Sobota, 9 czerwca 2012 (14:16)
Co się ma czuć u progu podróży życia? Te piaszczyste pustkowia to już zaraz, teraz już prawie się dzieją. I Machu Picchu, zielone stoki, procesje wielkanocne, ulubione trzecioświatowe zapachy wilgotnego miasta. Na początku zagubienie i nieufność, ale z czasem nabieranie pewności ruchów i rozeznania. Nieznajome smaki, nowe słówka, zupełnie inne monety w portfelu, radość odkrywania nowych miejsc i polowania z aparatem na peruwiańskie obrazki ze świata.
1 / 10
Spełnienie podróżniczego marzenia kosztuje mnie wiele emocji i na początku głównie negatywnych: złości, rozczarowania, rezygnacji. Nocno-poranny deszcz wyzuł mnie zupełnie z sił i ledwo wchodzę na górę po stromych stopniach. Potem - satysfakcja, że nie jedziemy autobusem jak ci wszyscy gringosi. Mamy inny sposób na dotarcie do ruin. Wyjść z miasteczka Aguas Calientes o 3-4 rano i dotrzeć na szczyt Machu Picchu przed otwarciem i zmasowanym atakiem turystów. Wtedy ma się szansę na wejście na Wayna Picchu, skąd rozpościera się pocztówkowy widok na zapomniane miasto Inków. Moknięcie. W miarę nasiąkania deszczówką spodni i butów, przekonanie o słuszności decyzji porannej wspinaczki blednie. W kolejce do kasy kłótnia z babą o rozmiary plecaka (można mieć tylko mały podręczny bagaż), przepakowywanie sprzętu i ubieranie na siebie czego się da, byle tylko zmniejszyć wymiary plecaka. Dalsze moknięcie. Szybko przez główny plac – nawet nie rozglądając się na boki spod kaptura. Jeszcze więcej moknięcia. Jedzenie przemyconych nielegalnie ciastek. Uczucie zadowolenia pojawia się dopiero po wyżęciu skarpetek i rozpoczęciu procesu schnięcia. W ramach rekompensaty możemy odkrywać Machu Picchu zupełnie prywatnie. Okazuje się, że błogosławiony strajk skutecznie zatamował szturm turystów i oprócz tej garstki desperatów, którzy dotarli pieszo do Aguas Calientes poprzedniego dnia, nie ma tu nikogo. Radość. Buszuję po kamiennych uliczkach, penetruję każdy zakamarek inkaskiego labiryntu. Napawam się ciszą miejsca i widokiem niezakłóconym wysypką sylwetek turystów. Tylko lamy zgrzytają zębami, kosząc trawę. Machu Picchu zastyga w bezruchu, na ten jeden dzień robi mi wspaniały prezent z siebie. Chwilo trwaj!
Źródło: Styl.pl