Reklama

Najbliżsi drżą o jej zdrowie

Coraz lepiej wygląda i szaleje na scenie jak nastolatka. Ale wbrew pozorom, wcale jej to nie służy...

Gdy wiele lat temu zaczynała karierę z gitarą - jedynym instrumentem towarzyszącym jej występom - rozgrzewała publiczność kilkoma pierwszymi akordami. Śpiewała zawsze prosto z serca, całą sobą - i za to ją kochano. I tak zostało do dziś.

Maryla Rodowicz muzycznie obroni się tylko z gitarą, jednak przez ostatnie 35 lat od jej debiutu w Opolu, scena i wymagania rynku się zmieniły. Nie wystarczy talent, mocny głos, dobry repertuar i lata doświadczeń. Liczy się prezencja i każdy artysta, który nie chce stracić publiczności, musi dbać o to, aby dostarczać jej jak najwięcej wrażeń i dobrze wyglądać.

Reklama

Pani Maryla słynie z tego, że na każdy występ przygotowuje kilka kostiumów, które nie mogą się powtórzyć. Styliści często kręcili nosami, gdy widzieli kolejne szalone kreacje piosenkarki: cylindry, gorsety, kolorowe obcisłe spodnie, cekiny, pompony, wymyślne kapelusze. Często komentowali jej przebrania, wytykając mankamenty figury, do której nie pasują obcisłe leginsy, falbany i wycięcia.

Fani bronili piosenkarki, powtarzając że przynajmniej jest oryginalna, kolorowa i to ją odróżnia od wystylizowanych i wychudzonych wokalistek. Dla nich pani Maryla zawsze będzie "na luzie", bo wie jak rozruszać publiczność, a przy tym sama się świetnie bawi. I tylko ci, którzy z nią pracują, widzą ile energii wkłada w swoje występy.

Jest perfekcjonistką. Od zespołu wymaga profesjonalizmu i lojalności. Nie znosi, gdy jej muzycy próbują dorobić na boku. Sama jest niezawodna i tego samego oczekuje od swoich ludzi. - Scena zobowiązuje - powtarza pani Maryla. To prawda. Przede wszystkim zobowiązuje do uśmiechu i dobrego wyglądu.

Piosenkarka ma świadomość, że czas nie jest jej sprzymierzeńcem i podejmuje z nim walkę. W kuluarach od dawna szeptano o jej operacjach plastycznych i liposukcjach. Przyjaciółka pani Maryli, Urszula Sipińska, która po zejściu ze sceny zajęła się projektowaniem wnętrz, nie ukrywa, że dzięki zmianie branży może sobie pozwolić na naturalny wygląd. - Cieszę się, że mam pracę, która nie wymaga odsysania tłuszczu, diet i botoksu - mówi.

Przypadek Maryli Rodowicz jest inny. Piosenkarka nie chce zawieść swojej publiczności, chce się podobać i niekoniecznie wyglądać na swoje lata. Nie trudno zauważyć, że w ostatnich tygodniach wygląd wokalistki zmienił się na lepsze. W sylwestra pani Maryla pokazała efekty diety, wychodząc na scenę w... gorsecie.

- Bardzo się odchudziła. W krótkim czasie straciła prawie 20 kilogramów. W telewizji nie widać tego tak, jak z bliska. To już nie ta sama kobieta - słyszymy od osoby współpracującej z artystką.

I nikt nie miałby za złe piosenkarce utraty zbędnych kilogramów, gdyby nie niosło to z sobą poważnych zdrowotnych konsekwencji. Okazuje się bowiem, że pani Maryla z trudem znosi kolejne występy, nie ma w sobie już tyle energii, coraz częściej musi odpoczywać, a bogato zdobione stroje często są dla niej nie do udźwignięcia. Ale Maryla Rodowicz nigdy nie da po sobie poznać, że jest zmęczona. Nadal daje z siebie wszystko. Ponad siły. Zdarzało się nawet, że po zejściu ze sceny mdlała.

- Intensywna dieta jest dobra dla silnego młodego organizmu. Ale dla pani w wieku 65 lat, która szaleje na scenie, może okazać się zabójcza - mówi bliska znajoma Maryli Rodowicz. - Specjaliści zalecją umiar, ale jej bardzo spodobała się nowa sylwetka i mówi, że chciałaby jeszcze schudnąć. Jeśli o siebie nie zadba i osłabi organizm, może poważnie zaszkodzić swojemu zdrowiu. Ale, znając Marylę, i tak postawi na swoim.

AK

Rewia 4/2011

Rewia
Dowiedz się więcej na temat: Maryla Rodowicz | odchudzanie | dieta | zdrowie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy