Gulasz z dyni, jarmużu i białej fasoli z suszonymi śliwkami
Jestem fanką warzywnych gulaszów. Nigdy mi się nie nudzą, bo za każdym razem smakują trochę inaczej. Podczas ich przygotowywania wypróbowuję różne egzotyczne przyprawy - tutaj użyłam ostrej indyjskiej sambar masali, którą można zastąpić mieszanką garam masali, płatków chilli i kurkumy.
Do tego gulaszu najlepiej nadadzą się gatunki dyni o nierozpadającym się miąższu - na przykład hokkaido lub piżmowej. Zamiast jarmużu można dodać taką samą ilość liści szpinaku.
Składniki na 4-6 porcji:
· 400 g miąższu dyni (użyłam piżmowej)
· 400 g jarmużu
· 200 g namoczonej na noc białej fasoli
· 1 ząbek czosnku
· kilka gałązek tymianku i rozmarynu lub po 1 łyżeczce suszonych
· 1 liść laurowy
· 2-3 ziarenka ziela angielskiego
· 100 g suszonych śliwek
· 1 cebula
· 2 łyżki oleju rzepakowego lub słonecznikowego
· 1 szklanka bulionu warzywnego
· 1 łyżeczka sambar masali
· 1 łyżeczka soli
Fasolę płuczemy, zalewamy świeżą wodą, dodajemy zioła, liść laurowy, ziele angielskie i zgnieciony ząbek czosnku.
Doprowadzamy do wrzenia, zbieramy pianę. Gotujemy na małym ogniu do zupełnej miękkości, czyli 30-40 minut.
Studzimy, odcedzamy, usuwamy zioła i przyprawy.
Cebulę siekamy w kostkę.
Dynię obieramy (polecam obierak do ziemniaków), wyjmujemy pestki (tu świetnie sprawdza się łyżka do lodów) i kroimy w sporą kostkę.
Jarmuż myjemy dokładnie, wykrawamy grube nerwy z liści, resztę siekamy na kawałki. Śliwki kroimy w wąskie paseczki.
W dużym garnku rozgrzewamy olej, wrzucamy cebulę i sambar masalę. Smażymy, aż cebula się zeszkli, a przyprawa zacznie pachnieć.
Dodajemy dynię i mieszamy, żeby cebula z przyprawą dobrze ją otoczyły. Wlewamy bulion, zagotowujemy, zmniejszamy ogień i przykrywamy garnek.
Dusimy, aż dynia będzie miękka, czyli 15-20 minut.
Na koniec dodajemy fasolę i jarmuż, mieszamy i podgrzewamy, aż całość będzie ciepła.
Serwujemy z kaszą, brązowym ryżem lub pełnoziarnistym makaronem.
Przepis pochodzi z książki "Zielenina na talerzu" Magdaleny Cielengi-Wiaterek, autorki popularnego bloga kulinarnego o wdzięcznej nazwie "Zielenina". Jej debiut książkowy to jednak nie wykład na temat moralności, a - o ile można w tym przypadku tak napisać - pełnokrwista książka kucharska.