Reklama
Codzienny, niedzielny, wspólny

Kulinarium Tessy Capponi-Borawskiej

Podczas naszych codziennych obiadów brakuje mi gwarnej, hałaśliwej atmosfery sprzed paru lat, kiedy wszystkie dzieci były jeszcze w domu.

 Krzyki, śmiech, czasem łzy. Niekończące się pytania, wspólne nakrywanie do stołu i z niego sprzątanie. A kiedy dzieciaki podrosły, również wspólne gotowanie. Teraz, oprócz najmłodszego syna Stasia, każde z dzieci ma swój dom i trudno zebrać wszystkich choć na jeden obiad w tygodniu. Na szczęście każde z nich potrafi gotować. Dzięki temu mam pewność, że jedzą dobrze.

Nie taki omlet straszny

Ja zainteresowałam się gotowaniem, gdy miałam dziesięć lat. Moja pierwsza książka kucharska? Il manuale di nonna papera (Podręcznik babci kaczki), wydany na początku lat 70. Czytając włoskie blogi kulinarne, przekonałam się, że na tej książce wychowało się chyba całe moje pokolenie! Przepisy w niej były dobre, ale nie dziecinnie proste. Żeby gotować z babcią kaczką, trzeba było się skupić i mieć sporo cierpliwości. Już wtedy przekonałam się, że ciasta nie są moją specjalnością, więc skoncentrowałam się na daniach obiadowych.

Reklama

Najlepiej wychodził mi omlet z gotowaną szynką, tzw. frittata lucrezia. I jeszcze la tortiglia di Castiglia, czyli podstawowa wersja hiszpańskiej tortilli z ziemniakami i cebulą. Pamiętam, że gdy doszłam do perfekcji, podczas jednego z rodzinnych obiadów weszłam dumna do jadalni z półmiskiem, Codzienny wspólny niedzielny na którym leżało moje dzieło - piękny, gruby, złocisty omlet. Zrobiłam go sama i sama obróciłam na patelni na drugą stronę! Dostałam mnóstwo pochwał, a miłość do omletów została mi do dziś.

Sztuka mięsa

Mój mąż jest świetnym organizatorem. Potrafi np. wymyślić menu na cały tydzień i szybko ułożyć listę niezbędnych zakupów. Ja natomiast działam tak: przeglądam książki kucharskie i gdy znajdę danie, które mi się spodoba, natychmiast chcę je zrobić. Albo szukam inspiracji, snując się po bazarku. Dlatego, kiedy przypada mój dyżur obiadowy, nigdy nie wiadomo, co będziemy jeść. Mam jednak swoje specjalności, np. makaron czy risotto. Przyrządzanie mięsa to domena Kuby. Jedno z ulubionych przez dzieci dań na niedzielny obiad to rostbef w jego wykonaniu. Mąż najpierw naciera mięso posiekanymi jarzynami, później wkłada do zalewy, której składników nie zna nikt oprócz niego.

Zostawia w niej rostbef na dobę lub dwie, potem wyciera dokładnie, szybko podsmaża na mocnym ogniu i piecze w ściśle określonym czasie, który zależy od wagi mięsa. Nikt nie wchodzi do kuchni, gdy Kuba gotuje, nie znosi, jak mu się "patrzy na ręce". Warto przestrzegać tej zasady, bo kiedy wreszcie podaje piękny kawałek upieczonego mięsa, a później kroi cienkie plasterki różowej, pachnącej pieczeni, dookoła stołu słychać tylko zbiorowe "och!". Co podaje do rostbefu? Zawsze to samo: ziemniaki w mundurkach pieczone z czosnkiem i rozmarynem oraz zieloną sałatę z sosem winegret.

Na pokuszenie

Są też inne dania obiadowe, którymi udaje mi się zwabić dzieci do domu. Kilka lat temu nasza córka Flavia przywiozła z Irlandii książkę kucharską wydaną przez sieć restauracji Avoca. Znalazłam w niej przepis na grillowane piersi kurczaka z pieczonymi pomidorkami cherry i purée z ziemniaków oraz czosnku. Latem posypuję jeszcze wszystko dużą ilością zielonej pietruszki lub bazylii. I mam pyszny, pachnący obiad, który robi się pół godziny. Gdy dzieci były małe, uwielbiały pasta pugliese, czyli krótki "Podręcznik babci kaczki" - dzięki niemu robienie omletu z szynką opanowałam do perfekcji. Frittata lucrezia - włoski, gruby omlet z gotowaną szynką. makaron typu penne albo rigatoni, zapiekany na surowo w brytfannie z dużą ilością świeżych pomidorów, talarkami czerwonej cebuli, oregano i czarnymi oliwkami.

Sekret smaku polega na tym, że makaron "gotuje się" w soku z pomidorów. Najlepiej zjeść go, gdy jest lekko ostudzony lub na zimno. Niestety, przyrządzałam makaron za często i w efekcie wszystkim się znudził. W lecie zapraszam dzieci na cienkie kotlety z piersi indyka panierowane, smażone i podawane na zimno z rukolą, pomidorami oraz sałatką z młodych ziemniaków z domowym majonezem. Od zawsze moje dzieci wybierają, co chcą zjeść na obiad w urodziny czy imieniny. Zyzio do dziś zamawia u mnie leniwe pierogi z koperkiem, a u Cosimy mus czekoladowy. Mają też prawo odmówić jedzenia jednej rzeczy: Flavia nie znosi ryby, Zyzio rodzynek, Staś sera żółtego, Cosima królika i sarniny, a Alik zupy kremu z pietruszki i jabłek (którą ja bardzo lubię). Wprowadziłam tę zasadę, bo pamiętam, jak cierpiałam, kiedy kazano mi w dzieciństwie jeść gotowanego kurczaka, którego nie znoszę. Wspólny rodzinny obiad powinien być przyjemnością, a nie męką!

Menu

Pierwsze danie: Zupa krem z pietruszki i jabłek. Bardzo smaczna, ale uwaga! Większość dzieci jej nie lubi.

Drugie danie: Proste, efektowne, smaczne: pierś kurczaka pieczona z pomidorkami i ziołami.

Deser:  Mus czekoladowy. Dorośli wolą ten z gorzkiej czekolady, dzieciaki z mlecznej.

Twój STYL 6/2014


Twój Styl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy