Reklama

Leniwe lato w Zaleszczykach

​Pokryte lasem wzgórza, szerokie i piaszczyste plaże, egzotyczne owoce oraz winnice. Nowoczesna promenada, niedrogie pensjonaty oraz eleganckie kawiarnie i restauracje. Położone na granicy polsko-rumuńskiej Zaleszczyki były jednym z najmodniejszych kurortów II RP.

Kresowe letnisko okolone z trzech stron Dniestrem, przyciągało turystów nie tylko zielonymi bulwarami, ukwieconymi ogrodami czy czystymi plażami, ale przede wszystkim śródziemnomorskim klimatem. Zaleszczyki były najcieplejszym miastem w kraju. Latem, które trwało od maja aż do października, średnia temperatura wynosiła 25-30 stopni Celsjusza, a wody Dniestru były naprawdę ciepłe. Letnicy nie odczuwali jednak męczących upałów, gdyż od rzeki wiała nieustanna, kojąca bryza. 

"Pobyt w Zaleszczykach okazał się istnym wprost cudem. Cały czas letnia pogoda, upały, błogie powietrze, moc winogron i przepysznych owoców wszelkiego rodzaju - po prostu raj ziemski, zalany słońcem. Plażowaliśmy po cztery godziny dziennie, a ja co dzień prawie kąpałam się w Dniestrze. Wróciliśmy stamtąd opaleni i pełni radości, że jest w Polsce taki zakątek południa" - wspominała swój pobyt w uzdrowisku we wrześniu 1937 roku pisarka Maria Dąbrowska. 

Reklama

"Lato odchodziło stamtąd leniwie, przeciągając się jak kot, a wracało szybko pikującym lotem jaskółki" - opisywała klimat miasteczka poetka Maria Pawlikowska-Jasnorzewska. 

"Gdy brzeg morski opróżnia się zupełnie, gdy we wszystkich innych miejscowościach klimatycznych hula po pustych pensjonatach zimny wiatr, tutaj panuje jeszcze ożywiony ruch" - dodawał kapitan Mieczysław Lepecki, adiutant Józefa Piłsudskiego.

Łódki, kajaki i wiklinowe kosze

Kuracjusze rozkoszowali się słońcem na dwóch plażach: Słonecznej i Cienistej. Pierwsza nie nadawała się wprawdzie do kąpieli, bo kamieniste dno rzeki, wysoki brzeg i uciążliwe zejście do wody nie sprzyjało pływaniu. Miała natomiast inne atrakcje - łódki, kajaki oraz wygodne, wiklinowe kosze, elegancką restaurację i muzykę na żywo. A także wydzielony sektor dla naturystów, którego powstanie tłumaczono względami leczniczymi, zachęcając do opalania się nago osoby chore na nerki. 

"Po drugiej stronie Zaleszczyk leży plaża cienista. Ta posiada wspaniałe gęsto zadrzewione aleje i ogromną zalaną słońcem plażę z białym piaskiem nad samym brzegiem Dniestru. Ta plaża to raj pływaków i dzieci. Gwarno tutaj od samego rana" - opisywał najbardziej popularne miejsce wypoczynku reporter pisma "AS". 

Biegnąca pod wysokim mostem nad Dniestrem i oświetlona nocą lampionami plaża, była prawdziwą chlubą pięciotysięcznego miasteczka, słynącego z sadów i winnic. Dzięki sprzyjającym warunkom klimatycznym uprawiano tam nie tylko winogrona, ale też pomarańcze, brzoskwinie, arbuzy, melony oraz pyszne miodowe gruszki. Miejscową specjalnością były morele. 

"Na placu targowym w Zaleszczykach nie ma jeszcze palm. Któż mógłby wątpić, że będą kiedyś, jak na wielu skwerach miast południowych? Tymczasem w ogrodach są morwowe drzewa i orzechy włoskie dające cień i chłód. Spacer wystarczy, abyś odkrył winnice, które kąpią się w słońcu, i sady morelowe, których najmłodsze liście buchają czerwono jak ognie" - zachwycał się geolog Mieczysław Limanowski, który przyjechał do Zaleszczyk na winobranie we wrześniu 1937 roku, kiedy patronat na świętem objął premier, generał Felicjan Sławoj-Składkowski. Trwające dwa tygodnie "winne dożynki" organizowano co roku i stanowiły wielką atrakcję turystyczną. 

"Największą ilość przyjezdnych skupia doroczny obchód winobrania, rozpoczynający się z końcem września. Tysiące gości zjeżdża wtedy do Zaleszczyk" - pisał autor przedwojennego przewodnika turystycznego "Po słońce do Zaleszczyk". Ceny za pobyt nie były zbyt wygórowane - w zależności od kategorii i sezonu wynosiły od czterech do siedmiu złotych za dzień (równowartość dzisiejszych czterdziestu i siedemdziesięciu złotych). W tamtejszych restauracjach można też było posilić się smacznym obiadem za złotówkę, jak choćby w słynnej restauracji Szpunarskiego, gdzie serwowano także wina owocowe własnej produkcji. 

Luxtorpedą ze Lwowa

Nic dziwnego, że w okresie kanikuły do Zaleszczyk przybywały tłumy letników. Pewną uciążliwością dla nich była taksa kuracyjna - 10 złotych od osoby i 15 złotych od trzyosobowej rodziny. Chętnych jednak nie brakowało, tym bardziej, że Zaleszczyki miały bezpośrednie połączenie z Warszawą. Istniało również połączenie z Gdynią, choć najbardziej uczęszczana trasa rozpoczynała się we Lwowie. Ponad 250 kilometrów słynna Luxtorpeda pokonywała w cztery i pół godziny. 

AK

Zobacz także:

Życie na gorąco
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama