Reklama

Ada Fijał: Bywam wesoła i smutna, poważna i niepoważna

Ma odwagę być nietuzinkowa. Wyrazisty styl, mocny makijaż, barwne stylizacje, rude włosy: wiadomo Ada Fijał. W sieci bawi i parodiuje, w filmach grywa role poważne, w życiu bywa wesoła i smutna, z przewagą optymizmu. Jest aktorką i stomatologiem - ukończyła Collegium Medicum UJ i krakowską PWST. Wątek medyczny i artystyczny przeplatają się w jej duszy i życiu.

Katarzyna Droga, Styl.pl: Ado, masz w październiku 45. urodziny. Rok temu o tej porze wypuściłaś clip "Hot 44 Eko Challenge", dwa lata temu uruchomiłaś projekt Ekowoman. To już będzie taka tradycja?

Ada Fijał: Chciałabym! Fajnie byłoby robić coś urodzinowo, co roku coś nowego, poruszającego, inspirującego do proekologicznych działań. Może i tym razem zdążę jeszcze nagrać piosenkę, ale nie obiecuję, bo wrzesień to akurat zawsze gorący czas w pracy. Pojawi się koło moich urodzin pewien projekt, o którym nie mogę jeszcze mówić, powiem tylko, że będzie muzyczny i będzie dla dzieci. Niemniej jestem dumna, że udało mi się namówić do udziału w poprzednich projektach moje koleżanki z branży, i że teledyski cieszą się popularnością.

Reklama

Tylko na Instagramie ponad 50 tysięcy odwiedzin, czy też odsłon...

- Wolę słowo "odwiedzin", bo to tak, jakby wpadali do mnie goście. To bardzo miłe i ważne, że ludzie doceniają to, co robię. Zwłaszcza, że te projekty powstały w celach artystycznych, nie komercyjnych, bez specjalnego planu, wydawnictwa, sama byłam wydawcą i wykonawcą,  po prostu po to, żeby zrobić coś dobrego dla siebie i dla świata.

Masz jakieś przemyślenia około urodzinowe, może po-pandemiczne?

- Tak, doszłam do wniosku, że przychodzi taki moment, kiedy bardziej kierujemy myśli do swojego wnętrza, i że to przypada na drugą połowę życia. W pierwszej działamy bardziej "na zewnątrz", chcemy zbudować siebie, pokazać co potrafimy, jacy jesteśmy. W drugiej już to chyba wiemy i skupiamy się na swoim wnętrzu. Zaczynamy stawiać pytania, chcemy dowiedzieć się, co czujemy, odbyć wędrówkę w głąb siebie.

- Mam poczucie, że podczas pandemii wszyscy, chcąc nie chcąc, odbyliśmy taką podróż. Na pewno była trudniejsza dla młodych ludzi, tych w fazie budowania. Dla tych w drugiej połowie życia, mogła okazać się łaskawsza i wzbogacająca. W moim przypadku to skupienie okazało się korzystne, bardzo mi posłużyło w wewnętrznym rozwoju. Myślę oczywiście o czasie na refleksje i przemyślenia, który był nam dany, nie o lęku, zagrożeniu, kosztach psychicznych tego, co się wydarzyło.

Powoli wracamy do normalnego życia. Widziałam twój filmik na ten temat: wracasz do Warszawy w zielonym kostiumie i białych szpilkach, ale z obawą, nawet przerażeniem, jakbyś chciała uciekać. To żart z odrobiną prawdy?

- Miałam takie myśli, ale ta faza już jest za mną. Byliśmy latem z rodziną w naszym domu na wsi, tak dobrze się czułam w zieleni i na świeżym powietrzu, że naprawdę kusiło mnie, żeby zostać. Moja praca jest głównie w Warszawie, nasz syn poszedł w tym roku do pierwszej klasy.

- Życie w odległości od miasta byłoby trudne logistycznie, więc postanowiliśmy wracać, a dom na wsi odwiedzać w weekendy. No i jestem, pracuję, i już dzieje się dużo, bo w naszym zawodzie tak jest, że albo nic albo wszystko na raz.

Bardzo aktywnie działasz w sieci, tak jakby to było medium stworzone dla ciebie. Żart, parodia, operujesz śmiechem. Cenisz uśmiech i humor?

- Bardzo! Przez śmiech można uczyć i jest to najłatwiejsza i najprzyjemniejsza edukacja. Potrzebujemy śmiechu, a w czasie pandemii był on wręcz konieczny. Dostawałam mnóstwo sygnałów, że moje żarty pomagają przetrwać i poprawiają ludziom humor.

- Komentarzy i wiadomości prywatnych było tak dużo, że pomyślałam: to moja misja, będę ludziom dawać uśmiech! Na moim Instagramie nie ma dużo poważnych tematów, co nie znaczy, że w ogóle się nie pojawiają. Kilka dni temu wrzuciłam post związany ze strajkiem medyków. Ale generalnie będę stawiać na żart i uśmiech. Od zawsze lubiłam komedie i często byłam w nich obsadzana w szkole teatralnej, dobrze się w nich czuję. Ilekroć gram poważne, dramatyczne role, to potem uciekam dla równowagi w komediowe.

A w życiu? Też się dużo śmiejesz, uczysz swojego synka śmiechu?

- O tak, tego uczę go z chęcią, i cieszy mnie bardzo, że ma poczucie humoru. Co więcej, sam umie zażartować. Jestem zadowolona i dumna, że mój syn łapie to, czym jest żart. Ja sama jestem taka jak wszyscy, bywam wesoła i smutna, poważna i niepoważna.

- Nie znam pesymistów i optymistów w czystej postaci, nie spotkałam nikogo, kto jest tylko wesoły i zawsze ma dobry humor albo tylko ponury i smutny. Nie znasz radości, jeśli nie poznasz smutku, jedno bez drugiego nie istnieje. Ja, jak większość artystów, jestem wrażliwcem, odczuwam emocje ze zdwojoną siłą, i te pozytywne, i te negatywne. Chyba trochę przeważa we mnie optymistka, ale miewam różne fazy nastroju, nawet w ciągu dnia. Na pewno mam w sobie dużo pozytywnego nastawienia do ludzi, bo ich lubię. Jestem zodiakalną Wagą, a Wagi są miłe dla otoczenia i sprawia im to przyjemność. Jestem więc poprawiaczem nastroju, chociaż sama miewam różne odsłony wewnętrzne.

Masz sporo odwagi i dystansu wobec do siebie. Ubierasz się jak lubisz, śpiewasz co chcesz. Wyniosłaś to z domu, nikt nie mówił: "Ada, to nie wypada?"

- O, wiele osób śpiewało mi ten refren. Nigdy nie odbierałam tego w ramach krytyki, raczej jako wyraz sympatii do moich pomysłów. A dystansu do siebie i życia nauczyły mnie studia medyczne. To, że najpierw byłam na medycynie, blisko ludzi i ich dramatów, takich, które mocno zapadają w pamięć.

- Studiowałam już trzy lata, kiedy trafiłam do szkoły teatralnej i tamtejsze dramy wydały mi się jednak dużo mniejsze. Potem jakiś czas pracowałam jako lekarz, zanim wybrałam aktorstwo. Nabrałam dystansu do naszych codziennych porażek, braku roli czy innych niedogodności - po zetknięciu z prawdziwym cierpieniem, zwykłe problemy traktuje się z większym optymizmem.

Nie żałowałaś medycyny, czasu, który poświęciłaś na te studia?

- Nie miałam poczucia straconego czasu, jedynie świadomość, że dużo później niż rówieśnicy zaczynam swoją artystyczną drogę. Wchodziłam w aktorski świat z dystansem, miałam świadomość, już coś zawodowo osiągnęłam, że pewnych rzeczy nie wypada robić. Ten luz, swoboda, to, że zaczęłam po prostu dobrze bawić się sztuką, przyszły z pewnym opóźnieniem.

Ale nie za późno! Z którego projektu jesteś szczególnie dumna?  

- Chyba z naszego komediowego spektaklu "Żelazne waginy. Cześć i chwała bohaterkom", który przygotowałyśmy z Moniką Babulą, Karoliną Czarnecką i Agnieszką Przepiórską. Grałyśmy "Żelazne waginy" do początków pandemii, byłyśmy z nimi na Festiwalu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu i na Openerze, miałyśmy nawet sesje w Vouge’u! Waginy naprawdę zostały docenione. To jest wspaniały projekt, żeńska odnoga "Pożaru w burdelu", wyreżyserowana i napisana przez Michała Walczaka.

Opowiadamy o silnych postaciach kobiecych, które miały wpływ na historię Polski, o żonie Mieszka, o Skłodowskiej - Curie, Aleksandrze Piłsudskiej, Wandzie Gertz, ale w spektaklu pojawia się też wiele innych postaci. Ja wcielam się między innymi w seks edukatorkę i ... Melanię Tramp.

Sama czujesz się silną kobietą?

- Tak. Moja mama jest silna i chyba trochę po niej to odziedziczyłam, chociaż ostatnio daję sobie prawo do wszystkiego, do słabości też. Pandemia naprowadziła mnie na taką myśl, że nie musimy ciągle być siłaczkami, że przychodzi moment na słabość i trzeba sobie na nią pozwolić.. Żeby być silną, musisz być w pewnym momencie słabą! Wydaje mi się, że nie ma kobiet karabinów, bezustannie silnych, trwanie w takim stanie byłoby wręcz niezdrowe.

Nagrałaś audiobook o Annie Tomaszewicz - Dobrskiej "Pani doktor. Opowieść o pierwszej polskiej lekarce". To jedna z takich silnych kobiet, pierwsza Polka, która uzyskała dyplom i zaczęła praktykować. Nie miała łatwo! Czułaś solidarność i sympatię do tej postaci?

- Bardzo się z nią utożsamiałam. Imponują mi sposób, w jaki pokonywała trudy, z którymi musiała się zmierzyć, stoczyć walkę z ówczesną mentalnością i poglądami, że kobiety nie mogą być lekarzami, bo "mają mniejsze mózgi i są zbyt emocjonalne". Anna była uparta, ukończyła medycynę w Szwajcarii. To pierwsza polska pani doktor. Jej dzieje otworzyły mi oczy na świat medycyny sprzed ponad stu lat. Uświadomiłam sobie, gdzie jesteśmy teraz.

- My, kobiety, jesteśmy dziś jednak na zupełnie innej pozycji i to dzięki prekursorkom, takim jak Dobrska. Zmieniło się też wiele w medycynie, w zasadzie zmieniło się wszystko, choćby w zakresie higieny, poglądów na metody leczenia. Symbolem tych zmian może być kołtun - kłak splątanych włosów, pełen wszy i brudu, którego pacjenci nie chcieli obciąć, bo wierzyli, że to ich osłabi, wywoła choroby. W historii doktor Dobrskiej wiele jest takich scen, a ja zauważyłam, że teraz, w pandemii, uaktywniło się sporo zabobonów i podobnie irracjonalnych teorii.

- Dlatego wydałam walkę tym współczesnym kołtunom, pomysłom, że koronawirus nie istnieje, szczepionka prowadzi do depopulacji, zabija albo kontroluje. Staram się rozmawiać na Instagramie z lekarzami, i robić live’y z fachowcami. Na przykład z ratownikiem medycznym Jankiem Świtałą, który opowiada co się działo na pierwszej linii frontu podczas pandemii. Z medycyną w moim życiu, nie jest tak, że ja to jakoś wyparłam i w ogóle mnie to teraz nie interesuje. Na temat szczepionek wiem naprawdę dużo! Dziwię się, że są ludzie, którzy myślą tak, jakby wciąż żyli w XIX wieku.

Lubisz podróże w czasie? Jaką epokę byś wybrała dla siebie?

- Najbardziej lubię lata dwudzieste i trzydzieste minionego wieku, bo moja babcia była przedwojenną damą i zaszczepiła mi miłość to tej epoki. Opowiadała mi o tym, jak wyglądał wtedy świat, jak Polska cieszyła się po odzyskaniu niepodległości, powstawały nowe teatry i kabarety, jaki entuzjazm panował w społeczeństwie. Najlepsze filmy i melodie powstawały właśnie wtedy.

- To bardzo działało na moją dziecięcą wyobraźnię, kształtowało poczucie estetyki. Babcia powtarzała, że Marlena Dietrich otworzyła nam drzwi do męskiej garderoby, a Pola Negri pierwsza zaczęła malować paznokcie u stóp na czerwono i założyła sandały na gołe stopy. Uwielbiam modę tamtych czasów, stylizacje i piosenki, przecież "Ada, to nie wypada" to szlagier przedwojenny.

Lubisz tańczyć, a na Tik Toku pokazujesz sprawne ciało i świetną figurę. Ćwiczysz?

- Wiem, że to zabrzmi niepolitycznie, ale ja prawie nie ćwiczę. Moja figura to geny i znakomita przemiana materii. Lubię taniec, ale siłownia nie sprawia mi żadnej przyjemności, nudzi mnie. Rozumiem jednak, że komuś może to dawać radość.

- Nagrałam nawet filmik: wchodzę z trenerem na siłownię, on mi pokazuje: tu po prawej ludzie ćwiczą tak, tam inaczej, a ja jak trochę przerażona turystka robię zdjęcia i traktuję siłownie jak muzeum. Jakbym nie rozumiała, co ludzie tam robią...

Czego życzyć ci na 45. urodziny? Kontynuacji tego co jest?

- Tak! Niech wszystko nadal będzie jak jest, to będę bardzo zadowolona.

Zobacz także: 


Styl.pl
Dowiedz się więcej na temat: Ada Fijał
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy