Reklama

Nieprzystosowani do normalności

Raport TS o młodych, zdolnych, bezrobotnych opisuje to, czego wielu w Polsce stara się nie zauważać, bagatelizować, lub nie nazywać problemem, a przewrażliwieniem młodych, rozpieszczonych, z wygórowanymi wymaganiami. Marginalizacja i dyskryminacji pracowników ze względu na młody wiek i mały staż pracy to problem, z którym mierzy się prawie każdy zaczynający pracę, z dyplomem i językami, czy bez. PR-owego klasyka ‘Nie ważne, co wiesz, ale kogo znasz’, można dziś zmienić na ‘Nie ważne, co wiesz, ale kogo znasz i ile siedzisz za biurkiem’ i z powodzeniem stosować w każdej branży.

Raport TS o młodych, zdolnych, bezrobotnych opisuje to, czego wielu w Polsce stara się nie zauważać, bagatelizować, lub nie nazywać problemem, a przewrażliwieniem młodych, rozpieszczonych, z wygórowanymi wymaganiami. Marginalizacja i dyskryminacji pracowników ze względu na młody wiek i mały staż pracy to problem, z którym mierzy się prawie każdy zaczynający pracę, z dyplomem i językami, czy bez. PR-owego klasyka ‘Nie ważne, co wiesz, ale kogo znasz’, można dziś zmienić na ‘Nie ważne, co wiesz, ale kogo znasz i ile siedzisz za biurkiem’ i z powodzeniem stosować w każdej branży.

Raport TS o młodych, zdolnych, bezrobotnych opisuje to, czego wielu w Polsce stara się nie zauważać, bagatelizować, lub nie nazywać problemem, a przewrażliwieniem młodych, rozpieszczonych, z wygórowanymi wymaganiami. Marginalizacja i dyskryminacji pracowników ze względu na młody wiek i mały staż pracy to problem, z którym mierzy się prawie każdy zaczynający pracę, z dyplomem i językami, czy bez. PR-owego klasyka ‘Nie ważne, co wiesz, ale kogo znasz’, można dziś zmienić na ‘Nie ważne, co wiesz, ale kogo znasz i ile siedzisz za biurkiem’ i z powodzeniem stosować w każdej branży.

Reklama

W trakcie i po studiach zrobiłam 7 rożnych staży, w rożnych krajach, mając do czynienia z rożnymi przełożonymi i współpracownikami. Właśnie - współpracownikami, bo stażystów w normalnych firmach i instytucjach, nawet, gdy nic nie zarabiają, i szaleje kryzys, traktuje się jak pełnoprawnych członków zespołu, często od razu wrzuca się ich na głęboką wodę. Muszą przejść pełen proces rekrutacji, na równych zasadach uczestniczą w pracy, zebraniach, a ich zdanie i krytykę bierze się pod uwagę. Bez względu na to, czy staż kończył się dalszą współpracą, czy uściskiem dłoni, nigdy nie poczułam się wykorzystywana, czy traktowana protekcjonalnie. U nas wciąż pokutuje przekonanie, ze intern jest od parzenia kawy i czarnej roboty.

Na Zachodzie problem zbyt wykwalifikowanych kadr dostrzeżono już dawno, i przygotowanie do wielu dochodowych nawet zawodów to zamiast studiów wyższych praca w branży rozpoczynana zaraz po maturze, i uzupełniana przez szkolenia oraz egzaminy, w których finansowaniu pomaga pracodawca. Podczas, gdy magistra najczęściej robią ci, którym marzy się dalsza praca naukowa.  

Cóż u progu drugiego kryzysu można powiedzieć ‘przekształciuchom’? Można współczuć, poklepać po plecach i pocieszyć, ze koniunktura kiedyś się w końcu poprawi, a moneta odwróci, bo przecież jesteśmy ‘zieloną wyspą’. Można też ironicznie uśmiechnąć się i westchnąć ‘Dobra lekcja pokory dla młodych z przesadnymi ambicjami’. Można wreszcie przytoczyć historie sukcesu pracowitego red. Szczygła i powiedzieć ‘chcieć to moc’, trzeba próbować. Można rozważyć masowe wysłanie najzdolniejszych na emigracje. Tyle, że to nie załatwia sprawy. W chudych latach wszystkie dotychczasowe recepty na udany zawodowy start się dezaktualizują. Na rynku pracy, jak na wojnie – przestają obowiązywać wcześniej wypracowane zasady. Studia, wiedza, doświadczenie, determinacja, pracowitość, kontakty, czy nawet zawsze przydatne ‘we właściwym miejscu i czasie’ – wszystko to dziś nie jest gwarancją dostania, ani utrzymania pracy.

Racja, zdarzają się kuriozalnie wręcz nieprzystosowani do rzeczywistości absolwenci z rozbuchanymi ambicjami, i depresją z powodu zarobków na poziomie 2400zl. Czyja to wina? Rodziców? Niektórych na pewno. ‘Zaprogramowani na sukces’ nie maja gdzie go osiągać, a to musi rodzić frustrację. Ale znacznie więcej jest tych, którzy studiując, stażując, pracując, albo robiąc to wszystko jednocześnie jeszcze kilka lat temu, w czasach polskiego boomu, zwyczajnie uwierzyli że ciężka praca i wyrzeczenia  (tak, studia, szczególnie te zagraniczne, podobnie jak nauka języków to oprócz kosztów także ciężka praca!) to droga niekoniecznie do ‘stanowiska’ i wielkich pieniędzy, ale możliwość uczenia sie od najlepszych, szansa na przeniesienie najlepszych praktyk do kraju, otwierające horyzonty doświadczenie i więcej propozycji zawodowych.  

Teraz jeśli chcą pracować we własnym kraju, z poziomu firmowego planktonu stawiają czoła nie tylko śmieciowym umowom, ale co gorsza poniżaniu, czy nagminnym kradzieżom własności intelektualnej. Ze swoim wykształceniem, umiejętnościami, wiarą we własne możliwości, gotowością do ciężkiej pracy, z doświadczeniem pracy na Zachodzie, byliby w kryzysie bezcenni. Pod warunkiem, że nie zderzą się z ludźmi z kompleksami, którzy mówią językiem wrogich zachowań, z wykorzystywaniem, nieuczciwymi pracodawcami, którym brakuje nie tylko kompetencji, ale przede wszystkim kultury i szacunku dla ludzi. W miejscach, gdzie jedynym znanym sposobem na motywowanie pracownika jest przedłużenie umowy bądź nie, a mentoring jest równoznaczny z przywłaszczaniem cudzej pracy. To nie oni są oderwani od normalności. 

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy