Podlaska turystyka cierpi z powodu kryzysu. "Ci ludzie mają już dość"
Branża turystyczna na Podlasiu znalazła się w bardzo trudnym położeniu. Ludzie od miesięcy masowo odwołują rezerwacje - najpierw przez kryzys uchodźczy, teraz przez wojnę. Czy słusznie? "Tak źle nie było od lat" - mówią gospodarze. Dodają jednak, że ci, którzy przyjeżdżają, są zachwyceni.
Piękne krajobrazy, lokalna kuchnia, wielokulturowość, gospodarstwa agroturystyczne, drewniana architektura, dwory z okresu Polski szlacheckiej, pomniki przyrody, blisko 600 kilometrów tras rowerowych, spływy kajakowe, spokój, sielski wypoczynek w kontakcie z przyrodą i wytchnienie od wielkomiejskiego gwaru.
Turystyczne walory regionu podlaskiego można wymieniać bardzo długo. W ostatnich latach miejsce to stale zyskiwało na popularności, przyciągając spragnionych ciszy, relaksu i wypoczynku na łonie natury.
Ale ostatnie wydarzenia: kryzys uchodźczy na granicy z Białorusią wywołany przez reżim Aleksandra Łukaszenki wraz z chaotycznymi działaniami polskich władz, które bezskutecznie próbowały rozwiązać problem migrantów i agresja Rosji w Ukrainie mocno uderzyły w podlaską branżę turystyczną.
- W miejscowościach, które znalazły się w strefie zamkniętej, ruch turystyczny nie istnieje, ale, gospodarze z pozostałych miejsc mówią, że ostatnie wydarzenia bardzo mocno dotknęły całą wschodnią ścianę, łącznie z Suwalszczyzną — mówi Ola Szałek ze Slowhop.com. - W porównaniu do ubiegłego roku liczba rezerwacji drastycznie spadła, bo masowo odwoływane są te dokonane przed wybuchem wojny. Masowo odwołują rezerwacje turyści z zagranicy, ponieważ boją się, iż wschód Polski jest za blisko Ukrainy.
- Jedna angielska rodzina zdecydowała się nie przyjeżdżać jako powód podając właśnie bliskość działań wojennych - opowiada. - Gospodarze są zszokowani, bo mają mniej rezerwacji nawet niż w czasie pandemii. Mówią, że tak źle nie było jeszcze nigdy.
Slowhop specjalizuje się w modnym ostatnio nurcie turystyki - spokojnym, cichym relaksie z dala od wielkich ośrodków miejskich w agroturystykach, rodzinnych pensjonatach i domkach na wyłączność, czyli po prostu slow (ang. "powoli"). Jak tłumaczy Szałek, Podlasie jednoznacznie kojarzy się z takim właśnie wypoczynkiem, bo nie ma tam infrastruktury, która służy turystyce masowej. To właśnie gospodarze trudniący się “powolną" turystyką najbardziej cierpią w ostatnich miesiącach.
- W ostatnim czasie sytuacja związana z szeroko pojmowaną turystyką województwa podlaskiego jest bardzo dynamiczna - podkreśla z kolei Sławomir Kieda, dyrektor biura Podlaskiej Regionalnej Organizacji Turystycznej. - W ciągu minionych dwóch lat branża turystyczna rzeczywiście borykała się z wieloma problemami wynikającymi z sytuacji kryzysowej spowodowanej najpierw pandemią, później stanem wyjątkowym w strefie przygranicznej, a w obecnym czasie wojną na Ukrainie.
Gospodarze są zszokowani, bo mają mniej rezerwacji nawet niż w czasie pandemii. Mówią, że tak źle nie było jeszcze nigdy.
- Tak naprawdę pierwsze zapytania od klientów o to, czy w regionie jest bezpiecznie pojawily się już jesienią ubiegłego roku, gdy było gorąco na granicy z Białorusią - wyjaśnia Ola Szałek. - Goście bardzo często dzwonią i pytają, jak wygląda sytuacja, czy w lasach jest spokojnie, czy widać uchodźców.
- Wcześniej tego w ogóle nie było, teraz ludzie wyraźnie się boją - dodaje - Kolejnym problemem jest brak możliwości odwiedzenia Białowieży czy Kruszynianów, jako że znalazły się one w strefie zamkniętej. Niektórzy uważają, że skoro nie można zwiedzić wszystkich interesujących miejsc, to w ogóle nie ma co jechać.
Szałek podaje przykład gospodarstwa, którego właściciele piszą, że goście przed przyjazdem dzwonią i pytają o sytuację w lesie, o budowę muru, o to czy słychać i widać uchodźców. W zeszłym roku, aby wypełnić luki w kalendarzu, gospodarzom wystarczył jeden post na Facebooku, relacja na Instagramie czy oferta last minute na Slowhop. Teraz żaden z tych sposobów nie rozwiązuje problemu.
Gospodarze mówią, że ich zdaniem Podlasie długo się nie pozbiera. Przytaczają dyskusję w sieci, w której ktoś pytał o polecane miejsca na wyjazd w Polsce. Niektórzy pisali tam, by nie jechać teraz na Podlasie, bo jest niebezpiecznie.
Ale czy naprawdę tak jest? Według relacji te osoby, które zdecydują się na przyjazd, są zachwycone. Jest spokojnie, cicho i przede wszystkim ogromna część regionu leży poza strefą zamkniętą, daleko od naszej wschodniej granicy.
- Należy mieć na uwadze, że większość obszaru naszego regionu jest turystycznie dostępna - zaznacza Sławomir Kieda. - Pokładamy głęboką nadzieję w tym, że nasza różnorodna, północno-wschodnia turystyka wyjdzie z zaistniałej sytuacji obronną ręką. Mając świadomość, że nie mamy bezpośredniego wpływu na decyzje o wyborze destynacji przez turystów, stale i niezmiennie podkreślamy nasze atuty.
- Rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej niż obraz przedstawiany w telewizji - wtóruje Ola Szałek. - W miejscach poza strefą zamkniętą jest spokojnie, nic się nie dzieje, dodatkowo jest naprawdę mało ludzi, dzięki czemu można bez problemu wypocząć.
- Przedstawiciele branży turystycznej apelują o to, by nie przejmować się powszechnie panującą opinią i odwiedzać Podlasie. - Mając świadomość, że ostatnie miesiące wywołały wiele skrajnych emocji, niepewności i strachu wśród wszystkich Polaków, zachęcamy do planowania wypoczynku w sielskim województwie podlaskim - mówi dyrektor biura PROT.
- Zostańmy w tym roku lokalnymi patriotami, eksplorujmy nasze rodzime krainy - apeluje - Z prognoz Regionalnego Centrum Informacji Turystycznej w Białymstoku wynika, że powrót do pełni kondycji branży turystycznej może być procesem długotrwałym, jednak z uwagi na fakt oferowania usług z dala od zatłoczonych skupisk miejskich i bezpośredni kontakt z przyrodą, z optymizmem spoglądamy w przyszłość.
Same chęci turystów mogą jednak nie wystarczyć, aby podlaska turystyka stanęła z powrotem na nogi. Lokalni przedsiębiorcy przyznają, że przydałaby się pomoc, a przynajmniej zaprzestanie siania chaosu ze strony państwa. Jak tłumaczą, potencjalni klienci często rezygnują z wyjazdu, bo... nie mają pojęcia, jakie miejscowości obejmuje tajemnicza strefa zamknięta.
- Ci ludzie są już zmęczeni - podsumowuje Ola Szałek - Właściciele biznesów, które znalazły się w strefie zamkniętej, dostają pomoc od państwa, ale turyści nie do końca wiedzą, które miejscowości są w zasięgu strefy, a które nie. Przez co gospodarze, którzy prowadzą działalność poza nią, a więc pozbawieni są wsparcia, również nie mają gości. Zainteresowanie przyjazdem jest minimalne, bo goście myślą, że nie można tam wjechać. Nigdzie nie ma jasnej informacji na ten temat. Cierpią nawet Warmia i Mazury, które przecież są bardzo oddalone od granicy.
Przeczytaj także: