Byłam na masażu kobido. Gdzie te fenomenalne rezultaty i "nowa twarz"?
Ma liftingować, wygładzać zmarszczki, niwelować opuchliznę i relaksować. Niektórzy obiecują "nową twarz", uniesienie powiek, a nawet natychmiastowo 10 lat mniej. Wybrałam się na masaż twarzy kobido i wyszłam z niego z bardzo mieszanymi odczuciami.

Spis treści:
Czym jest masaż twarzy kobido?
Kobido oznacza dosłownie "drogę do piękna". Japońska technika masażu twarzy czasem nazywana jest także "liftingiem bez skalpela" albo "azjatyckim masażem liftingującym". Historia tej cenionej od wieków techniki głębokiego masażu twarzy sięga aż XIV wieku, kiedy to jeden z carskich lekarzy Kobido opracował tę metodę dla arystokracji, by leczyć różne dolegliwości, oraz aby cesarzowe dłużej mogły cieszyć się młodzieńczym wyglądem.
Różne źródła mówią o rzekomym utrzymywaniu tajników kobido w tajemnicy, przekazywaniu jedynie wybranym następcom wszystkich wskazówek i trików, by wykonać wieloetapowe ugniatanie, naciąganie, masowanie, oklepywanie i uciskanie. Na szczęście ta sztuka nie zaginęła i dziś kobido stało się popularnym i naturalnym sposobem na pielęgnację skóry i mięśni twarzy. Od kilku lat głośno jest o tym łączącym w sobie sztukę masażu i akupresury "liftingu bez skalpela", internet pełen jest obiecujących zdjęć "przed i po" oraz wielu głosów zachwyconych kobiet.
Czego należy się spodziewać po kobido?
Według różnych stron internetowych i opisów tego zabiegu w cennikach kosmetyczek i fizjoterapeutów masaż kobido będzie idealnym wyborem dla wszystkich, którzy:
- czują w twarzy napięcie mięśniowe i stres - kobido może pomóc w rozluźnieniu napiętych mięśni twarzy i ciała oraz przynieść uczucie relaksu;
- chcą zniwelować zmarszczki mimiczne i zmniejszyć zmarszczki związane z wiekiem na twarzy;
- mają wiotką skórę, która potrzebuje ujędrnienia (kobido wpływa na zwiększenie produkcji kolagenu);
- potrzebują regeneracji skóry;
- mają problem z obrzękami - kobido pobudza przepływ limfy.
Każdy trafia więc do gabinetu wykwalifikowanej masażystki z innego powodu. Moją główną bolączką były napięcia mięśniowe, które mocno dawały mi się we znaki, potwierdzone zresztą przez lekarza. Czy oczekiwałam "odmłodzenia"? Nie. Czy liczyłam na zniwelowanie zmarszczek? Nie. Czy chciałam zmniejszyć opuchliznę na twarzy? Oczywiście. I z takim zamiarem znalazłam nowo otwarty w moim mieście salon kosmetyczny, w którym oferta była zwięzła, ceny "do przeżycia", a termin nieodległy.
Moja historia z kobido

Masaż odbył się w pozycji leżącej, w akompaniamencie relaksującej muzyki i przy przygaszonych światłach. Warto wiedzieć, że do masażu należy mieć rozpuszczone włosy i zdjąć górną część odzieży, by masażystka miała dostęp do szyi i dekoltu. Pani wykonująca masaż najpierw wykonała oczyszczanie twarzy, pianę starła zwilżonym ręczniczkiem jednorazowym, nałożyła na twarz delikatny olejek i przystąpiła do wykonywania kobido. Masaż składa się z kilku etapów:
- demakijaż,
- masaż relaksacyjny,
- drenaż limfatyczny,
- lifting,
- akupresura.
Taka kolejność sprawia, że intensywność ruchów wzrasta powoli, a skóra i mięśnie "przygotowują się" na kolejne uciski i ugniatania. Masaż relaksacyjny zawierał w sobie delikatne głaskania, niewielkie uciski, które miały "odblokować" węzły, aby potem przystąpić do faktycznego drenażu. Tu również bez szału - ruchy raczej delikatne, "głaskające", ale relaksujące. Momentami czułam, jakby opuchlizna faktycznie "schodziła" z twarzy. Na tym etapie ważne są ruchy, które odprowadzą zgromadzoną chłonkę, a więc kierowanie jej w stronę obojczyków, uszu i skalpu.
Płynnie przechodząc do właściwego masażu liftingującego, muszę powiedzieć, że na tym etapie się rozczarowałam. Być może błędem było budować sobie oczekiwania na podstawie obejrzanych w internecie zdjęć, ale spodziewałam się tutaj konkretnych ruchów, ucisków i może nawet lekkiego bólu - takiego, który można porównać do "rozbijania" zastanych mięśni na plecach czy barkach. Ten dyskomfort, który po chwili daje ogromną ulgę. Był moment przyjemniejszego, mocniejszego oklepywania i masażu z użyciem nieco większego natężenia ruchów i dotyczył on mięśni żwaczy. Reszta twarzy: wokół ust, nosa, kości policzkowe i czoło to niestety (zbyt) delikatne głaskanie. Pod koniec pani kosmetolog uciskała na twarzy, dekolcie i głowie punkty akupresurowe. Masaż obejmował też (zbyt) delikatne rozmasowywanie mięśni barków i skalpu.
Nie mam zamiaru wchodzić w kompetencje osoby, która ukończyła odpowiednie kursy i uzyskała dyplomy i certyfikaty z wykonywania japońskiego liftingu bez skalpela, ale oglądając swoją twarz w lustrze po masażu nie widziałam... nic. Skóra nie była zaczerwieniona, owal nie był zaznaczony, jedyne, co rzeczywiście zrobiło na mnie wrażenie, to znaczne zmniejszenie "objętości" twarzy: drenaż był wykonany doskonale. Ale mięśnie jak były spięte, tak zostały. Czy to wina moich wygórowanych oczekiwań? Zbyt delikatnego jak na mnie masażu? Prawdopodobnie. Spytałam moich koleżanek, które mają za sobą całe serie kobido, ale uczęszczają na nie do innych gabinetów, o ich wrażenia. Z ich wypowiedzi wynika, że chyba jednak powinnam doświadczyć czegoś więcej niż relaksujące głaskanie. Przeczytajcie sami.

Magda: "Po każdym masażu kobido wychodziłam jak nowa"
Gdybym miała wskazać masaż, który relaksuje i przede wszystkim daje efekty, wskazałabym właśnie kobido. Chociaż podchodziłam na początku do niego nieufnie, bo co takie "głaskanie po twarzy" może zmienić? Lista zalet była długa, od poprawy kondycji skóry twarzy, przez stymulację mięśni, po zniwelowanie zmarszczek. Zaryzykowałam i już po pierwszym spotkaniu z masażystką wiedziałam, że to będzie mój obowiązkowy punkt w kalendarzu. Systematycznie, raz w miesiącu odwiedzałam panią Kamilę, a ta co spotkanie mnie zaskakiwała. Nie jest to, jak myślałam "głaskanie", a intensywna praca skupiona na miejscach, które wymagały "interwencji". "To się wyczuwa pod palcami" - przyznała, gdy spytałam, dlaczego dzisiaj mocniej działała w okolicach oczu, a wcześniej na policzkach. Po każdym masażu wychodziłam jak nowa. Twarz wprawdzie była lekko zaczerwieniona, ale skóra dostawała nowej energii. Widziałam też pięknie zarysowany podbródek, kości policzkowe, znikały worki pod oczami, a ja czułam się po prostu fantastycznie. Systematyczność i doświadczony masażysta, to podstawa. Kobido trzeba poczuć, intensywnie, a komplementy usłyszysz nie jeden raz.
Aleksandra: "Po kobido twarz wygląda świeżo"
Na masaż kobido chodzę regularnie, raz, dwa razy w miesiącu. Traktuję go jako przyjemny zabieg, po którym twarz wygląda świeżo. Prawidłowo wykonany masaż powinien zadziałać jak drenaż limfatyczny - zlikwidować obrzęki, uwidocznić owal twarzy i kości policzkowe. Nigdy nie będzie to efekt wow, taki jaki uzyskamy po chirurgicznym liftingu, wypełniaczach, i innych, bardziej inwazyjnych zabiegach. Jednak w mojej opinii, zdrowa dieta, prawidłowe nawodnienie i dbanie o dobrą kondycję są podstawą młodego wyglądu. Twarzy nie możemy trenować na siłowni, zostaje face joga i masaże.
Co z tym kobido? Warto czy nie warto?
Trudno mi jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, czy polecam inwestycję około 200 zł w kobido. Spotkałam się z opiniami, które sugerowały, że kobido zamiast ujędrniać, może "rozciągnąć" skórę, a później będzie płacz i zgrzytanie zębami, bo nie będzie możliwości jej obkurczyć. Szczerze mówiąc nie odczułam nic takiego, ale po jednym razie może nie jest to nawet możliwe. W odmętach internetu nie znalazłam także ani jednej oficjalnej skargi ani ostrzeżenia, które by tego dotyczyła. Moje koleżanki, które poddają się temu zabiegowi od dłuższego czasu również zaprzeczają takiemu "efektowi ubocznemu" zaznaczając, że jest wręcz odwrotnie: czują, że skóra jest znacznie bardziej napięta, a nie obwisła.
W ogólnym rozrachunku najbezpieczniej będzie, jeśli na pytanie, czy warto zafundować sobie kobido odpowiem, że to chyba zależy od tego, czego od tego masażu oczekujemy. Bo jeśli na pierwszym miejscu stawiamy na głęboki relaks i "smyranie" po twarzy, to z ręką na sercu powiem: biegnijcie! Z całą resztą się wstrzymam. Ale, za namową koleżanek, myślę, że dam jeszcze szansę temu zabiegowi. Może po prostu u kogoś innego.