Ciudad Real. Śladami Don Kichota. Odkryj ukrytą perełkę Hiszpanii
Podczas gdy zniecierpliwieni mieszkańcy Barcelony polewają turystów wodą, a na ulicach Malagi częściej słyszymy język polski niż hiszpański, w Hiszpanii wciąż istnieją miejsca, do których turyści zaglądają rzadko. A w miastach takich jak Ciudad Real nie zobaczycie na ulicach wlepek "turist go home", nie musicie przedzierać się przez tłumy zwiedzających i kieszonkowców, za to wstęp do wielu muzeów jest za darmo, a ze znalezieniem knajpki, w której "jadają lokalsi" nie będziecie mieć najmniejszych problemów.

Coraz więcej osób deklaruje, że podczas urlopu chciałoby odkrywać miejsca spoza utartych szlaków, nieskażone masową turystyką, dające poczuć smak autentycznego życia lokalnych społeczności. Jednak kiedy mowa o Hiszpanii, prym wciąż wiodą turystyczne hity. Riwiera, Madryt, Barcelona oraz imponujące miasta Andaluzji są niewątpliwie atrakcyjne i warte odwiedzenia, ale na tym przecież Hiszpania się nie kończy.
La Mancha. Na tropie Don Kichota
Ciudad Real nie przyciąga tłumów turystów ze względu na swoje położenie. Z dala od wybrzeża, w połowie drogi między Madrytem a Andaluzją, jest miastem pośrodku niczego. Mnie do jego odwiedzenia zachęcił związek z Don Kichotem, jednym z moich ulubionych bohaterów literackich. Dlaczego by nie zobaczyć La Manchy? Autobusem z Madrytu to niecałe trzy godziny drogi. Monotonne równiny Mesety pokrywają niekończące się pola i gaje oliwne, w oddali po prawej i po lewej stronie drogi majaczą łańcuchy górskie, które ani się nie przybliżają ani nie oddalają. Czasami oko przykuje wioska, kamienna wieża czy wiatraki (dziś nie tylko te tradycyjne, ale i z farm wiatrowych). Jeśli wyobrazimy sobie wędrowców przemierzających te tereny konno i na osiołku, całymi dniami, krajobraz wydaje się iście halucynogenny. Czy minęliśmy właśnie zajazd czy tajemniczy zamek? Przestaję dziwić się Don Kichotowi. Autobus zatrzymuje się w kilku mniejszych miejscowościach. To zupełnie inna Hiszpania. Małe domeczki z żółtej cegły, czasami niewiele większe niż kiosk Ruchu w niczym nie przypominają pysznych pałaców Madrytu, czy wytwornych ulic-salonów Malagi.
Rynek w Ciudad Real. Spór o architekturę przy winku i tapas
Centrum 70 tysięcznego Ciudad Real też przypomina salon, ale nie taki z marmurowymi posadzkami, a raczej taki, gdzie można zrelaksować się w domowej atmosferze miejsca, które żyje własnym życiem.

Na rynku (Plaza Mayor) pierwsze zaskoczenie: trzy budynki wyraźnie wyróżniają się na tle kamieniczek. Największy z nich, Ayuntamiento, czyli ratusz, zamyka plac od strony południowej. To dzieło jednego z najsłynniejszych hiszpańskich architektów, obsypanego nagrodami Fernando Higuerasa, powstało w 1974 roku i do dziś budzi kontrowersje. Higueras jest twórcą tak słynnych budowli jak Hiszpański Instytut Dziedzictwa Kulturowego, czyli tzw. "Korona cierniowa" w Madrycie. Na określenie jego charakterystycznego stylu szukano wielu określeń: neogotycki, organiczny, brutalistyczny, postmodernistyczny… Sam Higureas, barwna postać z wybujałym ego, krytykował właściwie wszystkich architektów swoich czasów i zwykł mawiać, że "w architekturze więcej znaczy więcej".

A jednak choć są tacy, którzy twierdzą, że w Ciudad Real "wykorzystywał możliwości żelbetonu, nie tracąc z oczu gotyckiej katedry", lub że "światło w jego wnętrzach jest światłem czasu", nie brakuje jednak osób, które bez ogródek stwierdzają, że ratusz im się nie podoba. "Pasowałyby raczej w Transylwanii" - mówi jeden z mieszkańców. Cokolwiek ma na myśli, jest to jeden z najczęściej podnoszonych argumentów - budynek nie pasuje do tego miejsca. Być może w innym kontekście, mając wokół więcej wolnej przestrzeni - zachwycałby. Nie sprawdziły się też białe, prefabrykowane, betonowe belki grzebieniowe, zdobiące fasadę. Choć wybrane ze względu na "prostotę konserwacji, reprezentacyjność, szlachetność i trwałość" nie okazały się ani trwałe, ani łatwe w konserwacji. W podobny sposób ozdobiono jeszcze dwie elewacje przy rynku.

Tymczasem po drugiej stronie placu można zobaczyć spektakl o wiele bardziej w duchu Ciudad Real. W budynku Casa del Arco, który pełnił funkcję ratusza do XV do XVII wieku, znajduje się zegar karilonowy. W określonych godzinach nie tylko wygrywa melodię, na tarasie pojawiają się też automatyczne figury Miguela Cervantesa, Sancho Pansy i Don Kichota ze swoją scenką.
To właśnie tu, na Plaza Mayor, zrozumiałam też czym naprawdę są tapas. Choć oczywiście słyszałam historię o królu Alfonsie XIII, którego kieliszek z winem zabezpieczono przed muchami plastrem szynki, moje wcześniejsze doświadczenia wskazywały na to, że są to po prostu bardzo małe i bardzo drogie kanapeczki. W barze Acuario na Plaza Mayor do kieliszka wina za 3,30 euro otrzymamy w cenie przekąskę (np. montado de calmaras, patatas bravas, Cazon en adobo), pyszną i bynajmniej nie mikroskopijną. Tak, tutaj tapas to naprawdę przekąski do wina!
Tu wszystko się zaczęło. Witamy na "Wall Street La Manczy"
Choć nie jest to miasto oblegane przez turystów, późnym popołudniem stoliki kawiarni i barów zapełniają się szybko, a miasto rozbrzmiewa gwarem. To styl życia mieszkańców, którzy, jak łatwo zauważymy, chętnie gromadzą się przy szklaneczce i przekąsce. Na szczęście rynek nie musi pomieścić wszystkich. Po drugiej stronie Ayuntamiento rozciągają się kolejne place: Plac Cervantesa i Plac Pilar, ocienione drzewami i pełne barów oraz restauracji, w których można przyjemnie spędzić wieczór. Z lokalnych przysmaków warto spróbować pisto de manchego, dania z podsmażanej zielonej papryki (czasami z dodatkiem cebuli i cukinii) z pomidorami, podawanego z jajkiem sadzonym.
Plac Pilar to miejsce szczególne, związane z początkami miasta. Spróbujcie odnaleźć studzienkę kanalizacyjną z herbem miejskim i napisem Pozuelo de Don Gil. To pamiątkowa tablica umieszczona w miejscu dawnej studni w osadzie Pozuelo de Don Gil, która w XIII wieku zyskała nazwę Villa Real, a od XV wieku przekształciła się w miasto Ciudad Real.

Wiele lat później, pod koniec XIX w. plac stał się prawdziwym rdzeniem miasta i wkrótce zaczęto go nazywać "Wall Street La Manchy" ze względu na liczne imponujące budynki instytucji finansowych, ale także siedziby zamożnych przedsiębiorców. Z tych czasów do dziś przetrwał jedynie budynek Banku Hiszpanii (dawniej prowincjonalna siedziba banku), zbudowany z cegły i kamienia Berroqueña, który ma symbolizować fundamenty silnego państwa, białego wapienia Novelda, charakterystycznego dla dziedzictwa Hiszpanii, a zwieńczony herbem monarchii, która ma być patronem "idealnej Hiszpanii".
Z pomnika na Placu Pilar spogląda na nas kolejny Don Kichot, którego spotkamy w mieście.
W poszukiwaniu prawdziwego gotyku
Neogotyckie betony ratusza mogą budzić kontrowersje, ale na szczęście w mieście mamy też prawdziwy gotyk. XV-wieczna Katedra Santa Maria del Prado jest tu jednym z najważniejszych zabytków. Według udokumentowanych źródeł powstała na miejscu wcześniejszego romańskiego kościoła i zawiera jego elementy, ale według legend sprawa zaczęła się o wiele wcześniej i miała charakter zgoła fantastyczny. Otóż ponoć 25 maja 1088 roku, posłaniec wiozący dla króla cudowną figurkę Matki Boskiej z Prado (odnalezioną 80 lat wcześniej przez pewnego rycerza w zadziwiających okolicznościach w jaskini, gdzie miała spoczywać przez wieki, ukryta tam przez prześladowanych chrześcijan), zatrzymał się w małej osadzie Pozuelo de Don Gil i pokazał ją miejscowym wieśniakom. Jeszcze tej samej nocy doszło do objawienia, a figurka stała się tak ciężka, że nie sposób było ją wywieźć. Pozostała więc na miejscu w niewielkiej kaplicy czy też pustelni i tak oto stała się patronką dzisiejszego Ciudad Real.

Dziś Matka Boska z Prado rezyduje pośrodku pięknego barokowego ołtarza ukończonego w 1616 roku. Jednak sama figura jest jednak nowa, wykonano ją w połowie ubiegłego wieku. Dawna, ponoć romańska, zaginęła podczas wojny domowej, kiedy to katedra służyła republikanom jako garaż. Trudno więc dziś ocenić, czy w legendach jest choć ziarnko prawdy.

Z katedry wychodzimy prosto na Jardines del Prado, mały ale uroczy park, przy którym warto zwrócić uwagę na budynek dawnego kasyna (Old Grand Casino). Powstał pod koniec XIX wieku i za czasów "lamanczańskiej Wall Street" dokazywała tu ówczesna burżuazja. Dziś jest to prężny ośrodek kultury z salami wystawienniczymi oraz salą balową na 200 osób. Dosłownie po drugiej stronie ulicy znajduje się Muzeum Miejskie z kolekcją archeologiczną i paleontologiczną (główną atrakcją jest szkielet mastodonta). (Bilet: 3 euro, bezpłatny wstęp: wt.- sb., 17:00-20:00. Nd. 10:00-14:00).

Warto też zajrzeć do filii muzeum w Domu Elisy Cendrero (c. Toledo 11), wstęp jest bezpłatny, a w środku można obejrzeć między innymi wyposażenie XIX wiecznego domu i bogatą kolekcję wachlarzy. Jeśli pozwolimy sobie na około 20-minutowy spacer ulicą Toledo dotrzemy do jednego z najbardziej monumentalnych zabytków miasta, utrzymanej w stylu gotyckim-mudejar - bramy Toledo.

Królewskie miasto w dominium Zakonu
To jedyna pozostała z siedmiu bram prowadzących niegdyś do miasta przez mury obronne. O budowie umocnień zadecydował król Alfons X, właśnie wtedy, gdy przemianował Pozuelę de Don Gil, na Villę Real. Przed kim miały chronić mury? Z jednej strony przed bandytami grasującymi po tych terenach po wypędzeniu muzułmanów, z drugiej - dzięki tej decyzji król miał swoje miasto na terenach kontrolowanych przez potężny zakon Calatrava, który był z jednej strony sojusznikiem, ale łatwo mógł się stać też problemem. Jak wielkim, o tym mogą świadczyć gabaryty bramy, którą budowano ponad 70 lat.
Wracając od bramy Toledo w kierunku centrum po lewej stronie miniemy budynki uniwersytetu i, jeśli nie chcemy wracać tą samą drogą, można się zapuścić w wąskie uliczki, nieco mniej reprezentacyjnej części miasta. Sporo tu małych "domeczków" i uroczych zakamarków. Po drodze trafić możemy na kościół Santiago z XIII w. zbudowany w stylu wczesnogotyckim i późno romańskim. Wewnątrz znajduje się kasetonowy sufit w stylu mudejar (czyli łączącym elementy islamskie i chrześcijańskie: romańskie i gotyckie. To najstarszy w mieście kościół (nie jak twierdzą niektóre źródła kościół san Pedro). W tej okolicy znajdowała się do XV w. dzielnica żydowska, po której nie zachowały się właściwie żadne ślady.

Nieopodal przy placu Inmaculada Concepción kolejne świadectwo zmieniających czasów. XVI-wieczny Kościół i Klasztor Koncepcjonistek św. Beatriz de Silva (lub Klasztor Niepokalanego Poczęcia) świeci pustkami. Od 2009 roku nie mieszkają tu już żadne siostry. Dwa lata temu obiekt został przejęty przez miasto, przechodzi remont i niebawem dołączy do atrakcji turystycznych. Zostanie tu otwarte centrum poświęcone tradycjom kulinarnym La Manchy.

A co z Don Kichotem?
Zerka na nas z murali i pomników, ale fani tej postaci powinni obowiązkowo zajrzeć do Muzeum Don Kiszota (Ronda de Alarcos, 1), gdzie odbywają się wystawy dzieł inspirowanych powieścią, można zobaczyć prezentacje multimedialne, oraz ilustracje autorstwa José Jiméneza Arandy.

Tuż obok muzeum znajduje się pięknie utrzymany Park Gasset, idealne miejsce na relaks z książką Cervantesa w dłoni. Tu, na zdobionych ceramiką ławeczkach i fontannach, możemy wytropić jeszcze kilku Don Kiszotów.
