Reklama

Spragniona miłości

- Nigdy do tej pory nie byłam w prawdziwym związku, byłam strasznie spragniona miłości - mówi Alanis Morissette. Teraz, gdy już ją znalazła i śpiewa o niej na swojej najnowszej płycie.

Artyści tacy jak ty nagrywają płyty głównie dla siebie. Powiedz, co udowodniłaś sobie albumem "Havoc And Bright Lights"?

Alanis Morisette: Czasami obiektywne spojrzenie przychodzi po latach, bo proces  tworzenia jest bardzo szybki, więc trudno mi o dobrą ocenę. Uważam, że każda płyta to swoiste zdjęcie pewnego okresu w życiu artystky. Tym razem jest na niej poruszonych wiele kwestii kobiecych, o zobowiązaniu i małżeństwie, moim dziecku i dziecku, o empatii, konsekwencjach zyciowych, świadomości. Poruszam tematy, na których mi zależy.

Reklama

Czym ta płyta różni się od twoich poprzednich albumów?

- Jeśli chodzi o produkcję to odpowiada za nią Guy Sigworth, który jest bardzo "technologicznym" facetem i do tego Joe Chiccarelli, który preferuje bardzo rockowe, naturalne brzmienie. Na płycie słychać połączenie tych dwóch nurtów. To jest nieco odmienne od tego, to co można było usłyszeć na moich płytach wcześniej. Poza tym mam nadzieję, że ta płyta jest bardziej dojrzała jeśli chodzi o zawartość tekstową, o tematy które poruszam.

Mam wrażenie, że masz pewne powracające tematy, które poruszasz na każdej płycie. Jak one się z czasem u ciebie rozwinęły?

- Moje piosenki zawsze dotyczą związków między ludźmi jak i takiej chęci znalezienia wspólnej więzi między ludźmi. W piosenkach typu "All I Really Want" tęskniłam za znalezieniem takiej więzi. Teraz mam taką więź i o niej opowiadam z różnej perspektywy.

Co powiesz na temat nowego odkrywania samej siebie i tego jak bardzo jesteś szczera ze słuchaczem. Artyści tacy nie są, skąd u ciebie ta otwartość?

- Uważam, że urodziłam się po to by mówić na temat mojego własnego człowieczeństwa i tego jak to wszystko widzę. Może te komentarze rozszerzyły się generalnie na cały rodzaj ludzki. Nigdy nie bałam się śpiewać o tym, co autentycznie dzieje się w moim życiu. Cóż, taki już ze mnie zwierzak.

Zastanawiam się kiedy pojawi się twoja kolaboracja muzyczna z mężem Mariem, który przecież jest rapperem?

- Na specjalnym wydaniu płyty będzie nasza wspólna piosenka. Od dawna marzyłam o tym by nagrać jakiś utwór z raperem i kiedy poznałam mojego męża Souleye od razu stałam się jego wielką fanką. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że zaczniemy się spotykać i się pobierzemy i założymy wspólnie rodzinę. Nagraliśmy razem utwór "Jeckyll and Hyde" i ten utwór będzie dostępny na wersji deluxe dostępnej w iTunes.

A w jaki sposób twój mąż wpłynął na ciebie muzycznie, na twoje spojrzenie na muzykę, bo do tej pory nie słychać było u ciebie hip hopu?

- Tak, to prawda. Nie sądzę żeby on wpłynął na mnie samym gatunkiem muzycznym jaki uprawia. Tu bardziej chodzi o to, jak dorastam i zmieniam się przy nim... Dzięki niemu zagoiły się wszystkie moje rany, zrealizowały się moje wszystkie osobiste marzenia, jestem osoba spełnioną właśnie dzięki niemu. Myślę, że to jest widoczne dosłownie wszędzie. No i nie byłoby mojego syna Evera, gdyby nie mój mąż Souleye.

To oczywiste. Moim zdaniem to twoja najlepsza płyta, bo jest bardzo zróżnicowana muzycznie, no i śpiewasz na niej inaczej w pięknej piosence "Till You". Nie wiedziałem , że masz taki słodki głos, skąd on się wziął?

- No cóż, nigdy do tej pory nie byłam w stanie być z kimś w prawdziwym związku, byłam strasznie spragniona miłości. Natura takiego miłościoholika polega na tym, że zakochuje się w kimś kto go zawsze opuszcza, robi to bez głowy i nie patrzy na to, czy wyznają te same wartości. Pracowałam nad tym bardzo długo, byłam na wielu terapiach, aż wreszcie doszłam do takiego stanu, że byłam gotowa na to, by być w małżeństwie, o którym zawsze marzyłam.

- Teraz jestem w takim związku choć nie mówię, że to związek idealny. Wiadomo, że zawsze coś się dzieje, jest ta swoista alchemia i życie przynosi wiele różnych wyzwań. Jest też wiele piękna i ten związek daje mi wiele różnych owoców. Piosenka taka jak "Till You", to moja osobista piosenka o moim mężu Souleye, o tym, że spełniło się moje marzenie.

W piosence "Celebrity" szydzisz z tych, którzy chcą być sławni za wszelką cenę. Jaka jest najgorsza rzecz związana z pieniędzmi i sławą?

-Każdy z nas liczy, że sława da mu większą wiarę w siebie, szczęście, masę przyjaciół. No i że pieniądze będą spadały z nieba. W moim przypadku to się jednak okazało złudne. Zaraz po wydaniu "Jagged Littlke Pill" i po tamtej trasie koncertowej,  uświadomiłam sobie, że dostałam to czego chciałam, ale nadal czułam pewien ból, miałam traumę i nie wiedziałam gdzie tak naprawdę jestem, gdzie jest moje miejsce.

- Wtedy poszłam w jedynym kierunku, w jakim mogłam, czyli głębiej w siebie i to przyniosło mi wiele dobrych rzeczy. Sława, ten typowy układ wartości zachodniej kultury czyli być zawsze młodym, bogatym i znanym to była dla mnie ślepa ulica. Sława pozwala mi na życie tak jak chce czyli, że mogę mieć w nim wyraźny cel. Dla mnie jest to bycie użytecznym dla innych, umiejętność wyrażania współczucia, mówienie głośno na różne tematy, co może być dla kogoś otuchą lub inspiracją. Mogę to robić na dużą skalę dzięki temu, że jestem znana.

A co jest największą twoją siłą jako artystka?

- To moja chęć by zadawać pytania i rozwijać się w momentach wyzwań i przeciwności losu. Wtedy dalej idę do przodu, nie poddaję się, jak prawdziwy wojownik.

A jak czujesz się na scenie. Widziałem cię parę lat temu w Londynie, byłaś pełna energii. Czy czasami, widząc masę ludzi, czujesz się jak królowa?

- Nie, na scenie czuję się jak ktoś, kto ma służyć tej energii, która krąży dookoła. To ja decyduje  czy chce się nią bawić, czy ona ma mnie pochłonąć . Widziałam materiał filmowy z koncertów Jimiego Hendrixa. Czułam jak wielka była tam energia. Nie mogę się wypowiadać za Jimiego, ale niektórzy artyści mają wręcz zbyt dużo energii i trudno jest im ją utrzymać w ryzach. Przyznam się, że ja też miewam takie momenty.

Wspomniałaś o chęci bycia ciągle młodym. Jak sobie dajesz radę z tym, że przybywa ci lat, czy to ciebie nie martwi?

- No wiesz, to jest generalne marzenie ludzi, niekoniecznie moje.

Ja tego nie powiedziałem.

- (śmiech). Moja mama to cudowna Węgierka i ona zawsze była dla mnie modelem kobiety do naśladowania. Nigdy  nie dała się pociąć, nie panikuje w kwestii swojego wieku i starzenia się. Moja babcia i wiele innych kobiet wyglądają cudownie i chylę przed nimi czoła. Wiele prawdziwych, naturalnych amerykańskich kobiet  z indiańskich plemion wygląda rewelacyjnie. Dla mnie zmarszczki, jakieś oznaki starzenia czy zmiany na ciele to zdecydowanie dowód mądrości, którymi należy się szczycić.

Czytaj dalej na następnej stronie.

Wiem, że podróż do Indii była dla ciebie wielkim przeżyciem, napisałaś o tym piosenkę. Jak byś określiła swoją duchowość teraz, bo jest przecież klucz do poznania samego siebie?

- Moja duchowość przejawia się na wielu płaszczyznach. To być medytacja, modlitwa, śpiewania na scenie, taniec, zapalenie świecy i pozostawanie w milczeniu, to może być rozmowa z kimś, trzymanie syna na rękach i zajmowanie się nim. Formy w jakiej praktykuje moją duchowość zmieniają się dosłownie z minuty na minuty. Ale dla mnie ważna jest ta świadomość prawdy, która nas wypełnia.

Porozmawiajmy o twoim aktorstwie, bo zaczynałaś jako dziecięca aktorka i dalej dużo grasz. W muzyce możesz się realizować, to jest twoja kozetka psychoanalityka. Jako aktorka robisz to co każe reżyser. Co w tym ci odpowiada?

- Szczerze mówiąc aktorstwo to wspaniała ucieczka od mojej historii życia. Wtedy muszę spełniać czyjeś pomysły. Lubię oddawać się narracji innych ludzi w ramach odejścia od muzyki albo jako formę odnalezienia w sobie czegoś czego jeszcze nie odkryłam.

Kiedyś wspomniałaś, że musisz napisać książkę. Jak ci idzie pisanie?

- To jest bardzo trudne bo jak widać nadal jej nie wydałam. Mam nadzieję, że gdy skończy się ta trasa koncertowa, w marcu 2013 r, będę mogła dokończyć tę książkę. Moja przyjaciółka, Debbie, która sama jest znaną pisarką, stwierdziła, że przyjdzie do mnie, posadzi mnie na jednym miejscu by być pewną, że wreszcie to zrobię.

Jaka to będzie książka, powieść?

- Nie, to nie będzie powieść, to będzie rodzaj konwersacji opartej na mojej biografii. To będzie rodzaj studium mojego życia dotykające najważniejszych tematów czyli właśnie duchowości, kwestiach dotyczących kobiet, sztuki, sławy, związków międzyludzkich... Będzie trochę anegdot, o tym jakie cechy cenię w ludziach, o tym w co wierzę, o tym co jest potrzebne do ludzkiej więzi i o tym, co może temu przeszkadzać. Ot, taki komentarz społeczny. Chcę by książka zawierała dużo elementów sztuki, niewątpliwie trochę moich zdjęć i może trochę nowej muzyki.

Brzmi ekscytująco.

- Dzięki.

Świetnie wyglądasz. Czy to kwestia diety wegańskiej?

- Nie, raczej dieta bogatej w produkty odżywcze. Przez wiele lat byłam weganką i ta dieta przestawiła mój organizm na inne potrzeby. Po zajściu w ciążę nie dałam rady pozostać na diecie wegańskiej, co bardzo zmartwiło wielu moich znajomych wegan, którzy przestali ze mną rozmawiać... Zmieniłam dietę na bogatą w produkty wysoko odżywcze czyli orzechy. To daje mi masę energii i radości. Kiedy jem zdrową żywność czuję się świetnie...

Jesteś świetnie ubrana, masz efektowną, skórzaną kurtkę, kapitalne botki, co powiesz o swoim podejściu do kwestii mody.

- Dla mnie moda to przecudowna sztuka, obcowanie z nią daje mi dużo przyjemności.

Nie jesteś typem niewolniczki mody, prawda?

- Jestem taką niewolniczką mody w wersji hippie. Lubie modę, ale w niewymuszony sposób. Ale oczywiście, że jestem dziewczyną: kocham makijaż, buty i torebki... Trudno mi na to nie zwracać uwagi.

Wspomniałaś o swoim synku. Jaka mamą jesteś dla niego. Czy jesteś tak wymagająca jak byli twoi rodzice?

- Moim zdaniem kluczowe w wychowaniu dziecka jest zachowanie równowagi pomiędzy zapewnieniem mu bezpieczeństwa, zarówno fizycznego jak i psychicznego, a danie mu poczucia wolności. Chodzi mi o to by mój syn był naprawdę sobą, by nie przycinać mu skrzydeł, ale też by sam się nie zranił. Chcę by miał okazję korzystać ze wszystkich okazji w życiu i by miał do nich dostęp. Chce by uformował swoje słodkie ja.

Na koniec muszę cie o coś poprosić.  Obiecaj, że wreszcie zagrasz w Polsce.

- Tak, zagram. Wiem, że jestem z tym mocno spóźniona.

Rozmawiał: Roman Rogowiecki

 

Styl.pl/materiały prasowe
Dowiedz się więcej na temat: muzyka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy