Reklama

Katarzyna Zielińska: Już się tak nie spinam

Lada moment powita na świecie drugie dziecko. I twierdzi, że to najlepszy moment w jej życiu! Nie stresuje się nawet brakiem stałej pracy. "Chcę mieć czas, by zastanowić się, co dalej", mówi SHOW.

Pod koniec roku Katarzyna Zielińska (38) powita na świecie drugiego synka. Twierdzi, że to najlepszy czas w jej życiu: "Może nie wyglądam, ale czuję się dużo młodsza, mam mnóstwo energii, czuję, że dam radę, że jestem coś warta. Jest super, bo czuję się spełniona i zawodowo, i prywatnie".

Aktorka wie, że czeka ją rewolucja, ale nie boi się. "Czasem jedno dziecko trudno ogarnąć, więc nie wiem, co to będzie. Ale nigdy nie myślę o wyzwaniach z lękiem. Nastawiam się pozytywnie. Wszystkie matki dają radę, więc dlaczego ja mam nie dać?"

Odważna decyzja

O odejściu z serialu "Barwy szczęścia" po ponad 10 latach mówi: "Jestem ryzykantką. Lubię zmiany, są mi potrzebne. Poza tym, jak śmiejemy się z panem Tadeuszem Lampką, producentem »Barw szczęścia«, nic tak nie ożywia serialu jak trup. To był fajny czas, choć na koniec było też sporo niełatwych chwil. Kilka dni kręciliśmy sceny w garażu, byłam związana. Miałam wrażenie, że żegnam się z członkami rodziny. Plus był taki, że kręciliśmy to wiosną. Kiedy teraz oglądam mój ukochany serial »Wataha« (kręcony zimą w Bieszczadach - przyp. red.), myślę, że aktorzy tam grający mają jednak gorzej", żartuje.

Reklama

Co ciekawe, kiedy Kasia podjęła decyzję o odejściu z "Barw szczęścia", wcale nie miała w zanadrzu kilku intratnych propozycji, ale już planowała kolejne dziecko. Mało która przyszła mama zdecydowałaby się na taki krok. W rozmowie z nami aktorka tłumaczy: "Czułam, że się zasiedziałam. Chciałam znaleźć sobie kolejne wyzwania. Paradoksalnie idealnie się złożyło, że wkrótce potem zaszłam w ciążę. Bardzo chciałam mieć wolny czas. Pomyślałam, że muszę sobie zrobić przerwę, potrzebowałam tego. Chciałam móc wypić na tarasie poranną kawę i mieć czas, żeby zastanowić się, co dalej. Mam ten komfort, że mogę sobie na to pozwolić. Wpadłam wtedy na dużo fajnych pomysłów, sporo ciekawych planów z tego wyszło, inspirujących spotkań. Myślę że każdemu takie coś jest potrzebne. Tak jak wyłączenie telefonu podczas wyprawy na wakacje. Odświeżasz sobie głowę".

Zielińska zdradza, że podczas gdy większość koleżanek po fachu marzy o etacie, ona do tej pory odrzucała takie propozycje. Pytana, dlaczego, odpowiada krótko: "Jeszcze do tego nie dojrzałam", mówi.

19 listopada zagrała ostatni spektakl w warszawskiej Romie (dotąd pracowała w czterech warszawskich teatrach). Nie planuje, ile czasu spędzi na urlopie macierzyńskim. "Decyzję podejmę, gdy już maleństwo będzie na świecie. Kiedy już będę wiedziała, jak to wszystko ogarniam, jak radzę sobie z wychowaniem dwójki dzieci".

Całkiem nowa ja

Kasia przyznaje, że macierzyństwo bardzo ją zmieniło. "Nabrałam większego dystansu do życia. Znajomi śmieją się, że jest we mnie więcej luzu, mam dziś mniejsze spięcie pośladków. Coś w tym jest. Bo dziś inne rzeczy są dla mnie ważniejsze. Zmieniła się hierarchia, moje podejście do wielu spraw, problemów. Nie przejmuję się na przykład plotkami. Kiedyś pisali, że wszędzie mnie pełno, że jestem na każdej imprezie. Miałam taką łatkę, którą niepotrzebnie się przejmowałam. Przecież byłam wtedy singielką! Kiedy miałam wychodzić, jeśli nie wtedy? To był mój czas. Ostatnio z kolei poważny portal pisał, że w ciąży narażam się, jeżdżąc rowerem. Nie jestem głupia, żeby niepotrzebnie ryzykować! Całe życie jeżdżę na rowerze, więc mój lekarz stwierdził, że mogę, oczywiście na bezpiecznej nawierzchni. Komentowano też fakt, że wybrałam się na egzotyczne wakacje. Ten wyjazd także konsultowałam, przygotowałam się. Nie bolą mnie już plotki o rzekomych operacjach plastycznych, ani nazywanie mnie »drewnem« czy »ziemniakiem z krótkimi nogami «. Uśmiecham się. Nie kasuję takich komentarzy, dziwię się tylko, że ludzie znajdują czas i energię na takie wpisy. Nie przejmuję się tym wszystkim", mówi.

Aktorka aktywnie działa charytatywnie. Wspiera fundacje, organizacje i domy dziecka. Jest ambasadorką Instytutu Wspomagania Rozwoju Dziecka, gdzie działa na rzecz dzieci z autyzmem. Postanowiła, że jej instagramowy profil będzie miał misję: "Chciałabym wysyłać przez niego pozytywną energię. Każda mama ma gorsze dni. Zwłaszcza gdy ma dwoje, troje dzieci i cały dom na głowie. Gdy tak wiele trzeba ogarnąć, faktycznie pada się ze zmęczenia. Stwierdziłam, że wrzucając zabawne i motywujące filmiki na Instagram, będę »pocieszycielką« utrapionych. Sama czasem bywam podminowana, czymś za bardzo się przejmuję. Wtedy zastrzyk pozytywnej energii jest bardzo potrzebny", mówi.

Misja: mama

Pytana, jak chciałaby wychować dzieci, Kasia zamyśla się: "Chciałabym, żeby byli dobrymi ludźmi. Kiedy patrzę na mojego Henia (3), który tak mądrze podchodzi do pewnych spraw, jestem z niego dumna. Wie, że trzeba się dzielić, że nie wolno oddawać, kiedy cię ktoś uderzy, że trzeba szanować innych. Gdy z nim rozmawiam, widzę, że to nasze wychowanie idzie w dobrym kierunku. Henio słucha ludzi, jest empatyczny, nie ocenia zbyt szybko. To ważne. Ostatnio usłyszałam niezwykły komplement. Pewna osoba powiedziała mi: »Pięknie pani wychowuje syna«. Kiedy wróciłam do domu, najpierw przepełniona dumą obdzwoniłam pół rodziny. A później... popłakałam się ze wzruszenia. Bo to najpiękniejszy komplement, jaki dostałam w życiu".

Justyna Kasprzak

***Zobacz materiały

o podobnej tematyce***

Show
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy