Narodziny Wenus
Karl Lagerfeld ma nową muzę - muzyczną.
Dyrektor kreatywny Chanel, bez wątpienia zna się na modzie. Nie wszyscy wiedzą, że może również uchodzić za wyrocznię w sprawach muzyki. Bezbłędnie rozpoznaje talenty. Nie interesuje go jednak, jak śpiewają, lecz jak wyglądają.
Przed laty jego faworytką była Björk. Teraz muzą mistrza została 25-letnia Brytyjka, Florence Welch. Ostatnio dostąpiła nawet zaszczytu zaśpiewania na pokazie Chanel. Lagerfeld umieścił ją w gigantycznej białej muszli i ubrał w zachwycającą suknię z biało-czarnych koralików. Rzeczywiście styl występującej pod pseudonimem Florence And The Machine wokalistki stanowi miłą odmianę. Lady Gaga, Rihanna czy Katy Perry zaspokajają światowe zapotrzebowanie na ekstrawagancję i ekshibicjonizm.
Panna Welch jest inna. Wygląda jak dziewczyna z dobrego domu z fortepianem (pierwsze wrażenie nie myli, jej matka jest profesorem historii i dziekanem na Uniwersytecie Queen Mary w Londynie). W romantycznych, świetnie skrojonych sukniach, z pięknie uczesanymi rudymi włosami – modna, ale jakby trochę niedzisiejsza. Taka jak jej muzyka.
Florence tworzy kunsztowny, pełen dramatycznych efektów pop. Dominują chóry, transowy rytm perkusji, kaskady instrumentów klawiszowych. Prawie każda z jej piosenek brzmi jak hymn jakiegoś nieistniejącego królestwa. Welch zdradza też zamiłowanie do niesamowitości w odmianie angielskiej.
Nagrywa utwory, przy których Heathcliff mógłby z powodzeniem galopować przez wrzosowiska w ekranizacji Wichrowych wzgórz. Jej druga płyta Ceremonials potwierdza, że Florence Welch nie ma zamiaru parać się popową konfekcją. Jej światem jest haute couture.
Twój Styl 1/2012