Reklama

Clark Gable i Carole Lombard: Drwal spotyka ślicznotkę

Zanim Gable i Lombard stali się wielkimi gwiazdami Hollywood, zanim się jeszcze poznali, zakochali w sobie, a potem zdołali nabrać całą Amerykę na związek, mówiąc w skrócie, "w grzechu", byli skromnymi, nic nieznaczącymi mieszkańcami Środkowo-Zachodnich Stanów Zjednoczonych.

Gable dorastał w rolniczym Ohio, miał ojca farmera i matkę "artystkę", która zmarła sześć miesięcy po jego urodzeniu. Kolejne lata życia spędził u swoich dziadków w gospodarstwie rolnym, ale "artyzm" jego matki, dość słabo uargumentowany, często wykorzystywano, aby wyjaśnić, jakim sposobem tak postawny i męski facet obrał kurs na nieco sfeminizowane środowisko sceny. (...)

W 1924 roku poznał Josephine Dillon, starszą o siedemnaście lat nauczycielkę aktorstwa. Dillon udoskonaliła jego zdolności aktorskie, nauczyła go, jak modulować głos i dopasowywać do różnych ról męskich. Zafundowała mu także nowe zęby, jako że te, którymi mógł pochwalić się Gable, zupełnie nie nadawały się do poważnych występów aktorskich, nie wspominając już o Hollywood. Dillon była pierwszą z całego wianuszka starszych kobiet, które stały się towarzyskimi i kulturalnymi mentorkami Gable’a, w znacznym stopniu go finansując. Aktor był więc utrzymankiem, lecz ten fragment jego życiorysu skrzętnie pomijano, podkreślając, że po prostu uwielbiał "wytworne kobiety".

Reklama

Gdy Dillon wystarczająco wszechstronnie ogładziła Gable’a, para przeprowadziła się do Los Angeles i wzięła ślub. Gable parał się pomniejszymi rólkami i zawalił sprawę na przesłuchaniu. Znalazł angaż w kilku przedstawieniach wędrownych trup aktorskich i z tego powodu opuścił zarówno Los Angeles, jak i Dillon, po czym w końcu zagrał kilka głównych ról na Broadwayu, gdzie chwalono jego "dynamiczne i okrutnie męskie" usposobienie w sztuce "Machinal " (1928). Podczas swego pobytu w Nowym Jorku poznał Rię Langham, dwukrotnie rozwiedzioną bywalczynię salonów, również starszą o dekadę od Gable’a. Informacje na temat tego, kiedy rozpadł się związek z Dillon, a zaczął z Langham, są dość niejasne. Wiadomo jednak, że w 1931 roku aktor wrócił do Los Angeles, aby zagrać w nowej sztuce, a niebawem uzyskał rozwód z Dillon i pozwolenie na zawarcie małżeństwa z Langham.

Wystąpił w przesłuchaniu dla Warner Bros., ale dyrektor studia rzekomo orzekł, że aktor ma za duże uszy i "wygląda jak małpa". Na stracie wytwórni Warner zyskało studio MGM. Gable harował prawie całą dekadę, grywając na peryferyjnych scenach Hollywood, ale w końcu podpisał kontrakt. Z początku grywał złe charaktery. Jego ciemna karnacja i ulizane włosy pasowały do takiego wizerunku. W 1931 roku zagrał szefa mafii w "Dance, Fools, Dance". Wystąpił u boku Joan Crawford i mimo że była to jedynie rola drugoplanowa, to poza nogami Crawford aktor stanowił najbardziej gorący punkt filmu. W ciągu kolejnych kilku miesięcy MGM obsadzało go w coraz bardziej znaczących rolach, a "The New York Times" donosił, że "nie było tajemnicą", iż dyrektorzy wyznaczają Gable’owi ścieżkę ku sławie.

Wówczas Gable’a opisywano przede wszystkim jako amanta. Jego widoczny gołym okiem błyskawiczny awans, łącznie z tęsknym i smętnym spojrzeniem, w naturalny sposób przywodził na myśl porównania z Valentino, ostatnim wielkim kochankiem Hollywood. Gable, podobnie jak Valentino, przeszywał serca kobiet "prądem", wystarczyło tylko, aby pojawił się na ekranie, a kobiety już mdlały. Rysy jego twarzy były charakterystyczne. Jak opisywano w artykule trafnie zatytułowanym "Dlaczego kobiety tracą głowę dla Clarka Gable’a", grani przez niego bohaterowie pozostawali niewzruszeni, a jednak domagali się "zupełnej uległości" - jeśli nie mogli jej dostać, woleli raczej zginąć. To było skrajne i siłowe rozwiązanie, lecz w pewien sposób było też elementem romantycznego rozumienia miłości i pożądania, a to kobietom wydawało się niewymownie sexy.

Lecz Gable - lub dokładniej: biuro prasowe MGM - rozumiał, że wizerunek "amanta" nie mógł zaprowadzić go dalej. Z pewnością kobiety go kochały, ale mógł również wzbudzić gniew i ostrą reakcję męskiej części publiczności. Jakie było rozwiązanie tego problemu? Szeroko zakrojona kampania wybijająca fanom z głów ten wizerunek aktora. Żeby to osiągnąć, nagłośniono w mediach, że Gable gra, co prawda, osobliwy typ uwodziciela na ekranie, jednak jego "prawdziwe ja" było zupełnie inne. Przywoływano wyznanie aktora, że jego władza nad kobietami to "stek bzdur".

Gwiazdor przyznawał, iż okazywane mu zainteresowanie go zawstydza. "Lubię kobiety" - powiedział w "Motion Picture" - "ale wprawiają mnie w zakłopotanie, chyba że je dobrze znam". Widzimy tu taką samą linię interpretacyjną wydarzeń, jak tę z czasów liceum: sam fakt, że dziewczyny się nim interesowały nie oznaczał, iż był jakimś donżuanem. Tak naprawdę Gable był tak pochłonięty byciem prawdziwym mężczyzną, że nie miał czasu nauczyć się, jak flirtować czy uwodzić kobiety.

W miejsce zdezawuowanego wizerunku amanta studio MGM wykreowało niekwestionowanie męski obraz. Pierwszym posunięciem na tej drodze było zaakcentowanie atutów fizycznych Gable’a. Artykuł za artykułem podkreślał jego rosłą posturę, odnotowując wzrost (między 185 a 188 cm, w zależności od źródła) oraz wagę (między 180 a 200 funtów − w różnych momentach jego kariery). Był tak szeroki w barach, że nosił jedynie ręcznie szyte garnitury i przywodził na myśl skojarzenia z mistrzem boksu Jackiem Dempseyem. Nie znosił krawatów i eleganckich strojów, wolał raczej wskakiwać w zwykłe swetry. Sprawiał wrażenie, że posiada "siłę fizyczną", lecz wedle jednego z czasopism: "podobnie jak w przypadku Jacka nie sposób sobie wyobrazić, aby jej nadużywał".

Co więcej, Gable był domatorem, nie lubił się zabawić, ani nie wychodził na miasto. Uważał, że Hollywood było zbyt cywilizowane, potrafiło "zmiękczyć każdego mężczyznę w miesiąc". Jego dom stanowił dowód, że był "twardzielem" zarówno na ekranie, jak i poza nim. Znajdował się tam "kobiecy" pokój dla jego nastoletniej pasierbicy, ale poza tym wszystko przepełnione było męskością: pokój myśliwski oraz gabinet, gdzie ku swemu zadowoleniu mógł strzepywać popiół z cygar na podłogę, a na drewnianej boazerii na ścianach wisiały głowy zwierzyny ustrzelonej jego ręką.

To na pewno nie był żaden Valentino ze swoimi draperiami i bransoletami niewolnika. To Clark Gable, "ostatni z nieposkromionych bohaterów Hollywood". Wizerunek Gable’a z powodzeniem zbudowano na stereotypie męskości, nadal jednak aktor nie był do końca gwiazdorem. Wielu biografów twierdzi, że w tamtym czasie łączyło go płomienne uczucie z Crawford - do roku 1934 wystąpił u jej boku w sześciu filmach - jednak MGM najwyraźniej nie mogło podać tej informacji do publicznej wiadomości. To prawda, fani od zawsze uwielbiali gwiazdorskie pary, jednak oboje aktorzy byli w związkach małżeńskich. Co więcej, gdyby zaczęli spotykać się w prawdziwym życiu, do Gable’a przypięto by łatkę amanta. Tak naprawdę potrzebował stać się charyzmatycznym aktorem pierwszoplanowym, nie takim jak w "Kaprysie platynowej blondynki "(1932), w którym to jego podstępna towarzyszka, Jean Harlow, błyszczała w każdej scenie.

Pierwszym krokiem ku temu był film "Ich noce". Zgodnie z wątpliwym mitem w 1933 roku solidnie zamroczony alkoholem Gable w drodze do domu potrącił przechodnia, który zginął na miejscu. Spece z MGM uprzątnęli ten bałagan, załatwiając z pracownikiem studia, że to on poniesie odpowiedzialność i odsiedzi wyrok w więzieniu. Szef wytwórni Louis B. Mayer wściekł się na aktora za kłopoty, które ściągnął mu na głowę, i ukarał go wypożyczeniem studiu Columbia (mniej znaczącym niż MGM). Tam obsadzono go w filmie "Ich noce" w roli sympatycznego i konkretnego dziennikarza, który poskramia nieokiełznaną dziedziczkę fortuny dzięki mieszance celnie wymierzonych klapsów i dosadnych przemów. Film miał premierę w 1934 roku i od razu stał się hitem. Dzięki niemu Gable zdobył Oscara, a także ekranowy wizerunek, który MGM zdołało połączyć z jego "prawdziwym" (czytaj: męskim) wizerunkiem.

Sam Gable podkreślał to skojarzenie. W "Motion Picture" powiedział, że Pete był pierwszą postacią, którą grał i w której skórze mógł być naprawdę sobą. Pete to był on. Do tego stopnia, że Gable zdecydował się do roli założyć swój dziesięcioletni kapelusz, jako że zarówno on, jak i Pete byli typem gościa, który nosi swój wyświechtany do ostatniego strzępu kapelusz. Ów "nowy Gable", zdaniem "Photoplaya", "zrzucił z siebie kajdany" skojarzeń z wizerunkiem idola. Nie stanowił już jedynie obiektu pożądania kobiet, Gable był teraz mężczyzną z krwi i kości. Sukces filmu stanowił wynik świetnego scenariusza oraz gry aktorskiej zarówno Gable’a, jak i Claudette Colbert. Nie zaszkodziło także to, że obraz był niezwykle dwuznaczny, tak jak to tylko potrafiły filmy z lat trzydziestych, w których tak naprawdę nie pokazywano na ekranie ani krzty seksu.

Colbert podciągnęła spódnicę i pochwaliła się udem w obecnie już kultowej scenie łapania autostopu, a Gable zasłynął ściągnięciem koszuli i pokazaniem... braku podkoszulka. Dziś może wydać się to błahe, ale wówczas obowiązujący sposób ubierania się nakazywał, żeby mężczyźni zawsze nosili podkoszulek. Gdy Gable go nie założył - i pokazał to w dodatku w jednym z najbardziej popularnych filmów roku - producenci podkoszulków zaczęli obawiać się o swój interes. Nie miał znaczenia prawdziwy i mierzalny skutek ekonomiczny, liczył się wniosek: Gable był gwiazdorem, który poprzez wybór garderoby mógł kompletnie zmienić sposób myślenia.

Przez kolejne trzy lata Gable i MGM wypuszczali hit za hitem, wystarczy wspomnieć tylko "Zew krwi" (1935) czy "Bunt na Bounty" (1935), obrazy, które ugruntowały jego image. Pomimo że profesjonaliści z wytwórni filmowej usiłowali przekazać coś zupełnie innego, małżeństwo aktora było w opłakanym stanie. Zdążył już rozstać się ze swoją drugą żoną, Rią, rzekomo ze względu na flirt z Crawford. Aby uciszyć pogłoski o zdradzie małżeńskiej, niezwykle przekonujące, zwłaszcza biorąc pod uwagę kreowany wizerunek Gable’a lansowany przed kamerami oraz wiek Rii i jej stosunkową naiwność, "Photoplay" opublikował cały artykuł poświęcony temu, "dlaczego gwiazdorzy żenią się z prostymi dziewczętami". Sugerowano, że Ria wyróżniała się "czymś więcej niż tylko zwykłą, piękną powierzchownością", miała bowiem "czar, pewność siebie i ogładę", potrzebne, by przyćmić każdą śliczną gwiazdeczkę.

Dlaczego zatem ni z tego, ni z owego czasopisma dla fanów tak usilnie starały się stać na straży małżeństwa Gable’a? Może dlatego, że zrobił dziecko Loretcie Young, bardzo młodej aktoreczce, grającej u jego boku w filmie "Zew krwi". Magazyny dla fanów mogły nie wiedzieć wszystkiego, ale spece z MGM z pewnością posiadali wystarczającą wiedzę, by wcielić w życie strategiczny plan odwracania uwagi od sprawy prasy plotkarskiej. Young, gorliwa katoliczka, już i tak wystarczająco nagięła swoje przekonania, wdając się w romans zarówno z Gable’em, jak i żonatym Spencerem Tracym, ale aborcja - wówczas typowe lekarstwo na niechciane skutki uboczne gwiazdorskich romansów - nie wchodziło w grę.

Mająca zatuszować skandal intryga przeszła do historii Hollywood jako jedna z najbardziej zawiłych. Young wyruszyła w długą podróż po Europie i wróciła do Los Angeles w ósmym miesiącu ciąży. Wówczas studio MGM zadbało o to, aby przebywała w odosobnieniu, z dala od wścibskich spojrzeń, za to z zastępem zatrudnionych przez MGM pielęgniarek. Żeby uciszyć plotki na temat prawdziwej przyczyny "długiej choroby" Young, MGM zorganizowało aktorce wywiad dla prasy, którego udzieliła, leżąc w łóżku wśród starannie ułożonych poduszek ukrywających jej faktyczny stan. Urodziła dziecko w listopadzie 1935 roku i oddała do adopcji jedynie po to, aby sama mogła je adoptować dziewiętnaście miesięcy później. Widzowie nigdy się o tym nie dowiedzieli, a wizerunki zarówno Gable’a, jak i Young pozostały nienaruszone. Dopiero dziesiątki lat później sekret ujrzał światło dzienne.

Ria Gable mogła, ale nie musiała wiedzieć o romansie i jego komplikacjach, jednak wedle relacji pewnego czasopisma, gdy Gable wrócił z planu filmu "Zew krwi", jego pierwsze słowa brzmiały: "Chcę odzyskać swoją wolność". Gdy wszędzie krążyły pogłoski o skrywanym romansie aktora z Young, studio MGM wiedziało, że to nie jest odpowiedni czas na występowanie o rozwód. Uzyskano więc separację, po której Gable udał się na długie wakacje do Ameryki Południowej. Orzeczono także wstępny i wspaniałomyślny podział majątku. To było rozstanie w odcinkach. Plotki na temat nieszczęścia w małżeństwie powtarzano od tak dawna, że z czasem wszyscy uwierzyli w naturalną kolej rzeczy i zaakceptowali to, że Gable jest kawalerem pod każdym względem, no, może pomijając stan prawny.

Kawaler potrzebował wizerunku kawalera, a Gable’owi nietrudno było go odnaleźć. O ile wcześniej kreował się na szczerego, nielukrowanego, męskiego gościa, teraz nabrał cech supermęskiego twardziela. Jeśli wierzyć przekazom prasowym, Gable nigdy nie nocował w Hollywood, jeśli akurat nie pracował. Gdy tylko zmywał makijaż z twarzy, wyruszał w góry, na odludzie, nad rzekę, nieważne gdzie, ważne, że mógł się tam dostać swoim jeepem, zapakowanym po brzegi bronią i sprzętem obozowym. Takie opowiastki wpadały w ucho, a do tego pomagały odwrócić uwagę od pogłosek na temat związku Gable’a z kolejną aktorką Hollywood, znaną szerokiej publiczności, z którą lata temu, gdy ich wizerunki dopiero nabierały kształtów, wystąpił w jednym filmie. Była to Carole Lombard, kobieta dorównująca mu energią i wigorem. (...)

Czytaj więcej na następnej stronie!

Szaleństwo na punkcie zwariowanej dziewczyny odciągało uwagę od najbardziej znaczącego i potencjalnie najbardziej skandalicznego wydarzenia w "prawdziwym" życiu Lombard, a mianowicie rozkwitu jej związku z Clarkiem Gable’em. Narosło mnóstwo mitów wokół pierwszego "ponownego spotkania" Gable’a i Lombard; istniały przynajmniej trzy wersje tego wydarzenia. W skrócie wyglądało to tak: 7 lutego 1936 roku ich wspólny przyjaciel - Jack Whitney? znajomy Gable’a Donald Ogden Stewart? osławiona hrabina di Frasso? - wyprawił popołudniowe przyjęcie. Wedle jednej z pogłosek impreza musiała odbyć się w południe, ponieważ żonie gospodarza, cierpiącej z powodu załamania nerwowego, zakazano udziału w przyjęciach po zmroku. Jakie proste rozwiązanie się nasuwało? Wyprawić zabawę za dnia, nazwać ją doroczną imprezą z okazji załamania nerwowego i kazać wszystkim gościom ubrać się na biało. Wedle innego przekazu to była po prostu "biała impreza", a ktoś inny twierdził, że to zwyczajne popołudniowe przyjęcie, podczas którego obowiązywał strój formalny.

Jakakolwiek by w końcu była okazja czy też powód imprezy, wejście Lombard nikogo nie pozostawiło obojętnym. Odziana w biel, przyjechała karetką, a na przyjęcie wnieśli ją czterej dobrze zbudowani mężczyźni. Gable serdecznie się tym ubawił. Para spędziła resztę popołudnia na grze w tenisa, a ona zrobiła na nim piorunujące wrażenie swoim totalnym brakiem skrępowania. W "Photoplayu" tłumaczono, że w końcu była to dziewczyna, która "zupełnie nie dbała o to, czy zmył jej się makijaż lub zmierzwiły włosy". Tydzień później Lombard kazała sprowadzić zabytkowego i przerdzewiałego Forda Model T - "najnędzniejszy samochód na całym współczesnym świecie" - żeby pomalować go w serduszka, a potem... dostarczyć pod drzwi Gable’a, tak aby zdążyć na walentynki. Oczywiście podbiło to serce Gable’a, który niezwłocznie wskoczył za kółko i ruszył po Lombard, żeby zabrać ją na przejażdżkę po mieście. Nieważne, czy to prawda, czy też nie, historii ich spotkania nie podano wówczas do publicznej wiadomości. Zamiast tego spece z MGM pracowali w pocie czoła nad utrzymaniem ich związku w tajemnicy, aby publiczność nie zareagowała negatywnie na opowieści o królu Hollywood "na łowach", mimo że wciąż tkwił w małżeństwie z inną kobietą.

Wystawili się jednak na widok publiczny, nie sposób było w felietonach plotkarskich o nich nie wspomnieć. Świadczy o tym choćby krótki tekst w rubryce "he Talkie Town Tattler", który znalazł się w kioskach z gazetami w lipcu 1936 roku. Napomknięto w nim, że para wybrała się razem do cyrku, insynuując przy tym, iż jednemu przytoczonemu nazwisku często towarzyszyło drugie. Wciąż usiłowano jednak zdusić plotkę w zarodku. W swoim felietonie w kolumnie plotkarskiej Sheilah Graham zapewniała, że Gable i Lombard doszli do wniosku, iż do siebie nie pasują, nawet jako przyjaciele, jeśli wziąć pod uwagę różnicę temperamentów. Było to wyznanie stojące w tak rażącej sprzeczności z ich jawnymi działaniami, że z daleka widać było zasłonę dymną, wypuszczoną przez studio filmowe.

Ponieważ jednak związek trwał, wytwórnia MGM zdała sobie sprawę, że musi umiejętnie pokierować sprawą, aby prawda o romansie nie wymknęła się spod kontroli. W reportażu w "Photoplayu", zatytułowanym "Clark Gable na romantycznym rozdrożu", wykładano na stół "fakty": Gable nadal jest żonaty, ale to tylko formalność, bo teraz, po raz pierwszy w życiu, miał partnerkę, która "dorównywała mu witalnością i apetytem na życie". Aby uzasadnić to twierdzenie, autor podsuwa rozdmuchaną opowieść o ich pierwszym spotkaniu, w której szczególny nacisk kładzie na zgodność wybryków Lombard z poczuciem humoru Gable’a. Wkrótce odbył się dobrze zgrany w czasie i szeroko relacjonowany w mediach chrzest syna gwiazdy MGM Patricka Moriarty’ego. Gable i Lombard zostali niezwykle odpowiedzialnymi rodzicami chrzestnymi, a jednocześnie magazyn ilustrowany dla fanów nazwał Lombard "dziewczyną Gable’a", a samego Gable’a określił jako "zakochanego po uszy". Media zdawały się rzucać fanom wyzwanie: jeśli pierwsi rzucicie kamień, nie macie serca. Dlaczego stajecie na przeszkodzie związkowi idealnie do siebie pasujących i obdarzonych perfekcyjną urodą kochanków?

Niby przypadkiem powolne ujawnienie romansu Lombard z Gable’em zbiegło się w czasie z negocjacjami prowadzonymi przez aktorkę ze studiem Paramount. W pertraktacjach tych uzyskała dla siebie wyśmienite warunki, których zazdrościło jej całe Hollywood. Upór i twarde prezentowanie własnego stanowiska przez Lombard były powszechnie znane, podobnie jak w czasopismach dla fanów już w 1935 roku podkreślano jej "barwną karierę" W 1937 roku po sukcesie "Mojego pana męża" jej wartość jako gwiazdy wzrosła, więc studio Paramount planowało odnowić z nią wieloletni kontrakt. Jednak Lombard z pomocą swojego agenta Myrona Selznicka przechytrzyła wszystkich, wykorzystując swój awans do pozyskania niewyłącznej umowy zarówno z wytwórnią Paramount, jak i Selznick International Pictures.

Warunki były niesłychane. Trzy filmy rocznie, sto pięćdziesiąt tysięcy dolarów za każdy, do tego nadzór nad wszelkimi aspektami wizerunku. Mogła wybierać operatora filmowego, reżysera, nawet aktorów grających role drugoplanowe, nie wspominając o projektancie mody czy fotosiście. Do niej należało ostatnie słowo w kwestii fotografii reklamowych, które opuszczały budynki studia, ona dzierżyła w dłoni kontrolę nad liczbą i treścią artykułów publikowanych na jej temat. Jeśli to wszystko przypomina ci współczesny gwiazdorski kontrakt, to dlatego, że taki właśnie był. Lombard wywalczyła go sobie lata wcześniej, zanim jeszcze cała reszta przemysłu filmowego przeszła na bardziej freelancerski model gwiazdorstwa.

Nowy kontrakt Lombard nie tylko świetnie wróżył jej karierze, ale stanowił także idealną sposobność, aby zacząć stawiać ją w innym świetle. Gdy zatwierdzone przez studio MGM artykuły skupiały się na związku Gable’a z nią, publikacje na temat samej aktorki mówiły przede wszystkim o jej prywatnych osiągnięciach. W artykule "Morderstwo uszło jej na sucho" przedstawiono szczegółowe warunki jej kontraktu, podkreślając łatwość, z jaką postawiła na swoim, "bez dąsów czy fochów po żadnej ze stron". Stanowiło to zupełne przeciwieństwo niekończącej się i zaciekłej publicznej walki pomiędzy Bette Davis i studiem Warner Bros. Jednak aby Lombard nie wyglądała na zbyt rozpieszczaną, w tekście podkreślano szacunek, którym darzyła ją wytwórnia. Potrafiła bowiem myśleć jak producent, szkoda jej było czasu na felietony plotkarskie czy złośliwe spory na własnym podwórku. Pragnęła jedynie "podnosić swoją wartość", kręcąc "bezsprzecznie dobre filmy, które bezsprzecznie przysporzą jej sporo pieniędzy".

W artykule zatytułowanym "Jak żyłam według męskich przykazań" jeszcze bardziej akcentuje się nos do interesów aktorki oraz jej status "nowoczesnej karierowiczki". Jej zasady? Płać za siebie, nie rozpowiadaj sekretów, pielęgnuj poczucie humoru i przede wszystkim: bądź kobieca. Innymi słowy, bądź spełnieniem marzeń każdego mężczyzny: bądź mądrą, mającą olej w głowie kobietą, zarabiającą na własne utrzymanie, śmiejącą się z ordynarnych dowcipów, rezygnującą z plotek ze wścibską koleżanką, ale wyglądaj wspaniale w wieczorowej sukni. Mimo że w artykułach zapewniano, iż Lombard "ma to wszystko w pakiecie", to nigdy nie wspominano nazwiska Gable’a. Nawet gdy zauważano analogię pomiędzy Lombard a Mary Pickford, kolejną znaczącą gwiazdą, która nie tylko wzięła karierę we własne ręce, ale z powodzeniem przetrzymała głośny i potencjalnie skandaliczny romans z innym wpływowym macho i gwiazdorem Hollywood.

Wizerunek Lombard jako sprytnej karierowiczki nie uciszył wszelkich plotek o jej związku z Gable’em, ale przynajmniej pomógł odwrócić od niego uwagę, chociaż tylko na chwilę. A ci, których nadal pochłaniały doniesienia na temat romansu Gable’a z Lombard, mogli znaleźć pożywkę na temat "miłości z przeznaczenia" w reportażach o Gable’u. Dobrali się jak w korcu maku, połączyło ich zamiłowanie do żartów, i to niewybrednych. Ślicznotka pozbyła się "fałszywego" wizerunku i zastąpiła go naturalnym, zmieniając całe swoje życie dla Gable’a. Żadnych imprez, koniec z życiem nocnym. Tylko polowania, łowienie ryb, przejażdżki starym jeepem, zwracanie się do siebie "tatuśku" i "mamuśko", jadanie "w jakiejś obskurnej norze" czy grywanie w brydża w zaciszu domowym w towarzystwie bliskich przyjaciół. Co więcej, cały ten romans na łonie przyrody pozbawiony był zupełnie podtekstu seksualnego.

W sierpniu 1938 roku Gable’owi oficjalnie przyznano rolę Rhetta Butlera w filmowej adaptacji "Przeminęło z wiatrem" - najbardziej oczekiwanej premierze od wielu lat. Jednak pod koniec 1938 roku Sheilah Graham, pod pseudonimem Kirtley Baskette, napisała pozornie niewinny tekst do "Photoplaya", który "przyspieszył zmiany" wśród kilku znanych par Hollywood. W artykule zatytułowanym "Hollywoodzcy mężowie i żony stanu wolnego" szczegółowo opisywano bliskie, choć przecież pozamałżeńskie, stosunki pomiędzy Barbarą Stanwyck i Robertem Taylorem, Constance Bennett i Gilbertem Rolandem oraz oczywiście najsławniejszą niezamężną parą Hollywood - Lombard i Gable’em. Na pierwszy rzut oka w artykule jedynie bezmyślnie powtarzano te same informacje, znane już z poprzednich reportaży poświęconych ich romansowi. Lombard była kiedyś zabawową dziewczyną, ale tak bardzo pokochała Gable’a, że zerwała z takim stylem życia. Ci, którzy potrafili czytać między wierszami, mogli tam znaleźć kuszący podtekst: Gable zakupił ranczo w San Fernando Valley, a Lombard kupiła posiadłość nieopodal. Porzucili śmietankę towarzyską Hollywood i zamiast z nią spędzali czas "pochłonięci własnymi sprawami". Nawet sam tytuł insynuował, że żyli jak mąż i żona, mieli wszystko wspólne, także łoże, no, może tylko poza nazwiskiem.

Czy ich potępiano? Nie do końca. Lecz te sugestie wystarczyły, aby wywołać gniew rady Haysa. Sprawy miały się kiepsko, ponieważ w "Photoplayu" w kolejnym miesiącu nietypowo zaprzeczył wszystkim dotychczasowym informacjom, a wytwórnie filmowe każdej z gwiazd zaczęły forsowne wysiłki, by połączyć węzłem małżeńskim mężów i żony stanu wolnego. Niespodziewanie Rię Gable przeprowadzono do Reno, gdzie odebrała zaświadczenie o miejscu zamieszkania, potrzebne do uzyskania rozwodu. Co prawda, szczegółowe postanowienia rozwodowe nigdy nie ujrzały światła dziennego, ale plotki głosiły, że MGM wykroiło ponad ćwierć miliona dolarów z przyszłego wynagrodzenia Gable’a, żeby Ria odeszła bez szumu. Gdy Gable dzierżył orzeczenie o rozwodzie w dłoni i miał krótką przerwę w kręceniu "Przeminęło z wiatrem", dyrektor biura prasowego MGM postanowił, że para czmychnie do Kingman w stanie Arizona, gdzie 29 marca 1939 roku wczesnym rankiem zaskoczy pastora i wróci do Hollywood już jako mąż i żona.

Nie było żadnych deklaracji w prasie, żadnych pełnych oburzenia protestów publicznych. Tylko beztroskie zdjęcia szczęśliwej pary, w końcu związanej w świetle prawa i moralnie prawej w oczach nie tylko Boga, ale także wieśniaka czy kinomana. Ich wesele, jego rolę dla Hollywood, porównywano do zaślubin Pickford i Fairbanksa - w końcu królestwo kina doczekało się nowo panujących króla i królowej. Rozgłos medialny tuż po weselu był podobny do tego, który wesele poprzedzał, tylko jeszcze głośniejszy. O ile wcześniej Gable i Lombard lubili spędzać czas na świeżym powietrzu, teraz rozbijali obóz namiotowy, a aktorka była jedyną kobietą w okolicy. Wyprowadzili się na dawne ranczo reżysera Raoula Walsha, Gable szczycił się powierzchnią swego areału, zebranymi plonami czy wyhodowanym drobiem, które oczywiście sprzedawał do kantyny studia MGM. Zamiast basenu mieli wykopany zbiornik z wodą wraz z huśtawką wykonaną z opony, wiszącą na gałęzi starego dębu. To była sielanka, tylko przypadkiem tak się złożyło, że zamieszkiwały ją dwie największe gwiazdy na świecie.

No i te wszystkie żarty! Lombard od zawsze miała wizerunek przechery, dlatego właśnie - jeśli oczywiście wierzyć powtarzanym z ust do ust opowiastkom - Gable tak bardzo dał mu się zwieść i zakochał się po uszy. Teraz, gdy byli już małżeństwem, gagi stały się drugą stroną ich wspólnego życia. Na urodziny Lombard Gable zamówił tort z napisem: "Dla Mamuśki z okazji 75. urodzin", a Lombard urządziła "wystawę", zatytułowała ją Najgorsze fotografie świata i wystawiła na niej wprawki Gable’a w tej dziedzinie sztuki, łącznie z tymi, na których Lombard obcięto połowę głowy. Za każdym razem, gdy czekała ich rozłąka, choćby na jeden dzień, wypełniali dom żartobliwymi niespodziankami, od szynki po rzeźby naturalnych rozmiarów. Pozytywnie zakręcona osobowość Lombard udzieliła się Gable’owi, sprawiając, że mimo czasem fałszywej skromności, tym bardziej dawali się lubić.

Gable i Lombard byli spełnieniem medialnego snu. Ujawniali wystarczająco dużo szczegółów ze swojego życia prywatnego, aby zaspokoić ciekawość widzów, ale wciąż podsycali apetyt na więcej. Z powodzeniem pokonali przeciwności na drodze do małżeństwa, teraz musieli jedynie rozsiąść się wygodnie, dokarmiać swoją sławę i liczyć zyski - niezbity dowód, że prawdziwa miłość wszystko przetrzyma. Jednak kiedy Stany Zjednoczone w grudniu 1941 roku wypowiedziały wojnę, Hollywood jako pierwsze zaciągnięto do "służby na tyłach" i współpracy w szeroko zakrojonym programie rządowym obejmującym zarówno produkcję filmów szkoleniowych, jak i drobne zmiany w mających się wkrótce ukazać filmach - na przykład w "Casablance" − by wywołać wśród obywateli powszechne poparcie dla wojny. Podczas I wojny światowej znane gwiazdy pracowały na rzecz kraju, sprzedając obligacje wojenne, jedno z głównych stałych źródeł finansowania działań wojennych, dziś wspierały je w inny sposób.

W styczniu 1942 roku Lombard miała odegrać swoją rolę na rzecz wojny z pomocą swojej matki i wieloletniego agenta prasowego Gable’a, Otto Winklera, udała się więc do rodzinnej Indiany. Po zebraniu zdumiewającej kwoty dwóch milionów dolarów w obligacjach wojennych w jeden dzień trio ruszyło do domu. Wedle dobrze znanej opowieści matka Lombard i Winkler chcieli pojechać pociągiem, ale aktorce tak bardzo było spieszno, aby zobaczyć Gable’a, którego nigdy nie opuszczała na dłużej niż parę dni, że przekonała ich do lotu. Samolot wystartował z Indiany, miał międzylądowanie w Las Vegas na zatankowanie, a potem znów wzbił się w powietrze, lecz po zaledwie dwudziestu minutach roztrzaskał się o pobliskie pasmo górskie. Nikt nie ocalał. W katastrofie zginęły dwadzieścia dwie osoby obecne na pokładzie, w tym szesnastu żołnierzy. W Hollywood Gable czekał już na lotnisku, ale zapowiedziano opóźnienie lotu i kazano mu wracać do domu. Tam ponoć zajął się przygotowaniami do wesołego przywitania żony. Gdy wiadomość o katastrofie dotarła do niego za pośrednictwem szefa biura prasowego MGM Howarda Sterlinga, pogrążył się w żałobie.

O książce "Skandale złotej ery Hollywood"



Styl.pl/materiały prasowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy