Asturia: Dzika, surowa, niezadeptana przez turystów
Asturia leży na północy Hiszpanii, nad Zatoką Baskijską. To rejon ciągle nie do końca odkryty, ale jak każdy skarb, niezwykle cenny.
Rzadko się zdarza, żeby w jednym miejscu obok bajkowych, szerokich plaż wyrastało potężne pasmo górskie. To Góry Kantabryjskie z monumentalnymi Picos de Europa, czyli Szczytami Europy, i jednym z najpiękniejszych parków narodowych w kraju, Somiedo.
To właśnie tutaj turyści przyjeżdżają podglądać dziką naturę, szczególnie wilki i niedźwiedzie. Schroniska, a właściwie stylowe hoteliki, zagubione w lasach, mają specjalne tarasy, z których łatwo i bezpiecznie można fotografować misie. Podczas wypraw z przewodnikiem wędrowcy uczą się również rozpoznawać tropy wilków.
Dla aktywnych Asturia przygotowała romantyczne szlaki na dawnych trasach kolejowych. Senda de Oso, czyli Ścieżka Niedźwiedzia prowadzi śladem zlikwidowanej w latach 60. XX wieku, wąskotorówki. Rowerzyści i piechurzy poruszają się wzdłuż uroczej doliny rzeki Trubia, pokonując wąskie tunele wykute w skałach.
Mogą zatrzymać się przy jeziorze i popływać kajakiem. Zaglądają tam, gdzie nigdy nie dotarliby samochodem. W całym kraju bardzo popularne są również rowery elektryczne, które wyjątkowo uprzyjemniają jeżdżenie, szczególnie pod górę.
Stolica Asturii stała się sławna dzięki Woody'emu Allenowi. Dlaczego? >>>
Oviedo, stolica Asturii, stało się sławne, gdy Woody Allen nakręcił tu w 2008 roku niektóre sceny do filmu "Vicky Christina Barcelona".
Od tamtej pory słynny reżyser regularnie wraca do miasta, spędza tu wakacje, fotografuje się przy rzeźbie, która go przedstawia i, przede wszystkim, idzie na carbayones, czyli migdałowe ciasteczka. Najlepsze w mieście serwują w cukierni Camilo de Blas, której wnętrza Allen wykorzystał w swoim znanym filmie.
Asturię najlepiej zacząć poznawać od kuchni, od smakowania. I choć ten region jest na wskroś hiszpański, to co jakiś czas nabiera jak najbardziej polskiego charakteru. Kiedy zbiory jabłek nie są wystarczająco obfite, asturyjskie gospodarstwa tonami importują nasze owoce, z których powstaje sidra.
To słabe wino jabłkowe, lokalna odmiana cydru, niemalże symbol narodowy tego regionu. W sidrze liczy się nie tylko smak, ale również sposób podania. Każdy kelner musi posiąść sztukę nalewania wina z butelki trzymanej wysoko nad głową do kieliszka dzierżonego w okolicy bioder.
Płyn ma gładko spłynąć, nie rozbryzgując się i nie brudząc nalewającego. Należy go wypić natychmiast, sidra nie lubi leżenia, jej resztki Hiszpanie zawsze wylewają na ziemię.
Nauka podawania sidry wymaga wielu tygodni ciężkiej pracy, ale gdy już się osiągnie mistrzostwo, widok spadającego jakby z nieba wina jest niezapomniany.
A jeżeli do tego podadzą fabada asturiasa, rodzaj potrawki z fasoli, boczku, kaszanki z rodzynkami i kiełbasy chorizo, niekiedy z dodatkiem szafranu, to nikt nie będzie chciał stąd wyjeżdżać. Nawet wegetarianie nie mają tu na co narzekać.
Na stole zawsze pojawiają się pachnące pomidory i sery, które najczęściej bywają niespodzianką. Każda wioska, każda osada, ma swoje receptury, więc żaden smak nie pojawia się dwa razy.
Informacje o chatkach wyglądających jak domki Baby Jagi znajdziesz na kolejnej stronie >>>
Drewniane spichlerze w tej części kraju zawsze wyglądają jak domki Baby Jagi i nie zmieniają się od lat. Właściciele pensjonatów trzymają pamiątki po przodkach z XVII wieku, kształt pasterskich szałasów również przetrwał wszelkie wymysły nowoczesności.
Kwintesencją sielankowego klimatu Asturii jest Cudillero. Osada dawnych żeglarzy i rybaków zamieniła się dzisiaj w bardzo spokojne nadbrzeżne miasteczko. Labirynty białych uliczek, susząca się między domami bielizna, wielkie sieci rozłożone na molo – to wszystko sprawia, że Cudillero łagodzi obyczaje i uspokaja skołatane dusze. Mieszkańcy nigdzie się nie spieszą, a jeśli już muszą walczyć z czasem, to zamiast iść szosą, skracają sobie drogę przez podziemny tunel, który łączy górę miasta z jego dolną częścią.
To, co dla innych stanowi atrakcję, tutaj jest częścią życia. Asturyjczycy zawsze świetnie sobie radzili. Podczas wielkiego kryzysu na przełomie lat 20. i 30. ubiegłego stulecia wyjeżdżali do Ameryki, żeby zarobić na życie.
Powstawały w ten sposób fortuny, a na fortunach okazałe rezydencje. Zamorskie majątki, które często przypominają budowle ze starego serialu o niewolnicy Isaurze łatwo rozpoznać. Zawsze stoi przed nimi rozłożysta palma.
Joanna Lamparska