Pokolenie Z nie zna świata bez smartfonów. Jak wpłynie to na ich przyszłość?

Pokolenie Z nie zna świata bez smarftonów i komputerów. Ich dorastanie odbywało się równolegle z szybkim postępem technologii, a młodsze pokolenia uzależniają poczucie własnej wartości od wirtualnej rzeczywistości. Jak świat, który przesycony jest obecnością smartfonów, wpłynie na kolejne generacje? Na ten temat rozmawiamy z dr Karoliną Appelt, psycholożką, pracujuącą w Zakładzie Psychologii Socjalizacji i Wspomagania Rozwoju w Instytucie Psychologii UAM w Poznaniu.

Najmłodsze pokolenie nie zna świata bez smarftonów
Najmłodsze pokolenie nie zna świata bez smarftonów123RF/PICSEL

Katarzyna Drelich, INTERIA.PL: - Polacy spędzają przed ekranami średnio ponad 10 godzin dziennie. Polski nastolatek wpatruje się w ekran komputera lub smartfona aż 12 godzin na dobę. Jaki to może mieć wpływ na naszą koncentrację?

dr Karolina Appelt: - Widać kwestię ogromnych trudności z utrzymaniem uwagi, zarówno u dorosłych, jak i u dzieci. Jest to jeden z głównych problemów dotyczących trudności w procesie uczenia się, które spowodowane są urządzeniami elektronicznymi, poza tymi emocjonalno-motywacyjnymi. Jest ciekawa książka Anders Hansen "Wyloguj swój mozg", w której opisane jest to zjawisko.

Na początku książki jest fragment o świecie, który nas ukształtował. Autor pisze, że na stronach, które przed chwilą przekartkowaliśmy, znajduje się 10 tys. kropek. Każda z nich odpowiada każdej generacji, która żyła na Ziemi od momentu pojawienia się naszego gatunku. "A teraz pomyśl o świecie, który znamy ty i ja - świecie z samochodami i elektrycznością, bieżącą wodą i telewizorami. To tylko 8 kropek". A ile generacji żyje w świecie, w którym dostępne były komputery, telefony komórkowe i podróże samolotem? Trzy. A ile z nich nie zna świata bez smartfonów i internetu? To jedna kropka. Ludzki mózg nie nadąża z adaptowaniem się do wymagań, które stawiają przed nami urządzenia. One generują mnóstwo zmiennych, zarzucają nas masą bodźców. To powoduje problemy związane z koncentracją.

To widać chociażby przy czytaniu tekstów. Widzę to nawet po studentach. Kiedy mamy przeczytać ze zrozumieniem jakiś dłuższy tekst, to staje się to dla nas dużym wysiłkiem, bo ciężko nam się skupić od początku do końca. Jest to niewątpliwie zmiana, która dzieje się na naszych oczach. Są osoby, które doskonale pamiętają, jak wyglądały gry komputerowe nawet kilkanaście lat temu. Współcześnie widać zmianę, która nawet w grafice dąży do przebodźcowania, co skutkuje przeciążeniem, a nasz mózg ma trudności, żeby nadążyć za postępem urządzeń elektronicznych.

Urządzenia elektroniczne otwierają przed nami masę drzwi, ale są też pułapką. Czym będzie się różniło to najnowsze pokolenie, które nie zna świata bez nowych technologii? Będzie odporne na pułapki, które one stawiają?

- Nowe technologie z założenia mają sprzyjać uczeniu się. Mówiąc o pułapkach, warto zachować więc pewne wyważenie i rozsądek. Niewątpliwym plusem jest to, że internet umożliwia niemal nieograniczony dostęp do wielu zasobów w bardzo krótkim czasie. Pod tym względem młodsze pokolenia mają dużo lepiej niż osoby, które dorastały przed erą komputerów. To wszystko jest na wyciągnięcie ręki, bardzo łatwo dostępne, bez szczególnych opłat.

Natomiast problem pojawia się przy pogłębionym przetwarzaniu treści, do których mamy dostęp. Dzisiaj jest ono mocno powierzchowne, bo jest ich tak dużo, że bardzo trudno dokonać pogłębionej oceny ich wartości. Mamy tendencje do skanowania wzrokiem. Internet oferuje nam wiele treści, ale użytkownik może mieć problem z weryfikacją czy to, do czego ma dostęp, rzeczywiście jest wartościowe i odsiewaniem tego, co jest gorsze. Jest to duże wyzwanie zwłaszcza dla młodszego pokolenia.

Dostępność teoretycznie powinna skutkować tym, że nauka przychodzi łatwiej, szybciej i przyjemniej, a w efekcie powinniśmy uzyskiwać wyższe rezultaty, natomiast bywa z tym różnie, ponieważ mamy dużo rozpraszaczy uwagi. Ładując stronę internetową, w mgnieniu oka wyskakuje nam mnóstwo ofert i równocześnie mamy nieprzerwany dostęp do mediów społecznościowych i komunikatorów. Pandemia pokazała, że trudno było nam się przestawić na naukę on-line, a bezpośredni kontakt z nauczycielem, który towarzyszy w procesie uczenia się, jest niezwykle ważny. Okazywało się, że uczniowie w pewnym momencie paradoksalnie chcieli jak najszybciej wrócić do szkoły. Nie chcieli uczestniczyć w zajęciach zdalnych i raczej byli biernymi obserwatorami. Gdy szkoły otworzyły się ponownie, uczniowie wracali do nich z wielką ulgą, co było dla wielu zaskoczeniem.

A jak nowe technologie mogą wpłynąć na zdolności poznawcze? Czy pokolenie Z będzie mierzyło się z negatywnym wpływem?

- Istnieje coś takiego, jak efekt Flynna. Odkąd wprowadzono testy na inteligencję, pokazywały one przez dekady, że iloraz inteligencji sukcesywnie wzrastał z pokolenia na pokolenie. Współcześnie natomiast zaobserwowaliśmy ciekawe zjawisko. Istnieje duża metaanaliza, która pokazuje, że pojawił się negatywny efekt Flynna. Widzimy stopniowy spadek ilorazu inteligencji na dekadę o półtora punktu procentowego. Nie jest to więc bardzo dużo, ale jednak jest to zupełnie nowa tendencja. Pojawia się zatem ciekawe pytanie, które pozostaje wciąż nierozstrzygnięte: co ma wpływ na taki stan rzeczy? Przewidywano, że włączenie nowych technologii do nauki wpłynie raczej na podwyższenie ilorazu inteligencji, a tymczasem widzimy przeciwny efekt.

Młodsze pokolenia mają mniejszą zdolność do filtrowania jakości treści pojawiających się w internecie, którą być może mają starsze generacje. Czy może to wynikać z tego, że te młodsze pokolenia dorastają z urządzeniami elektronicznymi? 

- Samokontrola, która jest niezwykle ważna w obcowaniu z mediami społecznościowymi, kształtuje się stopniowo. Małe dzieci nie mają jej jeszcze w pełni rozwiniętej. Zewnętrzne otoczenie bardzo mocno wpływa na ich funkcjonowanie. To jest trochę tak, że jak położymy słodycze przed małym dzieckiem, które bardzo je lubi, będzie ono miało ogromne trudności, żeby się opanować. Jeśli będą w zasięgu wzroku, to ono będzie chciało po nie sięgnąć z dużą pokusą.  Jeśli nie chcemy, by je jadło, to musimy je schować.

Z internetem jest podobnie. U dzieci obserwuje się dużą trudność dotyczącą tego, żeby one same z siebie regulowały dostęp. Dlatego tak ważna jest rola dorosłych jeżeli chodzi o ustalenie reguł i ich przestrzeganie. Raczej nie ma innej drogi - nie da się dzieci zupełnie wyizolować od technologii, natomiast pytanie na ile uczymy dzieci kontroli. Małe dzieci są bardzo chłonne - przyjmują jak gąbka to, co pojawia się ich otoczeniu. Natomiast nie mają w sobie rozwiniętego krytycyzmu, aby odsiewać to, co jest mniej wartościowe. Biorą wszystko.

Tak samo jest z książkami czy bajkami. Dziecko nie powie: "nie będę oglądać tej bajeczki, bo jest niekorzystna dla mojego rozwoju". Jeżeli będzie miało możliwość, to obejrzy. Rolą dorosłych jest, aby nauczyć dzieci odróżniać treści  wartościowe od tych niekorzystnych. Zalecenia są takie, że jeśli dziecko ma już korzystać z nowych technologii, to powinno to się dziać w towarzystwie osób dorosłych, a nie traktować je jako zastępstwo w opiece.

Czy z psychologicznego punktu widzenia przewiduje się to, jakie różnice w przystosowaniu społecznym pojawią się w pokoleniu Z i młodszym w porównaniu do starszych generacji?

- Widzimy, że jeśli chodzi o pokolenie, które od narodzin dorastało w świecie ze smartfonami, jest już różnica w kondycji psychofizycznej, zwłaszcza jeśli chodzi o kwestię obniżenia nastroju. To jest fascynujące zjawisko, bo wydawać by się mogło, że media społecznościowe powinny łączyć nas z ludźmi i pozornie to robią.

Ale na głębszym poziomie okazuje się, że generują poczucie osamotnienia i obniżenia nastroju. Możemy mieć kontakt ze znajomymi z drugiego końca świata, ale oddalamy się od tych, którzy są obok nas. Często media społecznościowe są też źródłem generującym porównywanie swojego życia do życia innych, ale tego, które kreują wirtualnie. Obserwujemy to, co publikują inni, zapominając, że jest to tylko pewna kreacja.

To materiał wybrany, wyprofilowany, a nie losowy. W efekcie porównywania się, życie, które znamy z codzienności, wypada niekorzystnie na tym tle. To okazuje się być trudne do zniesienia i mocno uderza w poczucie własnej wartości - czy tego chcemy czy nie. Poczucie własnej wartości uzależniło się jednocześnie od tego, co jest zewnętrzne, w tym od polubień i komentarzy. To pokazuje, że pewność siebie, zamiast być ulokowana w nas samych, to istnieje w zależności od innych ludzi.

Stajemy się uzależnieni od opinii innych, a gdy spotykamy się z negatywnymi komentarzami lub reakcjami pod naszym adresem, to uderza to dużo mocniej w osłabione już poczucie własnej wartości. To widać również na poziomie czasu korzystania z mediów społecznościowych. Okazuje się bowiem, że osoby, które korzystają z nich intensywnie, są aż trzy razy bardziej narażone na stany depresyjne niż osoby korzystające sporadycznie. Na Uniwersytecie w Pensylwanii zrobiono badania, które pokazały, że ograniczenie czasu korzystania z mediów społecznościowych do 30 minut dziennie istotnie zmniejsza poczucie samotności i poprawia nastrój. Patrząc na większe dane, widać oczywistą zależność.

Jeśli chodzi o budowanie relacji, czy można powiedzieć, że smartfony i media społecznościowe wywróciły je do góry nogami?

- Jednoznaczna odpowiedź nie jest możliwa, bo współczesny styl życia bez wątpienia również ma na to niebagatelny wpływ. Tempo pracy i dużo zmiennych powoduje, że relacje międzyludzkie wyglądają inaczej niż nawet 10 lat temu. Warto z jednej strony docenić to, co oferują nam media społecznościowe.

Z jednej strony możemy utrzymywać kontakty, które bez mediów nie byłyby możliwe. Nowe technologie zwiększają także możliwości uczestniczenia w procesie uczenia się osób, które normalnie nie mogłyby być obecne ze względu na chorobę lub hospitalizację. Kiedyś dziecko, które trafiało do szpitala, było kompletnie wyłączone z procesu nauki i kontaktu z rówieśnikami. Teraz przeszkody są znacznie mniejsze.

Media społecznościowe dają również niektórym możliwość znalezienia znajomych lub odzyskania kontaktu z osobami sprzed lat. Relacje są już jednak innego rodzaju niż kilka-kilkanaście lat temu. Może być ich dużo, są różnorodne, ale zaczynają być specyficzne. Te związane z rzeczywistością wirtualną są zupełnie inne niż w realu. Konsekwencje społeczne widać w kompetencjach społecznych, z którymi nikt się nie rodzi, trzeba je trenować.

A dzieje się to przez zawieranie znajomości, rozmowy, kłótnie, godzenie się. W wieku szkolnym jest to pewnego rodzaju poligon, na którym człowiek ma szansę uczyć się, jak funkcjonować z innymi ludźmi. A gdy te możliwości się zmniejszają na koszt przenoszenia relacji to wirtualnej rzeczywistości, to te umiejętności się nie rozwijają. Dzieci i młodzież mają coraz większe problemy w realnych kontaktach, gdy np. mają załatwić jakąś sprawę werbalnie. Staje się to coraz większym wysiłkiem i trudnością.

Wolą napisać wiadomość niż wejść w realną interakcję, która wymaga kontaktu wzrokowego i mowy ciała. Każdy człowiek ma potrzebę bliskości, ale wydaje nam się, że możemy zaspokoić ją wirtualnie. W istocie, potrzebujemy jednak realnego kontaktu związanego z bliskością fizyczną. I z badań przeprowadzonych w okresie pandemii jasno wynikało, że było to coś, czego  najbardziej brakowało uczniom. A z konsekwencjami izolacji społecznej prawdopodobnie będziemy borykać się jeszcze długo.

„Zdrowie na widelcu”: Rodzaje soli. Jaka jest najzdrowsza?Polsat Cafe
Styl.pl
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas