Przyjemne odkurzanie? Z tym sprzętem to możliwe
Materiał promocyjny
Odkurzanie to jedna z tych codziennych czynności, której szczególnie nie lubię. Hałas, plączący się między stopami kabel, sam odkurzacz, zawsze jadący w inną stronę niż chcę... A niestety muszę odkurzać regularnie, ponieważ mieszkam razem z 10-letnim synkiem i kotem. Otrzymałem jednak na kilka dni do testów Hoovera HFX – czy sprzątanie przestało być przykrym obowiązkiem?
Oczekiwania miałem spore. Słyszałem wcześniej o marce Hoover i kojarzyła mi się ona z ułatwianiem wykonywania codziennych i monotonnych czynności, których nie sposób uniknąć. Wraz z otrzymaniem do testów Hoovera HFX przyszedł czas na konfrontację zasłyszanych opinii i sloganów reklamowych z rzeczywistością.
Uciążliwe czynności, które nie muszą być uciążliwe
Zacznijmy od zagadnienia niezwykle dla mnie ważnego: rozmiarów. Dlaczego? Ponieważ z jednej strony wpływają one na wygodę odkurzania, z drugiej - przechowywania. Moje mieszkanie nie należy do największych, zatem wygospodarowanie dodatkowej przestrzeni stanowi coś na kształt małego wyzwania. Szybko dodam więc, że w przypadku Hoovera HFX nie miałem z tym problemu. Jak zapewniają producenci, wystarczy szafka o głębokości ok. 15 cm, co okazało się prawdą.
Kolejną uciążliwą kwestią, jeśli chodzi o odkurzanie, niezmiennie jest dla mnie opróżnianie pojemnika zbierającego kurz. Powiedzieć, że w przypadku mojego odkurzacza trzeba się przy tym nagimnastykować, to nic nie powiedzieć. A i tak prawie zawsze muszę pozamiatać resztki kurzu, które wysypały się na podłogę. Jeśli chodzi o Hoovera HFX, wyglądało to zgoła inaczej, a wszystko dzięki specjalnemu systemowi opróżniania pojemnika na kurz. Chwila przerwy podczas odkurzania? Z tym też nie ma problemu. Konstrukcja odkurzacza, nazwana Park&Go, pozwala na bezpiecznie pozostawienie go w pozycji pionowej.
Męczące odkurzanie, które nie musi być męczące
Diody w nasadce, wyświetlacz LED, możliwość skorzystania z aplikacji hOn... Sporo dodatkowych technologii, jak na odkurzacz, prawda? Mimo że początkowo podchodziłem do tego z dystansem (przecież chcę tylko posprzątać mieszkanie!), szybko zmieniłem zdanie. Przede wszystkim dlatego, że wspomniane rozwiązania okazały się nie tylko bardzo przydatne, ale również intuicyjne w obsłudze. I już tłumaczę, co mam na myśli.
Znajdujące się w nasadce odkurzacza diody LED oświetlą najbardziej zaciemnione miejsca. W moim przypadku są to zwłaszcza przestrzenie za kanapą, szafką z telewizorem i pod piętrowym łóżkiem synka. Zwykle przejeżdżałem po nich jak najszybciej. No bo po co się męczyć, skoro i tak nie widać, że zbiera się tam brud? Dopiero oświetlenie tych miejsc, co umożliwiają wspomniane diody, uwidacznia, ile potrafi tam zebrać się kurzu. A zebranie go okazało się niezwykle proste: moc ssania Hoovera HFX to dla mnie jedna z jego największych zalet.
Równie przydatny okazał się panel sterowania. Wystarczy dosłownie jedno kliknięcie, by szybko sprawdzić stan baterii i czas pracy oraz wybrany tryb odkurzania (polecam tryb Turbo!). Choć prezentowane na wyświetlaczu informacje dla mnie okazały się w pełni wystarczające, sprawdziłem, jak wygląda korzystanie z aplikacji hOn. To kolejne dane, które dla wielu osób mogą okazać się przydatne (jak np. poziom zużycia filtra) oraz dostęp do interaktywnych samouczków.
Rzeczy ważne i ważniejsze, czyli wygląd i bateria
Choć wygląd odkurzacza dla mnie osobiście ma znaczenie trzeciorzędne, z pewnością znajdą się użytkownicy, którzy przywiązują do tego większą wagę. Jak więc prezentuje się Hoover HFX? Trudno zaprzeczyć, że robi on świetne wrażenie - nie tylko na pierwszy rzut oka, ale również każdy kolejny. Z pewnością nie jest to sprzęt nudny: nowoczesny design ma szansę przypaść do gustu licznej grupie osób.
Dużo ważniejsza dla mnie jest kwestia baterii. Do tego rodzaju rozwiązań podchodzę jednak z ostrożnością. Z jednej strony cieszy mnie, że odpadają mi zmagania z kablem. Ten bowiem zawsze pląta mi się pod nogami i kończy się w momencie przechodzenia do kolejnego pomieszczenia. Z drugiej - jak bateria, to zapewne szybko się rozładuje. Podczas korzystania z Hoovera HFX spotkała mnie miła niespodzianka. Naładowany do pełna akumulator wystarczał na nieco ponad trzy godziny odkurzania (przypomnijmy, że stan naładowania można stale kontrolować na wyświetlaczu).
Nie zapominajmy o czworonogach!
Każdy właściciel psa czy kota z pewnością zgodzi się, że sprzątanie sierści po pupilu jest uciążliwe. Włoski sklejają się ze sobą, wnikają w tkaniny, rozdrabniają się na mniejsze, trudne do zebrania kawałeczki. Oczywiście można je zbierać wałkiem do sierści, ale jest to czynność niezwykle męcząca i czasochłonna. Natomiast w momencie próby ich odkurzenia, pojawia się inny kłopot: plątanie się włosów i sierści zwierząt wokół końcówki urządzenia.
Marka Hoover znalazła jednak rozwiązanie. Chodzi mianowicie o technologię ANTI-TWIST, która skutecznie zapobiega wspomnianemu wyżej problemowi. W praktyce oznacza to, iż włosy nie utrudniają sprzątania. Pomocna w zbieraniu sierści okazuje się także mini elektroszczotka. Jak z niej skorzystać? Wystarczy wyjąć dół odkurzacza i zastąpić go specjalnym pojemnikiem. Brzmi skomplikowanie? Nic bardziej mylnego! To dosłownie kilka ruchów i tyle samo poświęconych sekund.
Choć Hoover HFX spełnił moje oczekiwania (a jak wspominałem na wstępie, nie były one małe!), mam świadomość, iż do opinii innych warto podchodzić ze zdrowym dystansem. Wiedzą o tym zwłaszcza osoby szukające produktów i akcesoriów do higieny jamy ustnej - wszak dziewięciu na dziesięciu dentystów gotowych jest poprzeć wszystko. Jak więc wybrnąć z tej kłopotliwej sytuacji? Testując interesujące nas urządzenia na własną rękę. W przypadku Hoovera HFX jest to możliwe przez aż 90 dni: jeśli po tym okresie zakupiony przez nas produkt nie spełni pokładanych w nim oczekiwań, po prostu go zwracamy.
Materiał promocyjny