też to lubi. Ona pochodzi z Teksasu, a tam jeśli dziewczyna chce mieć nowe korale, to nie idzie do sklepu, tylko maluje kukurydzę lub makaron na czerwono. Mama od małego zabierała mnie do różnych muzeów, wpajała miłość do sztuki, dbała, żebym kształciła się w tym kierunku. Do dziś moim ulubionym miejscem w Londynie jest galeria Tate Modern. Mogę tam spędzić cały dzień - oglądać nowe kolekcje, a potem pić kawę w bufecie i chłonąć atmosferę. Kto wie, może kiedyś doczekam się tam wystawy? (śmiech) Na razie szukam kameralnego miejsca, w którym mogłabym pokazać swoje prace. I mam nadzieję, że już wkrótce zadebiutuję jako artystka.
Iga Nyc
PANI 2/2012