Express Bernina: Pociąg z najpiękniejszym widokiem
Z serca lodowca pod zielone palmy. Trochę jak pociągiem, a trochę jak tramwajem. Przez wiadukty, tunele i malownicze doliny. Nad brzegiem jezior - jednych z zielonym brzegiem, innych skutych kilkumetrową warstwą lodu. Tak wygląda podróżowanie zapewniającym niezliczoną ilość wrażeń Expressem Bernina.
Bernina Express to pociąg szwajcarskich Kolei Retyckich, którego trasa łączy północ Europy z południem kontynentu. Możesz wsiąść do niego w sercu Alp, w Chur, Landquart, Davos czy St. Moritz, a dojechać aż do ciepłego włoskiego Tirano. Po drodze czeka wiele wspaniałych widoków, które można podziwiać przez panoramiczne okna wagonów, ale też wiele przygód na stacjach pośrednich. Co warto zobaczyć i przeżyć na trasie Bernina Express?
Podziwiaj widoki, wypatruj wiaduktów
Krajobraz za panoramicznymi oknami zmienia się co chwilę, często diametralnie. Za szybami migają wspaniałe jeziora, doliny, wodospady, urocze miasteczka i zamki budowane na skałach. Jeśli będziesz mieć szczęście, na górskich ścianach wypatrzycie koziorożce będące symbolem szwajcarskiego kantonu Gryzonia, przez który przebiega trasa pociągu. Idealnie wtapia się w górski krajobraz.
Pociąg sunie po torach pasm górskich Albula i Bernina przez 55 tuneli, 196 mostów i wzniesień o nachyleniu do 70 promili. Szczególnie spektakularny jest okrągły wiadukt Brusio, który imponuje swoją misternie obliczoną kolejową pętlą.
Na wysokości 2253 m n.p.m. wznosi się najwyższy punkt kolei retyckiej, Ospizio Bernina. Na odcinku Thusis - Valposchiavo - Tirano ta trasa wpisana jest na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Trudno się dziwić, jest tu naprawdę pięknie!
Do Chur!
145 fontann, w których woda jest tak czysta, że można ją pić. Mury miejskie, które niegdyś poprzecinane były sześcioma bramami i 11 wieżami. Wspaniałe stare miasto, w którym co rusz natrafia się na domy, którym udało się przetrwać wielki pożar z 1464 roku, m.in. piekarza, właściciela winnicy, szewca czy kowala. Ich profesje poznasz po bogatych zdobieniach sgraffito - sztuki polegającej na dekorowaniu ścian pokrytych świeżym tynkiem. I muzeum sztuki nowoczesnej, którego strzeże popiersie słynnego Obcego autorstwa Hansa Rudolfa Gigera. To punkty obowiązkowe Chur.
Podziwiam też fantazję właściciela Hemingway Cafe. Co prawda słynnego pisarza nigdy nie było w tym miejscu, ale wspomniany właściciel ma na nazwisko... Hemi.
Obejście najatrakcyjniejszej części miasteczka zajmuje około 1,5 godziny. Ale można tu skorzystać z mojej ulubionej wycieczki - kulinarnej. Przewodnik opowiada o mieście pokazując jego najpiękniejsze zakątki, a co pół godziny zasiada się na coś pysznego w restauracjach pachnących wszechobecną tu limbą. Koniecznie wypróbujcie specjalności kuchni regionalnej serwowane w Romantik Hotel Stern, na przykład pizzoccheri - kluseczki z białą kapustą i skwarkami.
Podróżuj ze smakiem
Poznając kulturę i zwyczaje Szwajcarii ponosi się pewne ryzyko - złapania kilku dodatkowych kilogramów. W Gryzonii jest ono o tyle większe, że kuchnia tego regionu jest połączeniem tradycji kulinarnych Szwajcarii i Włoch.
Sery w każdej możliwej do wyobrażenia formie, słynne czekoladki i pyszne wędliny to tylko preludium wielkich uczt, jakie nas tutaj czekają.
Nawet jeśli ominiemy słynne fondue i raclette, które raczej polecane są jako dania zimowe, w menu znajdziemy wspomniane już kluseczki w wielu różnych formach, zapiekanki ziemniaczane, konkretne warzywne zupy, makarony i godne porcje mięsa.
Nie ma się co dziwić, kiedy na talerzu spaghetti w sosie pomidorowym wyląduje obok... kotleta cielęcego. Jak to w górach - żeby mieć siły, trzeba się najeść.
Raz pociągiem, raz tramwajem
Kiedy wjeżdża się do małych miasteczek położonych po drodze, nagle budynki masz na wyciągnięcie ręki, a na stacji wsiadają ludzie, którzy jadą do pracy - jeden przystanek.
Albo ci, którzy po pracy postanowili wyskoczyć jeszcze na stok, by pojeździć na nartach, snowboardzie, czy niezwykle popularnych tu sankach. W takich przypadkach ekspres zamienia się po prostu w miejski tramwaj. Szczególnie ciekawie wygląda to w miejscowościach Poschiavo i Chur.
Po pracy - na Diablicę
Diavolezza znaczy Diablica. Świetnie przygotowana i wyposażona stacja narciarska, położona niedaleko Pontresiny, nadaje się nawet na szybki wypad na narty. Wciskasz w Berninie guzik przystanku na żądanie, wsiadasz na taśmę wiozącą cię do stacji kolejki i po chwili jesteś na szczycie, skąd rozciąga się niebiański widok, m.in. na sąsiednie szczyty Palü czy Bernina. Do twojej dyspozycji są tu 33 trasy narciarskie o różnym stopniu trudności, 12 wyciągów i snowpark.
Warto sprawdzić, kiedy w stacji organizowane są nocne jazdy, zdjęcia z nich wyglądają obłędnie!
Jeśli nie masz w planach jazdy na jednej czy dwóch deskach, na pewno nie stracisz czasu. Wypróbuj menu lokalnej restauracji, przejdź się na rakietach śnieżnych, albo... przeleć awionetką. Nam dodatkowych wrażeń dostarczyły dwa trenujące nad Alpami myśliwce wojskowe.
Całe na biało
Lej Nair i sąsiadujące z nim Lago Bianco, to dwa jeziora, które na trasie Bernina Express tworzą chyba najpiękniejszy pejzaż. Skute kilkumetrową warstwą lodu, są wspaniałym terenem do uprawiania snowboardowego kitesurfingu.
Przez panoramiczne okna widzisz wielką, białą powierzchnię otoczoną skałami, a na niej kolorowe punkciki wypełnionych wiatrem latawców. Na zakrętach torów biel przecina krwista czerwień pociągu Kolei Retyckich. Wszystko to zostawia w pamięci niezwykłe pocztówki wspomnień.
Spędź noc na wysokości
Stacja kolejowa w Alp Grüm to niesamowite miejsce na nocleg. Cisza, spokój (jeśli oczywiście nie liczyć przejeżdżających co około pół godziny pociągów, które wcale tu w niczym nie przeszkadzają).
Widok na góry, dolinę i przejrzyste niebo pełne gwiazd naprawdę zapiera dech.
Ekspresem można tu przyjechać na specjalną kolację organizowaną w noc pełni księżyca. Podziwiając krajobraz w drodze powrotnej, koło godz. 22:00, ma się wrażenie, jakby pociąg sunął nie po powierzchni naszego, ale właśnie srebrnego globu.
Warto wstać wcześniej i zobaczyć, jak pociągi wyjeżdżają na górę, zwłaszcza pokonując pętlę niedaleko hotelu.
Odpocznij w Tirano pod palmami
Niecałą godzinę po opuszczeniu zaśnieżonej stacji kolejowej jesteśmy już we włoskim Tirano. Naprawdę rosną w nim palmy!
Choć czuć tu pewien smutek miasteczka, które kilka dekad temu korzystało z przywilejów położenia przy granicy z bogatym państwem, nadal ma wiele uroku. Koniecznie trzeba przejść uliczkami jego starówki i przyjrzeć się detalom kilkusetletnich domostw, a potem zajrzeć do imponującego XVI-wiecznego sanktuarium Najświętszej Maryi Panny z Tirano.
Nie byłabym sobą, gdybym nie poradziła przed powrotem na stację kolejową zrobić zapasy lokalnych włoskich specjałów. Nie tylko na drogę.