Tomasz Schuchardt: Stworzyłem postać, która jest czystym złem
Gościem nowego odcinka podcastu wideo „Zdanowicz pomiędzy wersami” był aktor, Tomasz Schuchardt. W rozmowie z Katarzyną Zdanowicz opowiadał m.in. o roli w filmie "Dom dobry", miejscu pochodzenia, początkach kariery i potędze przypadku.
Pokazać przemoc z jak najgorszej strony
Rozmowę rozpoczął wątek nowej produkcji z udziałem aktora, zatytułowanej "Dom dobry", której premiera jest planowana na 2025 rok. Obraz w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego, choć budzi skojarzenia z produkcją sprzed lat, nie ma być kontynuacją "Domu złego", lecz całkowicie nową opowieścią. "Mam w szufladzie kilka projektów. One są w różnej fazie rozwoju. W mojej pracy ważny jest płodozmian i po filmie historycznym postanowiłem, że muszę zrobić historię kameralną. Pandemia chyba na to wpłynęła. Powstało dość dużo artykułów, książek na ten temat. Powoli zacząłem czytać, rozmawiać, spotykać się z ofiarami przemocy domowej. Już wtedy tak naprawdę pisałem scenariusz, niepostrzeżenie. W tym filmie jest bardzo dużo historii które wziąłem z życia, rozmawiając z ofiarami przemocy domowej" - mówił w kwietniu Smarzowski o swoim nowym dziele (cyt. za PAP).
Praca nad fabułą, dotykającą problemu tak istotnego jak przemoc domowa, musiała być dla Tomasza Schuchardta wyzwaniem. Czy największym w karierze?
- Nie lubię wartościować, układać ról pod względem trudności. Po pierwsze, boję się, że układając ją w ten sposób, zdeprecjonuję inne, które też nie zawsze były łatwe, po drugie myślę sobie, że to jest zawód. Od jakiegoś czasu tak poukładałem sobie sprawy, że jest on nie na pierwszym, ale na odpowiednim miejscu, czyli po rodzinie. Od czasu kiedy tak sobie to ułożyłem jest mi łatwiej - mówi Tomasz Schuchardt. - Kiedyś bardzo ciężko znosiłem krytykę i opinie innych, liczyłem się z nimi. Teraz już tego nie robię bo wiem, że to nie ma żadnego sensu.
Nie znaczy to jednak, że praca nad rolą nie była wyzwaniem. Tym większym, że Tomasz Schuchardt kreuję w niej postać sprawcy przemocy, dla którego motywacji, jak mówi "nie ma taryfy ulgowej".
- Przyjmując tę rolę nie do końca wiedziałem, z czym będę musiał się mierzyć, znałem tylko dwie sceny z castingu. Kiedy zaczynałem grać, wiedziałem już, że to będzie trudne. Ja nie mam w sobie agresji do ludzi - tłumaczy aktor. - Nie ma tam też taryfy ulgowej, która pozwalałaby nawet pokrętnie tę postać wytłumaczyć. Jest to czyste zło. Temu filmowi towarzyszy myśl, że jeśli chcemy pomóc ludziom, musimy pokazać tę przemoc z jak najgorszej strony więc ja wejdę w to jak najgłębiej i stworzę po prostu psychola.
Tomasz Schuchardt: Miałem kompleks pochodzenia
Tomasz Schuchardt studia aktorskie ukończył w Krakowie. Urodził się jednak na Pomorzu, w Starogardzie Gdańskim, a wychował się we wsi Sobowidz, niewielkiej, liczącej 300 osób miejscowości, w której kiedyś funkcjonował PGR. Przez długie lata nie lubił mówić o tym miejscu.
- Wychowałem się tam, ale miałem kompleks pochodzenia. To zaczęło się już w liceum, kiedy trafiłem do dobrej klasy i okazało się, że wszyscy są z miast. Na studiach często mówiłem, że jestem z Gdańska. Jednak tam też poznałem ludzi, którzy pochodzili z małych miast i byli dumni z miejsca swojego urodzenia - opowiadał. - Stworzyłem sobie też postać, która pomagała mi wnikać w ludzi, zaspokajać potrzebę atencji. Na szczęście w porę zrozumiałem, że najważniejsze jest bycie w prawdzie i że moją najważniejszą siłą jest moje pochodzenie, to co tam przeżyłem i co sprawiło, że jestem taki, a nie inny.
Żeby przejść drogę z niewielkiej wioski na plan filmowy, trzeba spotkać odpowiednich ludzi. Dla Tomasza Schuchardta jednym z nich był nauczyciel, który pokazał mu literaturę, muzykę.
- Stworzyliśmy na tej małej wsi namiastkę kółka teatralnego, klubu spotkań - opowiada aktor. - Potem dostałem się na Ogólnopolski Konkurs Recytatorski, gdzie jeden z jurorów zasugerował, że mógłbym zdawać do szkoły teatralnej. Na studia wybrałem Kraków, bo był dalej od domu niż Warszawa. Jak już wyjeżdżać, to porządnie.
Od czasu ukończenia szkoły teatralnej zagrał w kilkudziesięciu filmach i serialach, a jego praca dwa razy została uhonorowana nagrodą na festiwalu filmowym w Gdyni.
A jak czuje się dziś, kiedy wraca do rodzinnej miejscowości?
- Nie chcę mówić, że przed laty w mojej rodzinnej wiosce było dramatycznie ciężko albo że było bajecznie, pewnie było tak, jak wszędzie. Dziś raczej nie wracam tam jako wielki aktor - mówił, dodając że typowe dla sław życie, nie do końca mu odpowiada. - Nie lubię premier i czerwonych dywanów, bo tam się zmieniam. Tam jestem za głośny, za jowialny, za szeroki, nie chcę taki być. W innych miejscach mogę być sobą, takim jakim się lubię, takim który słucha.