Reklama

Polska historia miłosna

Zobaczyła go pierwszy raz, gdy miała 16 lat. Był kilka lat starszy. Perkusista w znanym zespole. Zachwycała się nim za każdym razem, gdy go widziała. Pochodził z jej miasta. Wiele razy miała okazję mijać go na ulicy lecz często był w towarzystwie pewnej blondynki. Od czasu do czasu jej serce mocniej zabiło ale pogodziła się z tym, że różnica wieku, jego nieosiągalność no i ta blondynka. Od lat niezmiennie przy jego boku. Skończyła liceum, poszła na studia.

Zobaczyła go pierwszy raz, gdy miała 16 lat. Był kilka lat starszy. Perkusista w znanym zespole. Zachwycała się nim za każdym razem, gdy go widziała. Pochodził z jej miasta. Wiele razy miała okazję mijać go na ulicy lecz często był w towarzystwie pewnej blondynki. Od czasu do czasu jej serce mocniej zabiło ale pogodziła się z tym, że różnica wieku, jego nieosiągalność no i ta blondynka. Od lat niezmiennie przy jego boku. Skończyła liceum, poszła na studia.

Po drugim roku wakacje spędzała w rodzinnym mieście. Znajomi wyciągnęli ją do knajpy. Kogo tam spotkała? Był tam, z kolegami, blondynka gdzieś wyparowała. Nie mogła opanować swojego zainteresowania. Patrzyła z fascynacją w jego kierunku. Zauważył to.

Mijają się na schodach, coś mówi o wspólnym znajomym. Faktycznie, zna go. Po kilku minutach wspólny znajomy i obiekt westchnień zjawiają się przy jej stoliku. Jest w siódmym niebie. Mieszkają niedaleko siebie, wracają razem do domu. Proponuje spotkanie następnego dnia. Ona pyta o blondynkę. Po 5 latach blondynka odeszła w siną dal. Zatem zgadza się. Zgadza się również na kolejne i kolejne randki. Niedoścignione marzenie się iści. Po wakacjach wraca na studia.

Reklama

Związek na odległość nadal trwa. Po pół roku on proponuje, że zamieszkają razem. Po kolejnych trzech miesiącach oświadcza się. Ona młoda, zafascynowana 5 lat starszym facetem, marząca o miłości na całe życie mówi "tak".  Ślub za rok. Był taki jaki sobie wymarzyła. Po kilku latach małżeństwa odkrywa, że zakochała się nie w człowieku ale w swojej fascynacji nim, w marzeniu, że w końcu ją zauważył. Miała dosyć kolejnego samotnego weekendu, bo on ma koncert, kolejnego Sylwestra spędzonego oddzielnie, bo on gra na jakiejś imprezie, wakacji spędzonych w mieście, bo on ma próby i coweekendowe wyjazdy. Czuła się jak dodatek do coraz bardziej despotycznie zachowującego się męża. Jego kariera, jego granie, jego to, jego tamto. Nienauczona jeszcze życia, zbyt młoda, by umieć bronić własnych racji po 3 latach walki o swoje racje, o to, by małżeństwo choć trochę przypominało "normalność" poddała się. 

CDN

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy