Zza kulis: Krystyna Janda
Postanowiłam przenieść na deski mojego teatru wielokrotnie nagradzaną i popularną między innymi na Broadwayu sztukę Terrence’a McNally’ego "Matki i synowie" (już w repertuarze warszawskiego teatru Polonia - red.), bo to tekst ważny, aktualny, potrzebny.
Temat homoseksualizmu, na świecie poruszany od dawna, w Polsce jest nadal omijany, wręcz przemilczany. Dramat napisał ten sam autor, który stworzył "Marię Callas. Master Class" (aktorka gra główną rolę w tym spektaklu - red.).
Znam go, rozumiem i jest mi bliski. Moja bohaterka Katharine to kobieta w podobnym wieku co ja, mieszkanka Teksasu. Jest wdową, jej mąż pożegnał się z życiem pięć miesięcy przed rozpoczęciem akcji sztuki.
Jedyny syn, gej, zmarł piętnaście lat wcześniej na AIDS, a ona wciąż nie może pogodzić się z jego orientacją seksualną i śmiercią. Po stracie męża jeszcze dotkliwiej odczuwając samotność i rozczarowanie życiem, stara się znaleźć winnego.
Tekst McNally’ego ma niebagatelny walor poznawczy. Nasza wiedza o pokoleniu gejów, które umarło na AIDS w latach 80. i 90., jest żadna. Nie znamy i nie rozumiemy ich walki o życie, ich samotności i rozpaczy. U nas ciągle dominują tylko potępienie i pogarda. Sama gram w tej sztuce osobę nietolerancyjną i to, jaka jest ta postać, wiele nam uświadamia.
PANI 6/2016