Reklama

Ilona Ostrowska: Najgorzej jest iść jedną, utartą ścieżką

- Wchodzę w moje postaci z całym ekwipunkiem. Znikam, zaszywam się, robię swoje, jeżdżąc na rowerze, pływając. Jestem cała moją rolą. Zastanawiam się, jakby moja postać się poruszała, jakby pachniała, jak rozmawiała z ludźmi - mówi Ilona Ostrowska. Rozmawiamy z nią przy okazji premiery serialu "Osaczony" na antenie telewizji Polsat, która będzie miała miejsce już 28 lutego.

Katarzyna Drelich, INTERIA.PL: - Kiedyś mówiła pani, że nie lubi udzielać wywiadów, a w sytuacji zastanej przez nas dzisiaj, jest chyba jeszcze trudniej.

Ilona Ostrowska: - Przemawia przeze mnie wielka empatia i lęk o nasz kraj, o to jak dalej ten świat będzie wyglądał. Jest strach o kolejny dzień. Jest to trudne i mam w sobie ogromną niezgodę na to, co się dzieje. Na brak empatii, na stanowczość w czynieniu zła. Jestem rozdygotana i w zasadzie o niczym innym nie myślę, ciężko jest tak normalnie rozmawiać o czymkolwiek innym, nie potrafię się odnaleźć w rzeczywistości.

Reklama

A spotykamy się, by rozmawiać o pracy, bo przecież życie toczy się dalej.

- Pytanie, jak ta normalność, nawet w pracy, ma wyglądać. Nawet jeśli w teorii ten konflikt nas nie dotyczy, to zło chucha nam po plecach. Ta bomba istnieje od kilku lat i dzisiaj eksplodowała. Ten atak jest dziurą w ziemi, z której trzeba się wydobyć.

I starać się normalnie żyć. Sztuka w końcu istnieje mimo wszystko. Pretekstem naszego spotkania jest pani praca przy serialu "Osaczony". Leszek Lichota powiedział, że siła tego serialu tkwi w tym, że jest to kryminał posługujący się nie efektami specjalnymi, a warstwą psychologiczną. Na czym polega trudność w kreowaniu roli przy emocjach intelektualnych?

- Faktycznie, jest to materiał, w którym trzeba było trzymać na wodzy swoje emocje, niczego nie dopowiadać. Było to tym bardziej trudne, że skakaliśmy czasowo scenami, a więc i faktami płynącymi z opowiadanej przez nas historii. Trzeba było zatem bardzo uważnie prowadzić nasze postacie, ponieważ to polegało na delikatnym pociąganiu za linki, by w tej strukturze cała akcja szła powoli do przodu. To nie jest serial dynamiczny, akcyjny. Widz cały czas ma do rozwiązania zagadkę. Trochę jak Colombo, trochę jak Sherlock Holmes. U nich też nie było takiej dynamicznej akcji, obserwujemy cały proces rozwiązywania zagadki i dochodzenia do winnego.

- W "Osaczonym" akcja rozgrywa się  w białych rękawiczkach. Na wstępie nie wiemy nic, każdy z nas jest podejrzany o zabójstwo i każdy prowadzi swoją postać w taki sposób, że widz może być zdezorientowany, ale zostaje wciągnięty w tę historię. Poniekąd bierze w tym wszystkim udział i jest częścią tego serialu.

W jednym z wywiadów powiedziała pani, że w swoje role wkłada ogrom pracy, co często wykańcza psychicznie i fizycznie. Co zatem było najbardziej męczącym i trudnym elementem w kreowaniu postaci Anity Górskiej?

- Sama historia była dla mnie trudna do zrozumienia z perspektywy tej kobiety, Anity Górskiej. Ona miała trudne zadanie. Zmierzenie się z takimi dylematami i ciężarami, które dźwiga, było dla mnie niełatwe. Niełatwa była też powściągliwość emocjonalna, żeby czegoś nie dopowiedzieć, nie dograć, choć kusiło. Musiałam być zatem bardzo czujna. Bohaterskość i lojalność mojej postaci była szczególna, ale koniec końców trudno mi było się z nią zidentyfikować - nie wiadomo, czy ostatecznie jest dobra, czy zła. Właśnie to jest cudowne w naszym zawodzie, że możemy za każdym razem mierzyć się z nową rzeczywistością.

Ma pani jakieś sposoby na to, żeby odreagować ten stan bycia "w postaci"?

- Gdy historia jest interesująca, a zazwyczaj jest, bo staram się wybierać głównie takie projekty, to mam taką naturę, że wchodzę w postać na 90 procent. Z doświadczenia wiem jednak, że należy być trochę z boku, potrafić zaobserwować, w jaką stronę idzie kreowanie postaci i całej historii. Mieć zdrowe refleksje na temat tego, co się tworzy, bo będąc w czymś całkowicie, można się  w pewnym momencie zatracić i przesadzić. Istotny jest reżyser, który prowadzi aktora. Ważne jest, by był w pewnym sensie przyjacielem, który razem z aktorem opowie historię dzieła filmowego lub serialowego. Ale faktycznie, tak się to ze mną dzieje, że wchodzę w moje postacie z całym ekwipunkiem. Znikam, zaszywam się, robię swoje, jeżdżąc na rowerze, pływając. Jestem cała moją rolą. Zastanawiam się, jakby moja postać się poruszała, jakby pachniała, jak rozmawiała z ludźmi. Im bliżej projektu, tym we mnie jest bardziej intensywnie, to jest proces, który ma swój początek już w momencie otrzymania propozycji.

Przyznała pani kiedyś, że prywatnie jest pani osobą nieśmiałą i wrażliwą. Wrażliwość jest chyba naturalną cechą aktora, ale czy nieśmiałość bywa przeszkodą?

- Ta nieśmiałość być może czasami przeszkadza mi w realnym życiu. Czasami żałuję, że nie zachowałam się w jakiś określony sposób, bo nie starczyło mi odwagi. Natomiast gdy już nad czymś pracuję, to jestem na aktorskich szynach, na których nie ma już miejsca na nieśmiałość, niewiele mi już wtedy przeszkadza. Jeśli są jakieś bodźce rozpraszające, to mam na nie swoje sposoby.

W pani filmografii można znaleźć różne gatunki i bardzo odmienne role. Domyślam się, że te wybory nie są przypadkowe i wynikają z tego, że lubi pani wyzwania?

- Na szczęście w mojej karierze są takie momenty, że mam możliwość wyboru. Czasem bywa tak, że na początku coś wydaje mi się być bardzo interesujące, ale po jakimś czasie muszę się z tego wycofać, bo bardzo mnie to zamyka i nie sprawia mi frajdy. Mówię wtedy, że mam na mój zawód zaciągnięty ręczny. Staram się wówczas wycofać i nawet mi się to udaje, czuję wówczas wielką ulgę.

- Ale jest coś takiego, że jeśli te role się mienią, są różnorodne, to tym lepiej dla mnie. Jestem wtedy szczęśliwszym człowiekiem. Najgorzej jest iść jedną, utartą ścieżką. Tak niestety bywa, że aktora się szufladkuje i jest czasem postrzegany schematycznie, np. jak słodka blondynka lub ktoś na tyle dramatyczny, że nie stać go na wątek komediowy. A to już leży w gestii wyobraźni osób, które szukają obsady. Czasami warto pójść pod prąd, wsadzić ten kij w rzekę, żeby zobaczyć, czy popłynie w drugą stronę. Namawiam do tego tych poszukujących! Bo później jest miłe zaskoczenie, gdy aktor kojarzony z jednego typu ról zagrał tak wybitnie coś kompletnie innego. 

Czy ma pani w swojej wyobraźni typ roli, o której pani skrycie marzy?

 - Nie mam w głowie takiej postaci, natomiast bardzo lubię dobre historie i ciekawy materiał do grania. To jest dla mnie podstawa. Wtedy po czubek głowy cieszę się z tego, że mogę mierzyć się z rolą i - mówiąc szablonowo - wyjść ze strefy komfortu. Coś w tym jest, że mierzenie się z czymś nieoczywistym jest dla mnie tym, czego pragnę najbardziej. Teraz czeka na mnie coś takiego, choć jeszcze nie mogę zdradzić szczegółów. Ale z pewnością nie mogę się doczekać.

***

Zobacz także:

Najważniejsze informacje dla uchodźców z Ukrainy, mapa punktów recepcyjnych

Sprawdź jak możesz pomóc

Grupa na FB z informacjami na temat pomocy prawnej dla uchodźców z Ukrainy


Styl.pl
Dowiedz się więcej na temat: Ilona Ostrowska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy