Reklama

WIADOMOŚĆ

Wsiadłam do pociągu. Nie wiem jak to się stało, może ktoś mnie wepchnął, a może peron nagle stał się mostem w kierunku otwartych drzwi. Niczego już nie pamiętam. Moje gesty, ruchy były poza mną, puściłam je wolno. Byłam ja i moje ciało. Osobno.

Wsiadłam do pociągu. Nie wiem jak to się stało, może ktoś mnie wepchnął, a może peron nagle stał się mostem w kierunku otwartych drzwi. Niczego już nie pamiętam. Moje gesty, ruchy były poza mną, puściłam je wolno. Byłam ja i moje ciało. Osobno.

Wsiadłam do pociągu. Nie wiem jak to się stało, może ktoś mnie wepchnął, a może peron nagle stał się mostem w kierunku otwartych drzwi. Niczego już nie pamiętam. Moje gesty, ruchy były poza mną, puściłam je wolno. Byłam ja i moje ciało. Osobno.

Nie mogłam przestać się uśmiechać. Do siebie, do świata, co mija za oknami, do pustych siedzeń i brudnej podłogi. W rekach ściskałam telefon i czytałam wciąż tę samą wiadomość. A ona odmalowywała się cienkim pędzelkiem na mojej twarzy.

Dyskretnie rozejrzałam się dookoła. Nikt na mnie nie patrzył. Naprzeciw mnie siedziała dziewczyna zanurzona w swoim świecie. Jechałam więc sama do życia, gdzie nadam zdaniom nowy sens i zapach. Porządek rzeczy na półkach i świeży kolory starych przekonań. Zacznę nawijać kłębek od samiutkiego początku, w najpiękniejszą i najdoskonalszą kulę jaka istnieje – kulę mojego świata.

Reklama

Myśli szybowały przed oknami i kiedy je chwytałam, jak woda przeciekały mi przez palce. Wspomnienia, te sprzed chwili jeszcze, zatrzymywały się na dłoniach kroplami wody. Mogłam nimi zwilżyć usta jak namiętnym pocałunkiem.
A więc nie wymyśliłam sobie tej rzeki, w której zanurzyłam się po same łokcie. Była. I był most słów, który mnie przez nią przeniósł. Przecież po nim szłam. I wracam teraz wciąż tą samą drogą na brzeg, z którego wyruszyłam, żeby znów przejść na drugą stronę, żeby zmierzyć się z rzeczywistością i snem. Liczyłam kładki na moście, ten niezbity dowód przebytej drogi, która niosła mnie w inny świat

Po raz kolejny nerwowo spoglądam na telefon. Nie ma już więcej słów. Wszystkie kładki policzone. Lśni już tylko pusta tarcza. Ty czaisz się pod małym klawiszem, skąd mogę Cię wyciągnąć kiedy tylko zechcę. Taki, jakiego ułożyłam sobie w pamięci z wybranych kawałków. Więc naciskam raz, drugi i piąty i pojawiasz się znów, a ja między linijkami szukam zagubionych ścieżek, których nie chciałeś mi pokazać, ale powiedziałeś, że istnieją. Więc musze je odszukać. Mostów na linach. Piwnic. Bunkrów.
A może to złudzenie? Tafla krzywego lustra moich pragnień.

Wyciągam książkę. Oglądam zdania są jak bloki z betonu na przedmieściach miasta. Wszystkie takie same. Puste i milczące. Myśli odbijają się od ich ścian z wielkiej płyty. Słowa nic nie znaczą, bo w każdym oknie widzę ekran telefonu i mosty. I w każdym oknie ty, po drugiej stronie, z wyciągniętymi rękoma. A bloki stoją niewzruszone. Każda linijka książki mówi o tobie, jest tobą, jest zdaniem, które wypowiedziałeś, kładką, na którą ostrożnie wchodzę.
Zaczynam znów od początku i historia się powtarza, znów ty, mosty, drogi i las. Opuszczam ten świat z betonu nocnym autobusem. Jadę pooglądać moje życie przez własne okno. Życie zbudowane z twoich cegieł. Raz jeszcze sprawdzam nowe drogi, czy nie czai się w nich nowy, ukryty sens. W krzaczku, za zakrętem, gdziekolwiek.

Nagle zniknął ten cały podziemny świat. Zostały starannie wystukane wyrazy, przypadkiem ułożone w zdanie. Nie zwisają z nich żadne nitki, które mogłyby mnie związać z marzeniami, z tym chwilowym złudzeniem początku fascynującego życia. Nie ma tam żadnej zaszyfrowanej wiadomości a interpunkcja nie układa się już w znak serca.
Zaczyna się zmieniać postać rzeczy. Faliste kształty napinają łuki.
Rozmywa się obraz w strugach deszczu. Zostaje ociekający wodą parasol.

Jak mogłam spoglądając na świat z betonu myśleć, że jestem wiatrem odnowy? Teraz okienko telefonu pasuje jak ulał do bloku z przedmieścia. Nie jest niczym innym, niż stłumionym światłem w przyciasnej kuchni. Naczyniami w zlewie, zupą nie schowaną do lodówki i nie powieszonym praniem.
Dlaczego wcześniej tego nie dostrzegłam? Czyja żarówka przyćmiła mi obraz? Dlaczego zamiast drewnianego domku, który mi wymalowałeś jednym, okrągłym zdaniem, są niedojedzone kanapki w ciasnym, wynajmowanym M3 na tych nieszczęsnych przedmieściach z betonu.
Ostatni raz czytam wiadomość. Z nadzieją jeszcze, z ta sama która bezwiednie wepchnęła mnie do pociągu. Ale nie ma już tajemnych przejść, ukrytych ścieżek i zakamarków.
Są słowa obdarte ze znaczeń, jak z ostatniej koszuli. Mokre i gołe. Po stokroć wyprane i wymięte. Zużyte i te same. Te, które usłyszę może jeszcze tysiąc razy a więcej razy o nich przeczytam. Teraz są jak puste pudełka, w których zamiast niespodzianki, kryje się figa z makiem i pusty śmiech.

Zanim wysiadłam, przestałam wierzyć, że coś do mnie mówiłeś. Że cię widziałam, że byłeś. Jestem tu. Sama. Na placu z betonu. Z pięknego zamku został piasek.
Wiadomość została usunięta.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy