Przy stole z Hitlerem. Wegetarianizm, pasja do słodyczy i obsesyjne dbanie o wagę
Na talerzu tyrana, między kawiorem a pasztetową, kryją się jego pragnienia, motywacje, obsesje, lęki i kompleksy zakorzenione jeszcze w dzieciństwie. Kryje się jego prawdziwe Ja. Od fanatycznego wegetarianizmu Hitlera, który dyktator tłumaczył wstrętem, jaki wzbudzały w nim rzeźnie, po napawające grozą kolacje na Kremlu, z których można było trafić prosto do Łubianki. Od zakrapianych przyjęć Husajna po imperialne bankiety Bokassy. Od rewolucyjnej chłopskiej diety Mao po obiadowe ekscesy Ceaușescu - książka francuskiego dziennikarza Christiana Roudaut uchyla drzwi kuchni i jadalni największych despotów XX wieku, odsłaniając tajemnice ich krwawych rządów.
Na początku lat dwudziestych Adolf Hitler, przyszły uwodziciel tłumów okazuje się społecznie nieprzystosowany do salonowych rozmów. Ten drobny, źle ubrany mężczyzna, tak dziwaczny z tym swoim niesfornym kosmykiem i miotełką pod nosem, albo zamyka się w sobie, rozdrażniony, albo pozwala się wymknąć z wykrzywionych nienawiścią ust nieprzerwanemu potokowi rasistowskich i antysemickich słów. Goście z niemieckiej śmietanki towarzyskiej nie wiedzą jeszcze tego, czego w końcu nauczą się wszyscy sąsiedzi Führera przy stole: wiadomo, kiedy hitlerowski monolog się zaczyna, ale nigdy nie wiadomo, kiedy się skończy.
Fragment książki "Przy stole z tyranem"
***
A czy sam Adolf Hitler ma świadomość, że jego wygląd znacząco odbiega od profilu idealnego Aryjczyka wyrzeźbionego przez jego własną propagandę? Wydaje się w każdym razie, że w swoich relacjach z talerzem kieruje się chęcią maksymalnego zbliżenia się do kanonów estetycznych ustanowionych przez ideologię nazistowską. Żeby pozostać panem swoich władz umysłowych, ale także wyglądu zewnętrznego, Führer pije bardzo mało alkoholu. W 1943 roku pojawienie się niewielkiego brzuszka skłania go do skończenia z i tak już bardzo skromnym spożyciem piwa. "Niemożliwe! Niech pan sobie wyobrazi mnie z dużym brzuchem. Ze względów politycznych byłoby to zabójcze!", zwierza się Albertowi Speerowi, młodemu architektowi, który został ministrem uzbrojenia. Jego strach przed otyłością jest wyraźnie związany z wizerunkiem prawie nadczłowieka, który pragnie prezentować. Podobnie jak ciało średniowiecznych królów odzwierciedla mistykę władzy monarszej, niemal święte ciało Führera nie całkiem do niego należy. Musi zatem kształtować tę sylwetkę, którą podarował narodowi niemieckiemu. Adolf Hitler, niepokojąc się swoją wagą i troszcząc się o swój publiczny wizerunek, próbuje panować nad sobą przed talerzem, choć nie zawsze mu się to udaje.
W czasach Trzeciej Rzeszy wszystko ma wymiar polityczny, również zwyczaje żywieniowe bohatera narodowego przekształconego przez propagandę w nietzscheańskiego nadczłowieka poświęcającego całe swoje życie ojczyźnie. Ten święty człowiek "poślubiony" Niemcom wybrał celibat. Skromny ubiór wielkiego przywódcy ma za zadanie odzwierciedlać proste upodobania mężczyzny zadowalającego się tym, co najistotniejsze. Mimo zaszczytów wynikających z władzy Hitler nigdy nie zapomniał o swojej przeszłości, kiedy przymierał głodem i był zdolny do wszelkich wyrzeczeń. To proste jedzenie, prosty ubiór, proste życie wyjątkowego przywódcy, który pozostał wierny swoim ideałom należały do bajki powtarzanej do znudzenia przez nazistowską propagandę. Odrzucenie produktów spożywczych o takich konotacjach społecznych jak kawior, homary, markowe wina musi świadczyć o lojalnym oddaniu interesom narodu niemieckiego. Wegetarianizm uzupełnia portret człowieka, który uczynił z ascezy zasadę życia. Wydaje się, że ów ofiarniczy wymiar tej postaci umknął sąsiadom Führera przy stole. Gdy czyta się ich wspomnienia, okazuje się, że współbiesiadnicy nazistowskiego reżimu wcale nie mają wrażenia, że łamią się chlebem z półbogiem pełnym mądrości i umiarkowania. Przeciwnie, odkrywają, że gospodarz często nie potrafi opanować wewnętrznego przymusu. Ponieważ nigdy nie opiera się ochocie na glukozę, nabrał niemal dziecięcego zamiłowania do cukierków, czekolady, owoców smażonych w cukrze, ciastek z jabłkami i z kremem, które pochłania bez umiaru. "Żaden dyktator aż tak nie lubił słodyczy" - napisał w związku z tym brytyjski historyk Robert Payne.
Hitler jest całkowitym przeciwieństwem smakosza. Za sprawą magii propagandy ów brak wyrafinowania stanie się cnotą. Nieokrzesanie tej postaci - w tym konkretnym przypadku jej małe zamiłowanie do wielkiej kuchni i subtelnych smaków - służy sfabrykowaniu wizerunku wielkiego sługi ludu kierującego się tym, co najistotniejsze. Koncentrowanie spojrzeń na stosunkowo skromnym stole Führera pozwala użytecznie puścić w niepamięć jego warunki życia, które nie mają w sobie absolutnie nic ascetycznego. Jego rezydencja w Obersalzbergu została przekształcona wielkim kosztem w imponujący gmach wznoszący się w bawarskich Alpach. Z okolicznych posiadłości usunięto mieszkańców, żeby nie zakłócali mu spokojnego odpoczynku. Powyżej Berghofu jest jeszcze ekstrawaganckie "orle gniazdo", które wymagało rujnujących prac i którym Hitler szybko przestaje się interesować.
Co do jego wyłącznego "małżeństwa" z Niemcami, chodzi o podobnie zręczną konstrukcję, bo Eva Braun jest stale chowana w szafie oficjalnych rezydencji, dobrze ukryta przed wzrokiem społeczeństwa. Wyczyn nazistowskiej propagandy będzie polegał na pogodzeniu ze sobą dwóch a priori sprzecznych obrazów: charyzmatycznej postaci o niemal nadprzyrodzonych mocach oraz skromnego człowieka, który rozumie lud. Dzięki pewnej sztuczce, zadziwiająco nowoczesnej jak na tamte czasy, stół staje się bardzo skutecznym narzędziem komunikacji. "Komunikacja kulinarna" jest dziś częścią folkloru politycznego niejednej kampanii politycznej: trzeba się przypodobać ludowi, przegryzając coś z maluczkimi. W latach trzydziestych bardzo rzadko się jednak zdarza, żeby mąż stanu pozwalał się fotografować przy stole, poza oficjalnymi bankietami. Propaganda, posługując się obiektywem fotografa Heinricha Hoffmanna, wykorzystuje chwile prywatności, żeby pokazać ludzkie oblicze Adolfa Hitlera częstującego się bezpośrednio z wazy, rozmawiającego ze swoim sąsiadem przy stole albo rozprawiającego o tym i owym z "prawdziwymi" ludźmi. Te zdjęcia, robione bez pozowania, żeby uchwyć naturalny, niezastygły charakter sytuacji, sprawiają wrażenie prostoty, ale także budzą szacunek. Hitler nauczył się grać na dwa fronty.
***
Książka "Przy stole z tyranem" Christiana Roudaut ukazała sie nakładem wydawnictwa ZNAK
Czytaj także: