Reklama

Czarna twarz Anny Netrebko. Dlaczego blackface to jawny rasizm?

Anna Netrebko jest jedną z najbardziej znanych współczesnych śpiewaczek operowych. Nazywana "Słowikiem Putina" rosyjska gwiazda muzyki klasycznej od początku wojny w Ukrainie skończyła się jej dobra passa w mediach. Swoje drzwi zamknęły przed nią najznamienitsze światowe opery, następnie obrazili się na nią Rosjanie, a teraz obserwujemy, jak jej ostatni występ na festiwalu w Weronie wywołuje rosnącą lawinę zarzutów o rasizm. Ta ostatnia kwestia wiąże się z tzw. blackface. Czym jest ten rodzaj makijażu i dlaczego we współczesnym świecie takie zabiegi nie powinny mieć już miejsca?

Nad Anną Netrebko od początku wojny w Ukrainie wiszą ciemne chmury, choć gwiazda najznamienitszych scen operowych zdaje się nie przejmować kumulującymi się problemami. Jako jedna z najbardziej znanych śpiewaczek operowych na świecie, Anna Netrebko przez lata cieszyła się niesłabnącym autorytetem i gigantyczną grupą fanów na całym świecie. Nic więc dziwnego, że już w marcu, czyli kilka dni po rozpoczęciu wojny, świat opery oczekiwał od niej sprecyzowanego stanowiska w sprawie rosyjskiej agresji. I doczekał się - najpierw pokrętnego odmówienia zajęcia stanowiska wynikającego z tego, iż "zmuszanie artystów (...) do publicznego wyrażania swoich poglądów politycznych i potępiania swojej ojczyzny nie jest słuszne", a "o miesiąc za późno", jak pisali w komentarzach internauci, oświadczenia, w którym finalnie potępiła rosyjską agresję. Za to z kolei obrazili się na nią Rosjanie. 

Reklama

Czytaj również: Anna Netrebko traci menedżment. Za popieranie Władimira Putina

Teraz śpiewaczka znów jest w centrum uwagi, niestety nie przez wzgląd na swoje zdolności wokalne. Podczas festiwalu w Weronie wystawiono operę "Aida" Giuseppe Verdiego. W tej inscenizacji śpiewaczka występowała w blackface, czyli makijażu, który wywołał ogromne kontrowersje na świecie. 

Blackface, czyli współczesna twarz rasizmu

By móc zająć stanowisko w kwestii ostatnich występów Anny Netrebko, warto znać kontekst medialnej burzy, którą wywołał jej makijaż. Zatem o co tak naprawdę chodzi z blackface? Czytając definicję tego rodzaju makijażu, w pierwszym odczuciu ciężko zrozumieć, dlaczego przez tak wiele osób odbierany jest jako rasistowski.

Należy zatem poznać kontekst i źródło zjawiska, jakim jest blackface. Cofnijmy się do pierwszej połowy XIX wieku do Kanady i USA. Praktyka malowania twarzy, rąk na czarno, której używali biali aktorzy odgrywający role czarnoskórych postaci, nie kończyła się wyłącznie na aspekcie charakteryzacji. Używano jej bowiem przede wszystkim w spektaklach, tzw. "minstrel shows", czyli obwoźnych teatrzykach, w których biali Amerykanie obśmiewali czarnoskórych. Swoją grą, strojem i makijażem utrwalali najgorsze stereotypy o Afroamerykanach - przedstawiali ich jako  głupich, leniwych, roszczeniowych, ze skłonnościami do przestępstw na tle seksualnych czy kradzieży. W tego typu "kabaretach" zgodnie ze scenariuszem czarnoskórych poniżano, obśmiewano, karykaturalizowano i podkreślano ich niższość wobec białoskórych. 

Blackface został wchłonięty następnie przez kino, gdy zatrudnianie czarnoskórych aktorów było czymś nie do pomyślenia dla twórców. 

Właśnie przez wzgląd na genezę tej praktyki, blackface uznawany jest w USA jako jeden z najgorszych przejawów rasizmu. Jest symbolem opresji, wyśmiewania i wykluczania z życia społecznego, ekonomicznego i artystycznego osób czarnoskórych. Choć w europejskim kręgu kulturowym negacja blackface'u nie jest tak powszechna, to za oceanem zjawisko to jest niedopuszczalne. Rasizm w dalszym ciągu jest jednym z największych problemów, z jakim mierzą się Stany Zjednoczone. 

Realia w naszym kręgu kulturowym są nieco inne. Choć jako naród nie mierzymy się z problemem konsekwencji kolonializmu, w XIX wieku nie wystawialiśmy kabaretów mających na celu poniżyć osoby czarnoskóre i ciężko wyobrazić sobie sytuację, w której jednogłośnie przyznamy, że blackface jest powszechnym przejawem rasizmu w naszym kraju, to w dobie powszechnego dostępu do internetu fakty te tracą na swoim znaczeniu. Globalna popkultura, kontekst Black Lives Matter czy nawet zwykła ciekawość kontekstów kulturowych prowadzą nas do dyskusji na temat tego, czy stosowanie blackface w operze na pewno jest konieczne - i to niezależnie od tego, w którym kraju tę dyskusję podejmujemy. 

„Nie będę białą Aidą!”

Wróćmy do kwestii ostatniej burzy, jaką wywołał występ Anny Netrebko na festiwalu w Weronie. Śpiewaczka ma za sobą cały szereg związanych współprac ze względu na protesty, które wybuchły przeciw rosyjskim artystom. Gwiazda opery poprzednich latach oficjalnie popierała działania militarne Rosjan na terenie Donbasu, a w 2014 roku przekazała separatystom czek na milion rubli (w tamtym czasie było to 15 tys. euro), oficjalnie na operę i balet w Doniecku. Rosyjska diva po rozpoczęciu wojny w Ukreainie została wyrzucona m.in. z nowojorskiej Metropolitan Opera, włoskiej La Scali, a współpracę ze śpiewaczką zerwała również jej agencja menedżerska Centre Stage, należąca do wytwórni Universal Music.

Czytaj również: Anna Netrebko: Rosjanie uważają ją za zdrajczynię, świat ją bojkotuje

Mimo wszystko śpiewaczka próbuje odzyskać swoją pozycję, a jednym z punktów tego planu jest jedno z najsłynniejszych wydarzeń operowych, festiwal Arena di Verona. Jednak już pierwszy spetkakl "Aida", w którym gra tytułową rolę, wywołał ogromną aferę. Wciela się w nim w egipską niewolnicę, a w inscenizacji tej zastosowano wspomniany blackface. Na reakcje w świecie opery nie trzeba było długo czekać. W mediach społecznościowych powstał nawet hasztag #blockedbyanna.

Na krytykę internautów Anna Netrebko odpowiedziała: "Nie będę białą Aidą!". Rasistowskie zachowania zarzucano jej już w przeszłości, a teraz internauci wytykają jej również to, że kpi z ludzi, którzy podnieśli kwestię niedorzeczności stosowania blackface'u, nazywając ich "głupimi" i "kretynami niskiej klasy".

Sprawa werońskiej "Aidy" jest jednak o tyle skomplikowana, iż w drugiej obsadzie tego spektaklu występuje ukraińska śpiewaczka, Liudmyła Monastyrska. Ma dokładnie tę samą charakteryzację, co Anna Netrebko, jednak nie wzbudziła ona tylu kontrowersji, co jej rosysjka odpowiedniczka.

Czy jesteśmy świadkami końca fenomenu Anny Netrebko? Wyroki publiczności operowej są niezbadane. Miejmy jednak nadzieję, że jesteśmy przynajmniej świadkami upadku rasizmu w świecie opery, która ma być przecież odbiciem nie tylko piękna, ale i rzeczywistości. I choć branża operowa jest dość archaiczna, to nie pozostanie obojętna na zjawiska, które w prowokują społeczeństwo do refleksji, a w efekcie do nieuniknionych zmian. 

Styl.pl
Dowiedz się więcej na temat: opera
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy