Katarzyna Pakosińska: Gruzja jest kobietą
W tym roku mija 30 lat, od kiedy Katarzyna Pakosińska po raz pierwszy trafiła do Gruzji. Między innymi z tej okazji wydała książkę "Samaradiso". Nam opowiada, za co kocha Gruzję, czego nauczyła się od Gruzinów oraz dlaczego w dużym stopniu to właśnie im zawdzięcza początek swojej scenicznej kariery.
Magdalena Żelazowska, www.zgubsietam.pl: "Samaradiso" to pani druga książka poświęcona Gruzji. Tym razem wybrała pani nietypową formę.
Katarzyna Pakosińska: Podtytuł książki już ją przed czytelnikiem odkrywa: "Arabeski na temat Gruzji w dialogu z alter ego spisane". To spotkanie i rozmowa między dwiema kobietami, która toczy się na przestrzeni jednego dnia i nocy. Opowieść dzieli się na pięć części: ranek, południe, zachód słońca, wieczór i noc. Budzimy się rano i wspólnie z bohaterkami pijemy kawę po gruzińsku, po śniadaniu wędrujemy po Tbilisi, spacerujemy uliczkami miasta pijąc estragonową lemoniadę, wieczorem biesiadujemy i czekamy na noc spadających gwiazd. Przyjaciółki rozmawiają ze sobą, wymieniają się poglądami, czasem kłócą. Przez cały czas dowcipkują i snują gruzińskie opowieści.
Tyle że obie z nich to... pani.
- To prawda (śmiech). Dzięki temu kontrolowanemu strumieniowi świadomości chciałam podzielić się z czytelnikiem moim osobistym przeżywaniem Gruzji. Nasz związek to istne stare małżeństwo. Gruzja jest moją wielką miłością i moim drugim domem. To maleńkie, ale wielkie miejsce, silne i z charakterem. Czy wie pani, że tam nigdy nikt nie zapytał mnie o mój uśmiech i optymizm? W Gruzji są czymś naturalnym. Dziś myślę, że to ten kraj mnie sobie wybrał. I odkrył. Jako 15-latka tańczyłam w zespole folklorystycznym, gdzieś z tyłu, w trzecim rzędzie. Gruziński choreograf dostrzegł mnie i namówił na premierowy solowy występ. Udało się. Dzięki temu uwierzyłam w siebie.
- Dziś bywam w Gruzji w każdej wolnej chwili. Książka jest podsumowaniem moich gruzińskich przygód. "Samaradiso" znaczy po gruzińsku "na zawsze".
Jedno z pierwszych zdań w książce to "Gruzja jest jak kobieta". Mnie wydawała się dotąd raczej męska: dotąd pisali o niej głównie reporterzy wojenni i podróżniczy twardziele lubujący się w tym, co dzikie i nieodkryte.
- Spacerując po stolicy Gruzji zobaczymy górującą nad miastem statuę, przedstawiającą postać kobiety, to Kartlis Deda - Matka Gruzja. Według mnie to właśnie kobiety władają Gruzją i są jej twarzą, w każdym domu, w każdej rodzinie. Gruzinki są dostojne i pełne godności, a przy tym niezwykle piękne i świadome swojej kobiecości. Przypominają mi postacie z ikon, noszą się tak, jakby na ich głowie tkwiła niewidzialna korona.
- Są też niezwykle silne, zaradne i mądre. Przy czym ta ich mądrość jest czymś wrodzonym, często nie wynika z ukończonych szkół czy fakultetów. Najwięcej nauczyły mnie kobiety, które spotykałam gdzieś daleko od wielkich miast, w małych wioskach. Kiedy dopada mnie zmęczenie czy jakiś trudny do rozwiązania problem, czuję potrzebę pojechać do moich przyjaciółek: cioci Tiniko i babci Tsisany, i czerpać z ich wsparcia. To przy nich nie raz zadawałam sobie pytanie: co ja naprawdę wiem o życiu?
Polacy dobrze czują się w Gruzji, wracają zachwyceni, przede wszystkim ludźmi. W czym tkwi sekret polsko-gruzińskiej przyjaźni?
- Gruzini są niezwykle serdeczni, otwarci, gościnni. Dają ci całe serce, więc trzeba uważać by ich nie zranić. Przyjaźń, jaką ofiarowują, jest na zawsze, ale istnieją oczywiste zasady, których należy przestrzegać. Jeśli ktoś je złamie, natychmiast zrywa się z nim kontakt, wyklucza z towarzystwa. Bardzo mi się to podoba. To w Gruzji nauczyłam się żegnać z ludźmi, którzy mnie skrzywdzili. Wcześniej dawałam kolejne szanse, nigdy nie wierzyłam w czyjeś złe intencje. A to tylko przesuwało granice i taka osoba raniła coraz bardziej.
Nie sądzi pani, że gruzińska otwartość i gościnność znikną wraz z rozwojem i bogaceniem się kraju?
- Gruzini gościnność mają we krwi i nic tego nie zmieni. Nie zliczę, ile razy zostałam w Gruzji spontanicznie ugoszczona. Kiedyś, podczas nagrania filmu "Tańcząca z Gruzją", schodząc z gór trafiliśmy do maleńkiej wioski. Widzimy małe poletko i biedne gospodarstwo. A tu pani natychmiast otwiera bramę i wybiega do nas z chlebem i winem. Kiedy powiedziałam, że się spieszymy, bo chcemy zdążyć z nagraniem przed zachodem słońca, miała łzy w oczach.
- Kolega Gruzin dał mi kuksańca i szepnął: "nie wygłupiaj się, tak trzeba, wchodzimy". Dla niej byłby to wielki afront, gdybyśmy odmówili. Poczęstunek, który nam zaproponowała, to był jej skarb, może jedyny, jaki miała w domu, a ona chciała się nim podzielić. Bo w Gruzji gość jest najważniejszy. Nawet, jak mówi przysłowie, "gdyby ci przyniósł do domu głowę syna".
- Inna historia: stacja TVN miała kręcić scenę wesela w gruzińskim domu. Pech chciał, że dzień wcześniej gospodarzom umarła babcia. Katastrofa, zdjęć nie da się przełożyć, bo każdy dzień planu zdjęciowego to przecież ogromne koszty. Gruzińscy gospodarze nie widzieli jednak nic złego w tym, żeby pogrzeb odbywał się jednocześnie z weselem. No bo jak to, odprawić zaproszonych gości? "Babcia by się cieszyła", stwierdzili. I jak tu nie kochać Gruzji?
Polsko - gruziński związek to połączenie harmonijne czy wybuchowe?
- Przede wszystkim takie, które spełnia i inspiruje. Pod wieloma względami jesteśmy z moim narzeczonym podobni, łączy nas wychowanie i temperament, w końcu ja też jestem z gór. (śmiech). W Gruzji do dziś obowiązuje tradycyjny podział ról między kobietą a mężczyzną. Przy czym Gruzini dość szybko się zorientowali, że nadeszła era kobiet i wspaniale im partnerują. W moim obecnym związku nauczyłam się, o dziwo, łagodności i dyplomacji. Umiemy ze sobą rozmawiać i mówić otwarcie o tym, czego potrzebujemy. I to działa. Poza tym Gruzini kochają na zabój i są niezwykle romantyczni.
Wracając do kobiecej strony Gruzji - czy ten kraj to ciekawy kierunek dla kobiet? Do niedawna kojarzył się trochę dziko i niebezpiecznie.
- Myślę, że każda kobieta znajdzie tam coś dla siebie. Jeśli lubi luksus, może pojechać nad morze do Batumi. Polecam też piękną nadmorską wioskę Kvariati. Tuszetia czy Swanetia to z kolei miejsca na górskie wędrówki i wyciszenie - w najbliższym czasie otoczę tam opieką grupę pań uprawiających jogę.
- Miłośniczkom miejskich rozrywek spodoba się Tbilisi - nowoczesne miasto, pełne butikowych hoteli z klasą i wysmakowanych restauracji z muzyką na żywo. Warto przyjechać na Tbilisi Fasion Week, odwiedzić pracownie młodych projektantów, np. sklep Matériel, albo wziąć udział w kreatywnych warsztatach w stworzonym przez artystów w centrum sztuki Fabrika. Bardzo lubię też targ staroci na Suchym Moście, można tam upolować wszystko, co się nam zamarzy, choćby srebrną łyżeczkę z czasów cara Mikołaja. Sama często robię zakupy w Gruzji, pochodzi stamtąd większość moich sukienek scenicznych.
- Można być w Gruzji setki razy i za każdym razem odkryć coś nowego. Nie zapominajmy, że to kolebka naszej cywilizacji. Niedawno w małej miejscowości Dmanisi dokonano przełomowego odkrycia. Odnalezione tam szczątki Homo georgicus dowodzą, że to stąd przywędrowaliśmy do Europy. Nie chciejmy więc Gruzinów jej uczyć.
***Zobacz materiały o podobnej tematyce***