Perły litewskiego wybrzeża. Od martwych wydm po "Nadbałtyckie Zakopane"
Po zachłyśnięciu się egzotycznymi wakacjami moda na Bałtyk powraca. Chociaż pogoda może spłatać figla, to jednak na całym świecie trudno znaleźć piękniejsze plaże: szerokie, z miękkim drobnym białym piaskiem. Ten niezaprzeczalny urok znajdziemy także na litewskim wybrzeżu, gdzie w zależności od wyboru miejsca możemy cieszyć się też unikalną przyrodą lub tętniącym życiem letnim kurortem.

Spis treści:
Latem popularne miejscowości nad polskim morzem wręcz pękają w szwach, a wytropić "nieodkryte" zakątki jest coraz trudniej. Sprytni podróżnicy coraz częściej wybierają wybrzeże litewskie, by poznać niezwykłe krajobrazy Mierzei Kurońskiej, czy rytm modnych kurortów takich jak Połąga.
Sama podróż przez Litwę jest dla wielu Polaków pociągająca - tuż za naszą granicą rozciąga się kraina malownicza, ale niezbyt gęsto zaludniona. Tu oko może odpocząć, wręcz pławiąc się w zieleni. Żadnej szyldozy, po prostu łagodne pagórki, wijące się rzeki, lasy i pola, po których hasają sarny.
Mierzeja Kurońska. Kraina ruchomych wydm
W pewnym sensie to miejsce egzotyczne. Nie ma tu oczywiście palm i kaktusów, ale jest poczucie, że znajdujemy się gdzieś na "końcu świata". Z jednej strony morze, z drugiej zalew, na horyzoncie granica Obwodu Kaliningradzkiego. Na wąski pas lądu, jakim jest mierzeja, możemy dotrzeć wyłącznie promem z Kłajpedy. Jedynie połowa (czyli 50 km odcinek) należy do Litwy. Ten niewielki fragment lądu to świat unikalnej przyrody, który nie bez przyczyny jest wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO i objęty ochroną (litewska część) w ramach Parku Narodowego Mierzei Kurońskiej.

Niezwykły krajobraz (drugie pod względem wysokości kompleksy wydm w Europie) jest wynikiem działania dwóch przeciwdziałających sobie potężnych sił: natury oraz działalności człowieka; nieubłaganego pochodu ruchomych wydm, które połykały jedną wioskę za drugą, oraz rozpaczliwych prób ich powstrzymania, między innymi przez nasadzenia roślinności. W tych zmaganiach nie brakowało interesujących zwrotów.
Początkowo mierzeja obfitowała w wiele otwartych siedlisk, ale wydmy nie stałyby się tak żarłoczne, gdyby nie rabunkowa wycinka lasów. Próby odwracania procesu nie obyły się bez pomyłek. Sadzenie roślin takich jak róża pomarszczona, żarnowiec, czy gipsówka, pomagało ustabilizować teren, ale szybko okazało się, że to gatunki inwazyjne, wypierające cenną miejscową florę.
Choć ta specyficzna kurońska przeplatanka sosnowych lasów i dużych połaci wydm nie jest zatem w pełni naturalnym krajobrazem, to na przestrzeni wieków stała się siedliskiem wielu rzadkich gatunków i obecnie podlega ochronie.
Między innymi dlatego na wielu szlakach znajdziemy, ograniczenia dotyczące swobodnego poruszania się po wydmach - przejście jednego człowieka może spowodować osunięcie się nawet kilku ton piasku.
Nida. Sielsko-anielsko
Dziś sielska atmosfera kurortów takich jak Nida czy Juodkrantė przyciąga rodziny z dziećmi i miłośników spokojnego wypoczynku w kontakcie z naturą. Wszystkie osady na mierzei (przynajmniej po litewskiej stronie) położone są zacisznie od strony Zalewu Kurońskiego. Tu rozlokowane są mariny, promenady, restauracje, urocze dzielnice z zabudową tradycyjnych rybackich wiosek i nowoczesne hotele (ale bez mega molochów). Nadbałtyckie plaże, przepiękne z drobnym białym piaskiem położone są po drugiej stronie mierzei i wymagają kilkunastominutowego spaceru.

To zachowanie tradycyjnego układu przestrzennego. Ludzie, którzy zasiedlili mierzeję uznali, że płytkie, spokojne i pełne ryb wody zalewu będą lepszym terem eksploatacji niż szarpane częstymi sztormami wody Bałtyku. I właśnie nad zalewem zakładali wioski z bogato zdobionymi drewnianymi domkami do malowania których używano jedynie trzech kolorów: brązowego, niebieskiego i białego - jedynych, które można tu było uzyskać z naturalnych barwników. Obecnie stosuje się te same kolory - może bardziej jaskrawe - bo z nowoczesnych farb kupionych w sklepie.
Dziś rybackie wioski wyglądają wręcz idyllicznie. Ale w dawniejszych czasach życie było tu wyjątkowo ciężkie. Ruchome wydmy mocno dawały się we znaki. Na przednówku, zanim lód na zalewie puścił, mieszkańcy żywili się wronami, które kusili namoczonym w alkoholu ziarnem, a następnie, oszołomione, łapali w rybackie sieci.
Rozwój turystyki sprawił, że wszystko to, co było ciężarem dla dawnych mieszkańców, jest teraz atrakcją i przyciąga urlopowiczów jak magnes. Słoneczne dni sprzyjają wylegiwaniu się na plaży, atrakcyjne ścieżki edukacyjne prowadzą z centrum Nidy, na ruchome wydmy, oferując wiele atrakcyjnych punktów widokowych. Na szczycie jednym spojrzeniem można objąć Bałtyk, Zalew Kuroński i Okręg Królewiecki. To idealne tereny spacerowe również dla rodzin z dziećmi i seniorów. W wielu miejscach zainstalowane są ławeczki zachęcające do wypoczynku z książką w pięknym krajobrazie i mikroklimacie wytworzonym przez las sosnowy i pełne jodu morskie powietrze.

W samej Nidzie warto zwiedzić muzeum bursztynu. To prywatna inicjatywa właścicieli, którzy nie tylko chcieli zaprezentować swoją imponującą kolekcję, ale też uniknąć tego, co tak drażni w wielu tradycyjnych placówkach muzealnych. Tu bursztyn możemy, poczuć, dotknąć, zważyć w dłoni, usłyszeć, powąchać i nauczyć się odróżniać oryginały od podróbek. Spora jest kolekcja inkluzji (organizmów zatopionych w bursztynie) i artefaktów. Multimedialna oprawa zapewnia optymalną dawkę informacji.
Martwe wydmy i rezerwat Nagliai
Pomiędzy Nidą a Juodkrantė znajdują się jedne z najbardziej imponujących kurońskich krajobrazów. Tak zwane Martwe Wydmy (lub szare wydmy) położone są na terenie rezerwatu Nagliai (wstęp 5 euro) i można je zwiedzać wyłącznie wytyczonym około kilometrowym szlakiem, który gwarantuje unikatowe widoki. Liczące do 60 m wysokości wydmy na przełomie XVII i XVIII wieku pochłonęły cztery wioski i dwa cmentarze. Ruchome piaski poruszały się wtedy z prędkością nawet do 15 m rocznie, nasuwając skojarzenie z żywym organizmem. Obecnie wydmy "stoją w miejscu" (lub raczej poruszają się w bardzo niewielkim stopniu) przez co określane są jako "martwe" (lub szare, w przeciwieństwie do białych, które wciąż są w ruchu). Jest to jednak nazwa myląca, gdyż życie w rezerwacie tętni. To siedlisko wielu rzadkich gatunków roślin i zwierząt, w tym endemicznych jak len bałtycki i kozibród bałtycki. Gniazdują tu również świergotki polne.
Choć na Mierzei Kurońskiej ze względu na ochronę przyrody nie wszędzie można wejść, to możliwości eksploracji jest sporo: od wycieczek pieszych i rowerowych po kajaki i wyprawy łodzią.
Zobacz także: Tureckie Malediwy naprawdę istnieją! Krystaliczna woda, delfiny i rajska wyspa bez hoteli
Połąga. "Litewska Ibiza" albo "nadbałtyckie Zakopane"
O ile mierzeja Kurońska to raj dla miłośników przyrody, spacerów, obserwacji ptaków i spokojnego wypoczynku, to Połąga położona bliżej granicy z Łotwą przypadnie do gustu zwolennikom rozrywki i gwarnych kurortów. To typowe tętniące życiem, nadmorskie uzdrowisko z deptakiem otoczonym restauracjami, barami i straganami z pamiątkami, z molem i diabelskim kołem. To modna miejscowość, która potrafi przyciągać tłumy, słynąca z imprez i festiwali. W przeciwieństwie do kurortów położonych na mierzei dotarcie na plażę nie wymaga kilkunastominutowego spaceru - bez trudu znajdziemy hotele oddalone o kilka kroków od morza. Wiele z nich to luksusowe spa, inne to wille pośród sosen utrzymane w stylu tradycyjnego uzdrowiska sprzed stu lat. Im dalej od głównej promenady, tym spokojniej.

Warto też wiedzieć, że zanim Połąga stała się litewską Ibizą była "Nadbałtyckim Zakopanem". Na początku XIX wieku miejscowość nabył hrabia Tyszkiewicz i ulokował tu swoją letnią rezydencję. Nie minęło wiele czasu, a Tyszkiewiczowie przyjmowali tylu gości, że oprócz drewnianej rezydencji zdecydowano się na wybudowanie imponującego murowanego pałacu otoczonego pięknym parkiem krajobrazowym projektu francuskiego architekta Édouarda André. Fikuśne wille zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu, a miasteczko zaroiło się od przedstawicieli polskiej socjety i świata artystycznego. Bywali tu Wyczułkowski, Rydel, Wikiewicz, część "Chłopów" pisał tu Reymont. Jedyne na co uskarżali się goście "nadbałtyckiego Zakopanego", jak nazywano wówczas Połągę, to kiepski dojazd.
Wraz z przejęciem Litwy przez Związek Radziecki pałac upaństwowiono i przez lata popadał on w ruinę. Dziś znajduje się w nim Muzeum Bursztynu, a świetnie utrzymany park jest przyjemnym miejscem spacerów. Jednym z ulubionych miejsc mieszkańców i urlopowiczów jest też Aleja Tyszkiewicza, do której prowadzi tradycyjna drewniana brama od ulicy Kęstučio. Brama ma symbolizować, że goście są tu mile widziani. Aleja to przyjemny deptak prowadzący przez mały park aż do Kurhausu (Centrum Kultury w Połądze). Przy alei znajduje się Filharmonia, wille w stylu kownieńskiego modernizmu, a założyciele kurortu uczczeni zostali pomnikami. Na stalowym pasie w chodniku umieszczono motto Tyszkiewiczów "Deligas quem diligas" (czyli "Wybierz to, co kochasz"). Wystarczy obejść budynek Kurhausu i już jesteśmy na na Basanavičiaus Gatve - głównym deptaku Palangi, który prowadzi, aż do mola.

Informacje praktyczne:
Wjazd do Parku Narodowego Mierzei Kurońskiej jest płatny: 10 euro od samochodu poza sezonem i 50 euro w sezonie (20 czerwca do 20 sierpnia)
Prom z Kłajpedy do smiltyne: samochód osobowy (do 8 osób) 23,20 euro, pasażer z rowerem 1,7 euro, motocykl 7,7 euro.
Polecamy także: "Polska na własne oczy" - znajdź z nami pomysł na wakacje