Ewa Chodakowska: Puszczają jej nerwy
Dzięki swoim fankom w krótkim czasie sporo zarobiła. Dlaczego więc teraz idzie z nimi na wojnę? Po co wdaje się w dyskusję z ludźmi, którzy zazdroszczą jej sukcesu?
W ciągu zaledwie kilku miesięcy z nieznanej trenerki fitness Ewa Chodakowska (31) stała się gwiazdą. Podziwianą, uwielbianą, zamożną i... wywołującą kontrowersje. Jej twarz zdobi dziś okładki magazynów, a liczba wielbicieli na Facebooku rośnie w błyskawicznym tempie. Chodakowska ma ich już prawie 540 tysięcy! Dla porównania Doda zdobyła na swoim profilu ok. 203 tysięcy "polubień".
Ewa niedawno odkryła, że popularność ma także ciemną stronę - na celownik wzięli ją internetowi złośliwcy, nazywani potocznie hejterami. Chodakowska wdała się z nimi w ostrą dyskusję.
Wszystko zaczęło się od pewnej okładki. Fankom nie spodobało się, że ich idolka wystąpiła w sesji zdjęciowej niczym klasyczna celebrytka. W dodatku pozowała z narzeczonym, greckim trenerem fitness Lefterisem, i zdradzała szczegóły ich związku. To było zaskoczenie, bo wcześniej Ewa powtarzała fankom, że nie chce być gwiazdą, ale zwyczajną dziewczyną, taką jak one. W internecie natychmiast pojawiły się mało wybredne komentarze: "sprzedałaś się", "myślałam, że jesteś jedną z nas", "miałaś nas motywować, a nie być celebrytką".
Zdziwiona reakcją Ewa natychmiast zaczęła się tłumaczyć. Pisała na forum: "Przecież to tylko okładka, środek przekazu. Potrzeba dotarcia tam, gdzie nie dociera Facebook!!! Przecież nie wszystkie kobiety w Polsce mają w domu internet". Trenerka tłumaczyła, że nie czuje się w najmniejszym stopniu celebrytką i nie chce dla nikogo nic złego, a okładka to tylko kolejny krok do pomagania ludziom. Burza przycichła. Ale nie na długo...
Wkrótce wybuchła prawdziwa awantura. Internautki wzięły pod lupę wygląd Ewy. Pod zdjęciami z greckich wakacji gwiazdy fitness ktoś napisał: "Ewcia, jak Ty to robisz, że ćwicząc tak intensywnie, masz taki duży biust?" Kolejna osoba zasugerowała, że to po prostu zasługa silikonowych implantów. Wtedy wywiązała się mało elegancka dyskusja między fankami a gospodynią facebookowej strony.
Chodakowska odpowiedziała z niespodziewaną agresją: "Z takim nastawieniem do ludzi i świata nawet biust Ci nie pomoże. Kobiety często tracą klasę, głosząc śmiało swoje opinie. Dostajemy to, co sami dajemy, nie oczekuj zatem księcia z bajki, kiedy do damy Ci daleko. Prostackie zachowanie może być atrakcyjne co najwyżej dla prostaka". Chodakowska pisała drukowanymi literami, że nikt nie ma prawa jej obrażać, a w pewnym momencie porównała internetowe hejterki do osób niepełnosprawnych umysłowo. Ale na tym nie koniec...
Kolejne zdjęcie trenerki z wakacji również wywołało sensację. Widać na nim jej umięśniony brzuch. Internautki natychmiast dopatrzyły się na nim szpecących, nabrzmiałych żył. Pisały, że słabo im się robi, gdy patrzą na to zdjęcie. Od swojej idolki dostały odpowiedź, że tak wygląda jej ciało po intensywnym treningu.
Ewa, tym razem już na spokojnie, tłumaczyła, że nie chce retuszować zdjęć, bo nie jest zwolenniczką idealnych, nieskazitelnych ciał. Napisała przewrotnie: "Kocham moje żyły!!!". Chwilę później ktoś postanowił skomentować niewielką bliznę na jej brzuchu. Pojawiła się sugestia, że może to być dowód przebytej liposukcji, czyli odsysania tkanki tłuszczowej. "To nie liposukcja osiołku, tylko blizna po laparoskopii" - odparła na Facebooku wytrącona z równowagi Chodakowska.
A przecież jeszcze niedawno mówiła zupełnie innym językiem. "Bądź co dzień lepszą wersją wczorajszej siebie" - zachęcała ciepło. Do fanek zwracała się "mordeczki" i "serca moje", nazywała je swoimi "promykami słońca" i konsekwentnie motywowała do pracy nad swoim ciałem, która - jak dawała do zrozumienia - odmienia życie na lepsze. "Tobie też może się udać!" - przekonywała. Wyrażała wdzięczność wobec fanek - podkreślała, że swój błyskawiczny sukces osiągnęła właśnie dzięki "zwykłym" ludziom.
Trzeba jednak przyznać, że umiała podbić ich serca jak mało kto. Przed mniej więcej rokiem ułożyła dietę online i wrzuciła programy treningowe na YouTube. Zgłosiła się do redaktor naczelnej jednego z magazynów z propozycją współpracy. "Powiedziałam jej, że założę swój fanpage i w ciągu kilku dni uzbieram pięć tysięcy polubień. I tak się stało" - mówiła w wywiadzie i wyjaśniała swój fenomen: "Sukces zawdzięczam tylko temu, że potrafię słuchać kobiet. I daję im to, czego chcą. Chciały książkę, napisałam książkę. Chciały muzykę do ćwiczeń, dałam im to".
Podkreślała, że jej działalność jest całkiem bezinteresowna. "Któregoś dnia poczułam potrzebę podzielenia się tym, co robię" - deklarowała. I patetycznie opowiadała o swojej "misji". "(...) Zrozumiałam, że Polki mnie potrzebują. Musiałam podzielić się z nimi moją receptą na szczęście. (...) Zaryzykowałam swój związek i nie dałam partnerowi wyjścia".
Faktycznie, Polki dostały od Ewy bardzo wiele za darmo, bo programy treningowe i dietetyczne publikowała na ogólnodostępnym profilu na Facebooku i YouTube. Jednak wraz ze wzrostem popularności Chodakowskiej fanki stały się bardziej dociekliwe, także w kwestii bezinteresowności swojej idolki...
Niedawno tygodnik "Wprost" oszacował, że trenerka mogła na swojej "bezinteresownej" działalności zarobić nawet pół miliona złotych. Kiedy Chodakowska zorganizowała największy w Polsce trening, na Pole Mokotowskie w Warszawie przyszło około czterech tysięcy kobiet. Akcję w dużej mierze sponsorowała marka Adidas, której twarzą stała się właśnie Ewa. Choć gwiazda twierdzi, że tego dnia nie zarobiła ani złotówki, to przecież występowała w ubraniach z charakterystycznymi trzema paskami. Naprawdę reklamowała markę, nie pobierając żadnego wynagrodzenia?
Początkowo ćwiczyć z Ewą można było bezpłatnie, ale za jej siedem płyt DVD z różnymi programami ćwiczeń trzeba już zapłacić. Tak samo jak za płytę z muzyką do ćwiczeń i książkę "Zmień swoje życie z Ewą Chodakowską", która sprzedaje się jak świeże bułeczki. To jeszcze nie wszystko - trenerka proponuje dodatkowo aplikację z planem fitness na komórkę. Także w ten sposób na jej konto wpływają pieniądze. Ponieważ na swojej stronie na Facebooku ma ponad pół miliona wielbicielek, dochody z oglądania jej treningów mogą być pokaźne. A to musi rodzić zazdrość...
Czy to właśnie jest powodem tak ostrej krytyki? Podobnej sytuacji nie było jeszcze w polskim show-biznesie! Żadna gwiazda nie została dotąd poddana tak wnikliwej publicznej analizie urody. Dziś komentowany jest dosłownie każdy fragment ciała Chodakowskiej: nos (czy go zwęziła?), usta (czy powiększyła?), biust (czy wstawiła implanty silikonowe?), blizna na brzuchu (dlaczego jej nie usunęła?).
Ewa postanowiła zakończyć te rozważania. "Nie róbcie z tej strony bazaru, ładnie proszę" - napisała na swoim profilu i zasugerowała nawet, że jeśli komuś nie podoba się to, co robi, niech cofnie "polubienie" na Facebooku. Tych, którzy publikowali na jej stronie niepochlebne komentarze, nazwała osobami "psującymi powietrze".
SHOW udało się skontaktować z Chodakowską. Zapytaliśmy ją, jak sobie radzi z falą negatywnych wypowiedzi na swój temat. Usłyszeliśmy, że na tysiąc pozytywnych komentarzy pojawiają się zaledwie cztery negatywne. - To znikomy pierwiastek hejtingu. Na co dzień spotykam się z serdecznością i wielką sympatią ze strony ludzi - powiedziała nam.
Dlaczego wdała się w tak burzliwą awanturę ze swoimi fankami? Puściły jej nerwy? Pokazała swoją prawdziwą twarz?
- Czuję, że zostałam sprowokowana. Wdałam się z kimś w dyskusję, a potem na jakimś portalu przedrukowano moje wypowiedzi, kompletnie wyrwane z kontekstu. Oczywiście, takie sytuacje podbijają zainteresowanie. Ale mnie zależy nie na liczbie osób odwiedzających moją stronę, ale na liczbie osób, które razem ze mną chcą trenować i zmienić swoje życie na lepsze! - usłyszeliśmy.
- Słowa hejterów nic dla mnie nie znaczą. Bo to nie jest konstruktywna krytyka. Oczywiście, nie jest to dla mnie łatwe. Może gdybym była prawdziwą gwiazdą, nauczyłabym się ignorować takie sytuacje. Ale ja jestem wrażliwym człowiekiem i to w jakiś sposób mnie dotyka - powiedziała Ewa. I dodała: - Nie chcę być gwiazdą, bardzo się przed tym bronię. Chcę być dziewczyną z sąsiedztwa. Zauważyłam, że moje dziewczyny wolą, kiedy jest mnie mniej w mediach. A ja codziennie dostaję mnóstwo zaproszeń na imprezy, różne eventy i wywiady. Zazwyczaj odmawiam.
Trenerka zdradziła nam też, jak zamierza sobie poradzić z osobami w sieci, które ją krytykują. Już teraz zaczęła blokować te komentarze, które są dla niej krzywdzące. - Facebook ma taką opcję, więc z niej korzystam. Wyrzucam tych ludzi bez najmniejszych skrupułów - usłyszeliśmy.
Wiele przychylnych jej osób ma jednak żal, że nowa gwiazda wzięła udział w nieeleganckiej dyskusji. Dlaczego Ewa daje się sprowokować i po co się tłumaczy? Przecież w zarabianiu pieniędzy na swoich umiejętnościach i w poprawianiu urody nie ma nic złego.
Iwona Zgliczyńska, Justyna Kasprzak
SHOW 18/2013