Koniec Dzielnicy Czerwonych Latarni? Amsterdam idzie na wojnę z turystami

Władze Amsterdamu mają dość głośnych, uciążliwych turystów imprezujących w słynnej Dzielnicy Czerwonych Latarni. Do słynącego z domów publicznych dystryktu od lat ściągały tłumy odwiedzających. Teraz miasto chce pozbyć się części z nich. A nawet przenieść dzielnicę poza centrum.

Włodarze Amsterdamu chcą powstrzymać część turystów od przyjazdu do miasta
Włodarze Amsterdamu chcą powstrzymać część turystów od przyjazdu do miasta123RF/PICSEL

Dzielnica Czerwonych Latarni to chyba najsłynniejsze miejsce w stolicy Holandii, Amsterdamie. W ostatnich latach turystyka w mieście rozwijała się niemal perfekcyjnie. Praktycznie bez żadnych nakładów finansowych liczba odwiedzających zwiększała się z roku na rok.

Wszystko oczywiście dzięki bardzo bogatemu życiu nocnemu, coffee shopom, legalnej marihuanie oraz, a może przede wszystkim, usługom sex workerek, które zgodnie z prawem mogą wykonywać tam swój zawód.

Jak powszechnie wiadomo Dzielnica Czerwonych Latarni kojarzona jest głównie z seksem i prostytucją, choć znajduje się tam także mnóstwo sklepów z pamiątkami, barów, kawiarni, restauracji czy muzeów. Jest to również jedno z najstarszych miejsc w Amsterdamie, z wieloma budynkami z XVII i XVIII wieku.

Historia dystryktu sięga właśnie wieku XVII, kiedy to w Amsterdamie zaczęto tolerować prostytucję. Wzdłuż ulic montowano specjalne okna, przez które klienci mogli zaglądać do wnętrza domów publicznych. Okna te oświetlano czerwonymi latarniami, stąd nazwa dzielnicy.

Mieszkańcy mają szczególnie dość wieczorów kawalerskich i panieńskich
Mieszkańcy mają szczególnie dość wieczorów kawalerskich i panieńskich123RF/PICSEL

Latarnie same w sobie nie są już tak powszechne jak kiedyś. Obecnie większość sex workerek w Amsterdamie pracuje w specjalnych klubach, a okien z czerwonymi lampami jest coraz mniej. Mimo to dzielnica nadal jest jednym z najważniejszych symboli Amsterdamu i przyciąga turystów z całego świata.

Z biegiem czasu powstał jednak pewien problem. Ludzi w Dzielnicy Czerwonych Latarni jest za dużo. Do miasta, w którym mieszka na co dzień niecałe 900 tys. osób tylko w 2019 przyjechało 20 mln turystów. W samej dzielnicy dochodzi do sytuacji, kiedy niemożliwym staje się poruszanie nawet pieszo. Samochód czy nawet rower nie wchodzi w grę.

Dodatkowo część przybyszów zachowuje się, delikatnie mówiąc, nieznośnie i obcesowo. Suto zakrapiane alkoholem i innymi używkami imprezy dają się mocno we znaki mieszkańcom. Miejscowi nazywają ich patoturystami, seksturystami lub alkoturystami.

Hieronim Bosch na wodzie. Parada na cześć malarzaDeutsche Welle

Władze Amsterdamu postanowiły więc zorganizować akcję pod hasłem "Staw Away", czyli "Trzymaj się z daleka". To prawdopodobnie pierwsza kampania promocyjna w historii, która... zniechęca turystów do przyjeżdżania.

Akcja ma wystartować na wiosnę 2023 i pierwotnie skierowana będzie do Brytyjczyków. Jak wykazały badania, to właśnie oni są najbardziej naprzykrzającą się grupą przyjezdnych. Skarżący się wskazują także na wieczory kawalerskie i panieńskie, jako najgorsze do zniesienia imprezy.

- Celem kampanii zniechęcającej jest zatrzymanie przyjazdu gości, których nie chcemy tutaj - mówi wiceburmistrz Amsterdamu, Sofyan Mbarki w rozmowie z "The Times". - Jeśli kochamy nasze miasto, musimy już teraz podjąć jakieś działania.

Ale włodarzy niderlandzkiej stolicy nie chcą poprzestać jedynie na spotach antyreklamowych. Rada miasta zaproponowała kilka zmian w prawie. Radni chcą wprowadzić ograniczenia dotyczące rejsów imprezowych, ograniczyć godziny otwarcie klubów, barów czy domów publicznych oraz zakazać palenia marihuany w miejscach wspólnego użytku.

W Amsterdamie mieszka mniej niż 1 mln ludzi. Roczna liczba turystów to 20 razy więcej
W Amsterdamie mieszka mniej niż 1 mln ludzi. Roczna liczba turystów to 20 razy więcej123RF/PICSEL

Burmistrz miasta, Femke Halsema, od kilku lat nawołuje do wprowadzenia limitów w związku ze sprzedażą miękkich narkotyków. Jej zdaniem to właśnie legalne używki przyciągają irytujących turystów, siejących spustoszenie w centrum Amsterdamu. Halsema zaproponowała także... przeniesienie Dzielnicy Czerwonych Latarni na przedmieścia, do specjalnego "hotelu erotycznego".

- Mam nadzieję, że możliwym jest stworzenie erotycznego centrum z pewną klasą i powagą, które nie będzie przyciągać jedynie drobnych przestępców i narażonych na wykorzystywanie kobiet, gdzie przyjeżdżać będą świadomi i kulturalni klienci - komentuje Halsema.

Jak donosi CNN, wiele pracownic ze słynnej dzielnicy krytykuje ten pomysł. Jedna z nich w rozmowie z amerykańską telewizją argumentuje, że kończące nad ranem zmianę kobiety byłyby bardzo narażone na kradzieże w odległych od centrum miejscach. Innym argumentem za pozostaniem w zatłoczonej części Amsterdamu jest bycie na widoku. "Każdy nas widzi, co dodaje bezpieczeństwa" - mówią pracownice.

W 2019 roku związek zawodowy Dzielnicy Czerwonych Latarni przeprowadził nawet ankietę wśród pracownic. 93 proc. z nich uznało pomysł przeniesienia erotycznego centrum miasta gdzie indziej za zły.

- Politycy chcieliby cofnąć nas w rozwoju i oddać te wszystkie zabytkowe domy w ręce bogaczy - mówi CNN Linda Nap, pracownica sex shopu w Amsterdamie. - Seks biznes istnieje w mieście od XVII wieku. Ludzie nie przyjeżdżają tutaj tylko dla kanałów i tulipanów, wiadomo, czego chcą. Dajcie już spokój. Jeśli ktoś ma problem, to niech tu nie przychodzi.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas