Reklama

Księstwo Pirenejów

Jedyne państwo, którego monarchę wyłania się w wyborach powszechnych. W dodatku w innym kraju. Bez złóż, bez rolnictwa, bez przemysłu. Za to z najdłuższą średnią życia na świecie. Nic dziwnego, że robi się tu tłoczno. Jeszcze sto lat temu Andora liczyła raptem trzy tysiące obywateli. Dziś - niemal 30 razy więcej.

Jaśnie oświecony książę Nicolas Sarkozy tylko raz przyjechał odwiedzić swoją domenę i od razu wykrzykiwał "Vive la France" - z przekąsem uśmiecha się Jordi, szef personelu jednego z hoteli w Soldeu, miasteczku żyjącym z narciarzy zimą i piechurów latem. Fakt, od pewnego czasu utarło się, że francuscy współwładcy księstwa kończą przemówienia tradycyjnym zwrotem po katalońsku. Od "Niech żyją doliny Andory" (De Gaulle) przez "Niech Bóg was strzeże, Andorczycy" (Giscard d'Estaing) do "Niech żyje Andora" (Mitterrand i Chirac).

Reklama

Nicolas Sarkozy pozdrawiał poddanych najpierw po francusku, a jedno ze swoich przemówień zakończył okrzykiem "Niech żyje Francja, niech żyje Andorra!" (też po francusku). Jeśli doliczyć do tego afront, jakim była rezygnacja z tradycyjnej wizyty we wszystkich siedmiu parafiach kraju, można zacząć rozumieć rosnące przywiązanie Andorczyków do drugiego współwładcy tego górskiego kraju - biskupa katalońskiej diecezji Urgell.

Francuski książę zresztą zrażał ich do siebie akurat wtedy, kiedy po raz pierwszy od dziesiątków lat przyjechał do Andory, by... załatwić jakąś sprawę. Jego sięstwo właśnie znalazło się na liście państw rajów podatkowych, źle widzianych przez instytucje europejskie, zwłaszcza Organizację Współpracy Gospodarczej i Rozwoju z siedzibą w... Paryżu. Prezydent potępiającej wypływ podatków Francji musiał - jako książę Andory - zareagować.

Brak podatków to zresztą do niedawna jedyne bogactwo księstwa, a notoryczne unikanie ceł przez mieszkańców obu stron Pirenejów istotnie wpłynęło na rozwój jedynej gałęzi tutejszej gospodarki - turystyki. Fakt, że nie była ona krajoznawcza, ale - co tu kryć - przemytnicza, nie miał wielkiego znaczenia. Utrzymywanie przestępczego status quo odpowiadało wszystkim: Hiszpanom, Francuzom (wojującym ze sobą przez stulecia nie wszystko udawało się legalnie importować) i Andorczykom. Ci, chyba jako pierwsi na świecie, stworzyli instytucję opłacanego przewodnika górskiego - ktoś musiał prowadzić karawany objuczonych kontrabandą mułów z jednej strony Pirenejów na drugą i z powrotem. Ten usługowy charakter krainy sprawił, że strony krwawo walczące o resztę Pirenejów, Andorę zostawiły w spokoju jako neutralne, quasi-autonomiczne księstwo.

Andorczycy jako odrębna grupa mieszkańców Pirenejów mogą się jednak wylegitymować bardzo starym szlachectwem, a ich mit założycielski (opiewany w hymnie, chciałoby się powiedzieć, narodowym, choć to nadużycie) wskazuje jako patriarchę samego Karola Wielkiego. Król Franków, cesarz Rzymian i twórca zjednoczonej Europy miał zagwarantować protoplastom Andorczyków przywileje z wdzięczności za ich niezwykłą dzielność w walce z Maurami.

Suzerenem tej części Pirenejów Karol Wielki uczynił hrabiego katalońskiego miasta Urgell. Jego potomek dość szybko, w 988 roku, wymienił się na dobra z miejscowym biskupem. Nieco ponad sto lat później hrabiowie Urgell nabrali ochoty na odzyskanie dawnego lenna. Biskup zawarł więc sojusz z jednym z panów, oferując mu w zamian za ochronę dziedziczne współwładztwo.

A potem... córka naszego rycerza poślubia wicehrabiego katalońskiej Cerdanii, jej córka wychodzi za mąż za hrabiego francuskiego Foix, a prawo do połowy Andory towarzyszy kolejnym pokoleniom. Hrabiowie Foix współdziedziczą Andorę przez stulecia, przekazując w końcu tytuł do niej królom Nawarry. W końcu XVI wieku

jednemu z nich udaje się wreszcie zostać królem Francji. Henryk z Nawarry (nie byle kto - pierwszy Burbon w dynastii Kapetyngów, przechrzczony hugenot, autor bon motu o tym, że Paryż wart jest mszy, bohater Królowej Margot, zwany przez współczesnych "galijskim Herkulesem") jako Henryk IV przyłącza do francuskiej korony zarówno swoje niewielkie królestwo, jak i połowę władzy nad Andorą. I tak już pozostaje.

Rewolucja, cesarstwo, restauracja, republika - zwierzchnictwo Andory w połowie należy do władcy Francji, czy to Henryk IV, czy wolny, równy i bratni lud reprezentowany przez prezydenta. Spokojne z reguły księstwo miewało także czasy zupełnie ułańskiej fantazji. Po pierwsze, dzielnie (i bez konsekwencji) wypowiedziało wojnę kajzerowskim Niemcom. Po drugie, wybory do parlamentu (liczącego w szczytowym okresie 42 osoby) wywołały w góralach takie emocje, że w roku 1933 Francja musiała wysłać do Andory wojsko i rozpocząć jej czasową okupację. Być może zresztą uchroniło to księstwo przed uwikłaniem w hiszpańską wojnę domową. Trudny moment wykorzystał wówczas pewien rosyjski awanturnik, niejaki Borys Skozyriew, który tak omotał miejscowych parlamentarzystów, że ci (przy jednym głosie sprzeciwu) proklamowali monarchię, ogłaszając Skozyriewa "Królem i Suwerenem".

Następnym krokiem było formalne wypowiedzenie wojny biskupowi Urgell. A po tygodniu aresztowanie "Króla i Suwerena" przez hiszpańską Guardia Civil. W surowej i pustej krainie trudno odnaleźć nakładające się na siebie ślady kolejnych stuleci, zmian i wojen. Andora wygląda tak, jakby rzeczywiście była wyjęta z "normalnej" historii Europy. Ma jednak skarb, który trudno porównać z czymkolwiek innym na kontynencie - 40 romańskich kaplic, kościołów i klasztorów rozrzuconych samotnie po szczytach i dolinach.

Surowe, budowane z miejscowego kamienia, stawiane między IX a XII wiekiem przez kolejnych biskupów Urgell, decydują o pejzażu kraju i są celem górskich wypraw. Ta część Pirenejów zresztą doskonale nadaje się do wędrówek. Szlaki tu liczne, bezpieczne, dobrze oznaczone, a schroniska są - starym pielgrzymim zwyczajem - bezpłatne.

- Sery? Nie, nie robimy serów. Moja mama pamięta, że kiedy była mała... - Ester, która odpowiada za ruch turystyczny w księstwie, stara się wyjaśnić, dlaczego w Andorze nie ma lokalnej kuchni. - Wino? Tak, jest jedna niewielka winnica. Ale wino jest tak drogie, że nikt nawet nie wie, jak smakuje - śmieje się. Rzeczywiście, w górskim regionie nie uświadczysz widoku pasących się stad, a nasłonecznionych stoków nie porasta winorośl, choć wszędzie dookoła (i we Francji, i w Hiszpanii) w identycznych warunkach wino uprawia się z powodzeniem. Dlaczego?

- Chyba się nie opłaca - zastanawia się Ester. - Wystarczy pójść do sklepu. To prawda, latami, nim strefa Schengen zaczęła obejmować coraz więcej państw, to właśnie bezcłowe zakupy przyciągały do Andory tłumy. Trudno się dziwić mieszkańcom, że zamiast w pocie czoła zajmować się rolnictwem, wolą pójść do sklepu, gdzie czekają na nich dziesiątki gatunków serów, wędlin i wina importowanych z Hiszpanii i Francji bez cła i akcyzy.

Księstwo to doskonały adres dla miłośników win z pobliskich regionów (Penedes, Tarragona, Montsant, Priorat), pod warunkiem, że nie upieramy się, by je pić u producentów. Za to gastronomicznie Andora to pustynia. Bardzo trudno znaleźć tu restaurację z doskonałą i geograficznie najbliższą kuchnią katalońską. Zamiast tego co krok czyha anonimowa pizzeria. Bardzo przyzwoite restauracje pootwierano za to na szczytach najwyraźniej z myślą o narciarzach. Nie mają może unikatowego charakteru (można zamówić tam wszystko - od makaronu przez świeże krewetki po świetnie opracowane żeberka), ale daleko wykraczają jakością poza tzw. jedzenie na stoku.

Najwyraźniej poddani obu współksiążąt poważnie traktują najważniejsze źródło przychodu, jakim od lat 50. zeszłego stulecia jest narciarstwo. Dwa duże ośrodki

narciarskie (jeden konserwatywno-rodzinny, drugi młodzieńczo-freestylowy) w dwóch dolinach to aż 300 km bardzo dobrze przygotowanych tras. Plus nowoczesna infrastruktura i najwyższe w Europie wymagania stawiane instruktorom (polska najwyższa klasa instruktorska odpowiada w Andorze najniższej), zupełny brak tłoku i powszechne zamiłowanie do kąpieli w wodach termalnych. Warto czasem odkryć jakieś nowe księstwo.

Łukasz Modelski

Twój STYL 3/2011

Twój Styl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy