Liechtenstein. Księstwo jak z bajki
Z pełną szkatułą, tajemniczym zamkiem na wzgórzu i roztropnym władcą dbającym o swoich poddanych. Krajobrazy są tu oszałamiające. Widoki na wysokie Alpy, którymi jest otoczone, zapierają dech.
Gdy dodać do tego wszechobecną sztukę, głównie nowoczesną i powszechny, rzucający się w oczy dobrobyt – otrzymamy mieszankę zachęcającą do odwiedzenia Liechtensteinu. My byliśmy zachwyceni.
Jeżeli ktoś marzy o sprawiedliwym władcy, który odbiera przywileje swarliwym posłom i sam przejmuje władzę, to Liechtenstein powinien być dla niego miejscem do pielgrzymowania.
Jest to bowiem jedyny europejski kraj, którego obywatele postanowili odwrócić trend przechodzenia od królestwa do demokracji zapoczątkowany ponad dwa wieki temu przez Rewolucję Francuską.
12 lat temu mieszkańcy tej mikroskopijnej górskiej krainy odebrali bowiem na drodze referendum większość władzy parlamentowi i przekazali ją niemal w całości w ręce Jego Najjaśniejszej Wysokości, jak brzmi oficjalny tytuł głowy państwa – wówczas 68-letniego księcia Jana Adama II von und zu Liechtenstein. Tradycje demokracji parlamentarnej i tak nie były w Liechtensteinie długie.
To księstewko, którego łączna długość granic nie przekracza 76 kilometrów, znane było raczej jako ostoja władzy pieniądza niż ludu. Powstało na przełomie XVII i XVIII w. w wyniku transakcji handlowej.
Dwaj kuzyni z bajecznie zamożnego rodu Liechtensteinów, rezydujących w Wiedniu posiadaczy dóbr ziemskich na terenach Czech i Moraw, kupili wówczas dwa sąsiadujące hrabstwa nad Renem i połączyli we wspólną posiadłość.
Przez sto lat nikt z Liechtensteinów nie odwiedził swego nowego nabytku. Gdy w końcu jednak osiedli na włościach, to – sprawnie manewrując politycznie przez ponad 100 lat – udało się Liechtensteinom zachować niezależność księstwa aż do dziś.
Kraj graniczy tylko ze Szwajcarią i Austrią, jest więc jednym z zaledwie dwóch na świecie państw podwójnie śródlądowych.
Nie tylko sam nie ma dostępu do morza, ale i nie ma go żaden z jego sąsiadów.
My wjechaliśmy tam od strony Szwajcarii. Po przekroczeniu Renu od razu poczuliśmy atmosferę dawnych czasów.
Nad miastem Vaduz, stolicą księstwa, góruje wielkie i nieco ponure zamczysko. Prowadzące do niego ulice otaczają stare rezydencje niemieckiej, szwajcarskiej i austriackiej arystokracji. Kto jednak sądzi, że księstwo jest połączeniem skansenu ze średniowieczem, jest w błędzie!
Główna ulica Vaduz nie wygląda jak wielowiekowa starówka, lecz jak owoc współpracy najlepszych nowoczesnych architektów z urbanistami. Miasto nie wabi wzroku przepychem Wiednia, ani ciasnymi kamiennymi uliczkami miast Prowansji, tylko pobudzającymi wyobraźnię liniami ze szkła, aluminium, innych nowoczesnych materiałów oraz lekkich drewnianych konstrukcji. W głównym pasażu, który ciągnie się przez śródmieście stolicy, po obu stronach traktu stoją... dzieła sztuki nowoczesnej pochodzące z bogatej kolekcji sztuki Liechtensteinów!
W sumie wystawianych jest tu (czasowo) 41 dzieł sztuki najwybitniejszych współczesnych artystów.
Więcej dzieł można podziwiać w znajdującym się obok muzeum sztuk pięknych (Fine Arts Museum) oraz muzeum Hilti Art należącym do fundacji znanego producenta sprzętu budowlanego. Miłośnicy sztuki tradycyjnej mogą podziwiać w książęcym skarbcu nie tylko połyskujące złotem i drogimi kamieniami regalia władców, ale i największe na świecie jajko Fabergé z kolekcji rosyjskiego cara.
Jednak i tam nie da się uciec od kosmicznej nowoczesności jaka charakteryzuje dziś księstwo. Na wystawie pojawiają się bowiem... próbki bezcennych skał księżycowych przywiezione przez misję Apollo 11 i Apollo 17. Część ekspozycji poświęcono pożądanym przez filatelistów całego świata najstarszym znaczkom pocztowym Liechtensteinu.
Choć centrum miasta jest zarezerwowane tylko dla pieszych, po jego obrzeżach cicho śmigają najdroższe auta świata. Tu nawet spaliny pachną bogactwem.
Liechtenstein chwali się, że jest jednym z nielicznych krajów, które... nie mają długów! Inwestycje w bankowość i finanse, liberalizacja prawa podatkowego oraz lokalizacja licznych firm z branży nowych technologii pozwoliły uniknąć deficytu budżetowego. Dzisiaj jedna firma przypada statystycznie na... dziewięciu mieszkańców księstwa!
Marcin Jamkowski