Podróże na własną rękę: "Podróż solo to żadna odwaga. Odwaga to robienie czegoś pomimo strachu"
Odwiedziła ponad 50 państw na 5-ciu kontynentach. Przejechała Mozambik rowerem, Etiopię motorem, Sri Lankę tuk-tukiem, a do Ameryki Południowej dostała się jachtostopem. Podróżuje solo, jednak nie samotnie, ponieważ na jej drodze wciąż pojawiają się ludzie, którzy ją prowadzą. "Ufam ludziom, ale nie jestem naiwna. Wyzbyłam się natomiast paraliżującego i często bezpodstawnego zamartwiania". O kobiecych podróżach solo oraz strachu przed nimi porozmawiałam z Laurę Marią Plichtą, autorką książki "Prowadzą mnie ludzie" oraz blogerką znaną na Instagramie jako @lauramariiae.
Spis treści:
- "Dla mnie: solo nie oznacza samotnie". Laura Maria Plichta o kobiecych podróżach po dalekich zakątkach świata
- Bezpieczeństwo w podróży. "Chcę o nie dbać sama. Nie zamierzam obarczać nim napotkanych po drodze mężczyzn
- "Szybko potraktowali mnie jak swoją". Międzyludzkie kontakty ponad barierami kulturowymi
- "Podróż solo to żadna odwaga. Odwaga to robienie pomimo strachu".
Czujesz, że czas ruszać w drogę? Na swojej liście marzeń masz zachód słońca w Kenii, karaoke w Tokio, salsę na Kubie, spacer z alpakami w Peru i plażowanie na Malediwach? Chcesz przekonać się, czy Taj Mahal, Machu Picchu, Chiński Mur, Statua Wolności i Petra, na żywo wyglądają tak samo spektakularnie jak na pocztówkach? Masz piękne plany, ale... nie wiesz, jak zabrać się za ich realizację? Spokojnie, w "Podróżach na własną rękę" autorka - Agata Zaremba i zaproszeni przez nią eksperci podpowiadają, jak samodzielnie, bezpiecznie i niskobudżetowo zorganizować wycieczkę do najbardziej odległych zakątków świata (oraz do tych całkiem bliskich, bo przecież w Europie też jest tyle do odkrycia). Doradzają jak kupić tanie bilety, zarezerwować bezpieczny nocleg, korzystać z komunikacji publicznej i odczytać kulturowe kody. Tobie pozostaje tylko... cieszyć się podróżą.
"Dla mnie: solo nie oznacza samotnie". Laura Maria Plichta o kobiecych podróżach po dalekich zakątkach świata
Swoje dalekie podróże Laura Maria zaczęła już wiele lat temu, jednak tą, która została zapisana w postaci książki, okazała się wyprawa do Ameryki Południowej. W 2021 roku rozpoczęła podróż z Hiszpanii do Brazylii, podczas której przepłynęła ocean jachtostopem na 13-metrowym katamaranie. Swoją załogę poznała dzień przed wypłynięciem. Spędziła na oceanie 63 dni, a był to dopiero początek jej półrocznej podróży autostopowej po Ameryce Południowej. Swoją wyprawę opisała w książce pt. "Prowadzą mnie ludzie".
W 2022 roku wyjechała do Afryki, gdzie odwiedziła liczne plemienne wioski, poznając codzienne życie ich mieszkańców. Następnie przejechała rowerem Mozambik, skuterem Madagaskar, a Saharę autostopem. Będąc w Mauretanii, podróżowała najdłuższym na świecie pociągiem (Iron Ore Train), który na otwartych wagonach przewozi rudę żelaza. Wówczas siedząc na rozpalonym słońcem żelazie, spędziła 18 godzin na pustyni.
W 2023 roku odwiedziła Pakistan, gdzie spędziła 17 dni wśród Kałaszy - jedynej niemuzułmańskiej społeczności w Pakistanie, w której rządzą kobiety. Jak opisała w jednej ze swoich instagramowych rolek: "Kałaszki same wybierają sobie mężów, a gdy w związku się nie układa, odchodzą i szukają nowego partnera".
Podczas swoich kolejnych podróży odwiedziła Sri Lankę, Arabię Saudyjską, a także Etiopię, którą przejechała motocyklem. Jej podróż wciąż trwa, a obecnie Laura Maria zwiedza Kazachstan, co też możemy oglądać w jej mediach społecznościowych.
Agata Zaremba: Swoje podróże zawsze szczegółowo relacjonujesz na Instagramie. Nie jesteś zwyczajną turystką. Podczas podróży obcujesz z lokalnymi mieszkańcami i pokazujesz, jak wygląda ich codzienność, opowiadasz też o mniej znanych plemionach i ich zwyczajach. Miejsca, które odwiedzasz, wydają się być trudno dostępne dla turystów. Jak organizujesz tego typu wyprawy? Czy konieczne jest wówczas podróżowanie z lokalnym przewodnikiem?
Laura Maria Plichta: - Szczerze? Nie organizuję. One same się dzieją i nie potrzeba do tego miejscowego "przewodnika". Oczywiście są miejsca, w których warto z niego skorzystać, ale poruszać swobodnie można się samemu. Choćby lokalnym transportem. Ludzie chętnie "prowadzą" mnie w takiej podróży - mówią gdzie iść, co gdzie znaleźć, jak gdzie dotrzeć. W Etiopii pewien chłopak, Etiopczyk, pomógł mi wynająć motocykl. Nie tylko zaakceptowałam jego towarzystwo, ale i bardzo się z nim zakolegowałam. Przez dwa tygodnie Tibebu podróżował ze mną po Etiopii na tylnym siedzeniu motocyklu, jako pasażer. Świetnie się razem bawiliśmy. Dzięki niemu poznawałam Etiopię z bardzo lokalnej strony. Napisałam całą 500-stronicową cegłę (czyt. książkę), pt.: "Prowadzą mnie ludzie" o mojej podróży jachtostopem przez Atlantyk i później przez Amerykę Południową. Wydaje mi się, że ona świetnie opisuje organizację takich podróży na własną rękę, w pojedynkę, w - trudno dostępne rejony świata.
Bezpieczeństwo w podróży. "Chcę o nie dbać sama. Nie zamierzam obarczać nim napotkanych po drodze mężczyzn
Będąc niedawno w Etiopii i podróżując z Tibebu, napisałaś w jednym z postów: "Za każdym razem, gdy poznam w podróży jakiegoś mężczyznę i zaakceptuję jego towarzystwo podróżnicze na kilka dni, dostaję pytania typu: czemu nie jesteś teraz sama? Dla bezpieczeństwa? Nie. Nie oczekuję ochrony od obcego mężczyzny (...) Chcę o to dbać sama". W jaki sposób dbasz o swoje bezpieczeństwo i co daje ci jego poczucie?
- Ufam ludziom, ale nie jestem naiwna. Wyzbyłam się natomiast paraliżującego i często bezpodstawnego zamartwiania się. Po latach podróży w pojedynkę wiem, że dobro często reaguje szybciej niż zło. Tak, o swoje bezpieczeństwo chcę dbać sama. Nie zamierzam obarczać nim napotkanych po drodze mężczyzn, którzy dołączają do mnie na kilka dni w podróży. Nie chcę uzależniać swojego poczucia bezpieczeństwa od innych, chociaż wiem, że w gruncie rzeczy jest ono od innych uzależnione. Skoro mowa o bezpieczeństwie... jest na to kilka zasad. Np. nie zdradzam nikomu, gdzie się zatrzymałam czy nie łapię stopa po zmroku. Raczej biorę sobie do serca rady miejscowych. Noszę ze sobą telefon zapasowy. Gotówkę trzymam w kilku różnych miejscach. Próbuję zapamiętać lokalny numer pierwszej pomocy. Gdy czuję się niepewnie, często stosuję psychologię odwróconą - w tłumie czuję się bardziej niewidzialna. Ufam intuicji i bez wahania podejmuję działania, jeśli mam choćby najmniejsze wątpliwości. Przyjmuję ryzyko i jestem go świadoma.
Wiele kobiet przed wyruszeniem w solo podróż powstrzymuje strach. Niestety najczęściej nie jest to strach przed nieznanym, ale obawa o własne bezpieczeństwo. Czy tego typu strach towarzyszy ci podczas podróży?
- Nie powiem, że często myślę o tym czy ktoś zrobi mi krzywdę, bo tak nie jest. Nie myślę o tym wcale, jeśli nie mam ku temu podstaw, np. gdy czuję, że ktoś zachowuje się podejrzanie. Staram się być ostrożna i zawsze mieć na uwadze własne bezpieczeństwo. Przykro mi, gdy słyszę "ja bym się bała" - tutaj mowa o napotkanym w podróży mężczyźnie, z którym np. spędzam czas. Takie komentarze zdarzają się stosunkowo często. Jeśli nie mam podstaw, to się nie boję! Dlaczego ktoś sprzed ekranu, z dystansu, z góry zakłada, że ten człowiek jest niebezpieczny? Ja wiem czemu. Bo w 95% skierowane do mnie pytania o strach, nawiązują do obaw przed mężczyznami. Znam statystyki. Sama kilkukrotnie znalazłam się w niebezpiecznej sytuacji, którą zafundowali mi także mężczyźni, ale ostatecznie to oni najczęściej w podróży wyciągają do mnie pomocną dłoń. Ta wzmożona troska o własne bezpieczeństwo najczęściej pojawia się u mnie, gdy śpię na dziko sama pod namiotem, np. gdzieś w górach. Czuwam niemal całą noc, by nie dać się zaskoczyć. Nie jest to strach sensu stricto, a jedynie chęć zadbania o to, co dla mnie najcenniejsze - o komfort psychiczny i bezpieczeństwo. Nie muszę być na końcu świata czy spać pod namiotem, by doświadczyć niebezpiecznej sytuacji. Według statystyk - sporo krzywd dzieje się w środowisku dobrze nam znanym. A ja lubię fakty, ale takie niewybiórcze. Zawsze chcę poznać cały obraz sytuacji.
Kilka miesięcy temu ukazała się twoja pierwsza książka "Prowadzą mnie ludzie", w której opowiadasz o tym, jak podróżując po Ameryce Południowej, dałaś się poprowadzić lokalnym mieszkańcom. Czego wymaga takie podejście i jak zaufać nowo poznanym ludziom w podróży?
- Zaufania zdecydowanie. Nie wiem, jak zaufać ludziom... chyba nigdy nie musiałam się tego uczyć. Aczkolwiek - lata temu, na początku solo podróży, zdarzało mi się bezpodstawnie nakręcać własny strach. Później było mi już tylko głupio, że w myślach tworzyłam najczarniejszy scenariusz w roli głównej z osobą, która jak się później okazywało - jedynie chciała się zakolegować lub pomóc. Możliwe, że tyle razy przejechałam się na własnych podejrzeniach, że z czasem naturalnym stało się dla mnie nieosadzanie samej siebie w roli ofiary, a obcych mi ludzi w roli oprawców. Mówiąc ogólnie o zaufaniu do świata jakoby zaakceptowaniu paraliżujących lęków o własne życie lub zdrowie - bardzo pomaga poznawanie faktów, tych niewybiórczych. Gdy wszyscy wokół mówią: "w Mozambiku jest niebezpieczne!" - doczytaj, że chodzi głównie o północ kraju, ze względu na konflikt. Zwyczajnie nie pojawiaj się na północy. Jeśli usłyszysz: "dużo przestępstw na tle seksualnym", poczytaj, może jest mowa tutaj głównie o przemocy domowej, a ty jako turystka jesteś na to akurat najmniej narażona. To już takie dość konkretne przypadki. Wierzę, że zaufania można się nauczyć. Do świata i do ludzi. Nie naiwności, a zaufania.
"Szybko potraktowali mnie jak swoją". Międzyludzkie kontakty ponad barierami kulturowymi
Zazwyczaj poznajesz ludzi spontanicznie, już na miejscu, czy może jeszcze przed podróżą przez internet np. poprzez couchsurfing?
- Przez couchsurfing też, ale głównie spontanicznie. Naprawdę dużo ludzi do mnie zagaduję, gdy podróżuję sama. To oni, w 99 proc. przypadków, inicjują kontakt ze mną, i dlatego lubię podróże w pojedynkę. To moja ulubiona forma doświadczania przestrzeni. Całkowicie różna od tego, co daje podróżowanie w towarzystwie. Łatwiej i płynniej wsiąkam w otoczenie, otwieram się na nowe znajomości i sama chętniej daję się poznać innym. W towarzystwie większość swojej uwagi skupiam na towarzyszu. Mam wrażenie, że dużo więcej mnie wówczas omija. W pojedynkę całą swoją uwagę poświęcam otoczeniu.
Nie obawiasz się tego, jak zostaniesz odebrana przez lokalnych mieszkańców w ich wioskach? Nie boisz się, że naruszysz ich prywatność lub będziesz tam niemile widziana?
- Myślę o tym, zanim wkroczę na taki grunt. I organizuję wszystko tak, żeby nie naruszyć niczyjej prywatności. Nie wchodzę z buciorami niezaproszona, zawsze pytam o pozwolenie. Jeśli są to wioski plemienne - najlepiej zatroszczyć się o obecność miejscowego przewodnika i to najlepiej takiego pochodzącego ze społeczności, którą się odwiedza. W Dolinie Kalaszy w Pakistanie spędziłam trzy tygodnie, na własną rękę. Przyjechałam lokalnym transportem i zamieszkałam w guesthousie jednej z rodzin, a następnie uczestniczyłam w najświętszych obchodach, z szacunkiem do miejscowych tradycji. Kalasze bardzo szybko potraktowali mnie "jak swoją", chcieli, abym o ich wyjątkowości opowiedziała w mediach. Chętnie odpowiadali na moje pytania i zapraszali do swoich domów. Bardzo duże znaczenie ma nasz stosunek do otoczenia, w którym się znajdujemy. Takie społeczności są dla mnie unikatową szansą na poznanie świata z innej perspektywy. Większość wyczuwa tę fascynację kulturowością i ludowością. Kocham ludowość. Sama pochodzę z plemienia Kaszubów i o odrębności Kaszubów z dumą głoszę gadki.
Na swojej drodze spotkałaś różnorodne kobiety, w tym tak jak wspomniałaś - rządzące plemieniem Kalaszki w Pakistanie. Świętowałaś też Dzień Kobiet wraz z mieszkankami Madagaskaru - co najbardziej imponuje ci w kobietach różnych kultur, które poznałaś na swojej drodze? Czego się od nich nauczyłaś?
- Kalaszki i Malgaszki - nauczyły mnie m.in. patrzeć na samą siebie bardziej łaskawym okiem, doceniać własne niepowodzenia i nie rezygnować z walki o swoje. Poniekąd też cierpliwości! Imponuje mi ich duma z własnej wyjątkowości, świadomość tej wyjątkowości! Kiedyś wierzyłam, że jestem wyjątkowa. Później zaczęłam wstydzić się tego przekonania. Uznałam, że nie ma ludzi wyjątkowych, a takie przekonania są nie na miejscu. Kobiety w podróży przypomniały mi, że to nic złego czuć się wyjątkowym - silnym i wpływowym. Bez zbędnego zadufania. Z empatią do każdego stworzenia. Jak mogłam przestać wierzyć w wyjątkowość - skoro na swojej drodze spotkałam tyle wyjątkowych osób? I to nie jako "wyjątków od reguły", a różnorodnych, charakterystycznych, błyskotliwych, godnych podziwu, intrygujących i inspirujących ludzi...
"Podróż solo to żadna odwaga. Odwaga to robienie pomimo strachu".
W przeszłości podróże były domeną mężczyzn, jednak do dziś facetów odkrywających świat w pojedynkę nazywamy po prostu "podróżnikami", natomiast kobiety, które wyruszają w drogę same, otrzymują przydomek "podróżniczki solo". Też uważasz, że warto to podkreślać?
- Jeśli takie podkreślanie pomaga jakiejkolwiek kobiecie w decyzji o solo podróży i motywuje do działania - to warto. Chociaż ja początkowo robiłam to, żeby połechtać własne ego. Skoro z każdej strony mówiono mi, że czegoś mi nie wypada, a kobieta w podróży w pojedynkę z góry skazana jest na niepowodzenie... Chciałam pokazać całemu światu, że "ja SOLO to i tamto". Że to, co gadają, to bzdura. A w międzyczasie ukazać własną dumę z samej siebie i własnej "odwagi". Aktualnie, po wielu latach podróży, używam tych stwierdzeń w kontekście motywacyjnym. Skoro ja mogę, to ty też. Bo znając realia świata, uważam, że podróż solo to żadna odwaga. Odwaga to robienie pomimo strachu. Więc jeśli pojedziesz sama, mimo że się boisz - kobieto, brawa za twoją odwagę! Przezwyciężyłaś własny strach. Nie będę jednak wmawiać ci, że robisz coś skrajnie niebezpiecznego, bo tak nie jest, to nie na tym twoja, czy moja odwaga polega.
Często w odwiedzanych miejscach spotykasz się z zaskoczeniem lokalnych mieszkańców wywołanym faktem, że podróżujesz w pojedynkę, sama prowadzisz motor, czy też robisz tysiące kilometrów samochodem. Jak odbierasz tego typu komentarze?
- Jest duma, najczęściej wtedy, gdy przezwyciężam własny strach. Długo bałam się jednośladów, bo miałam w życiu trzy wypadki motorowe. Co ciekawe, jako pasażerka. Więc gdy przejechałam cały Madagaskar na skuterze, a później część Pakistanu czy Etiopię na motocyklu - chciałam krzyczeć "Ha! Ja! Ja tego dokonałam!". Przezwyciężyłam własną traumę. Aktualnie robię prawko na motocykl. W Arabii Saudyjskiej przejechałam 6000 km samochodem po kraju i też była duma. Nawet teraz mówię o tym z dumą. Zaznaczam "cały" czy podaję konkretną, sporą ilość przejechanych kilometrów. Bo przez ostatnie lata niemal nie prowadziłam samochodu. Przezwyciężyłam więc swoją niechęć do podróży "nudnymi autami". I zwyczajnie jestem zadowolona, że doświadczyłam czegoś nowego i jeszcze mi się podobało! I to są takie wyjątkowe rzeczy dla mnie, bo związane często z jakimiś osobistymi przekonaniami, traumami czy doświadczeniami. Niekoniecznie z wyjątkowością samego przedsięwzięcia. Dlatego, gdy w podróży ktoś komentuje, że robię coś "wow", zastanawiam się, dlaczego jest to takie "wow" dla tego człowieka. No i jednak bardzo często zachwyt związany jest z przekonaniem, że "wow, kobieta tak sama". A ja bym chciała, aby to już nikogo nie dziwiło.
Czy masz czasami dość radzenia sobie samej, bycia zdanej na siebie? I czy w podróży odczuwasz samotność?
- Jestem typem samotnika. I wrażliwca. Uwielbiam ludzi, ale doceniam bardzo swoją prywatną przestrzeń. I szybko się przebodźcowuję. Może przez to uważam, że nie odczuwam samotności. Ja wręcz jej łaknę! I czasami w podróży mi jej wręcz brakuje... nie wypowiem się za innych, ale dla mnie: solo nie oznacza samotnie. A wręcz odwrotnie - wiecznie z kimś (śmiech).
Twoi obserwujący doceniają cię za twoją autentyczność. Na Instagramie istnieje wiele kont pokazujących tylko te piękne strony podróży, jednak w twoich postach nie brakuje szczerości. Podczas pobytu na Sri Lance napisałaś "Im więcej podróżuję, tym mniej zachowań jestem w stanie znieść i tolerować" - więc jak to jest z tą tolerancją? Czy możliwe jest bycie biernym obserwatorem świata bez ustosunkowania się do rzeczywistości, którą poznajesz?
- Wiem, co wtedy miałam na myśli. Ciężko było mi odnieść się do pewnych społecznych umów, tradycji, norm. Wiele nie rozumiałam. Zwłaszcza w Pakistanie i Arabii Saudyjskiej. Nie dałam tego po sobie poznać, dostosowywałam się do panujących norm, próbowałam uzyskać odpowiednią wiedzę na dany temat. Później - poczułam, że muszę wyrzucić tę niepewność z siebie w słowie pisanym. Nie chciałabym tutaj wchodzić w szczegóły, bo zdążyłam się do tego zdystansować. Będąc "nowym w świecie" - chce się akceptować wszystko, bez wyjątku. Być "otwartym", bo przecież otwartość definiuje podróżnika. Ale otwartość nie polega na bezmyślnej akceptacji wszystkiego - bez refleksji i rozmyślań na dany temat, a niekiedy nawet podejmowania działań w danym kierunku. Oczywiście w przemyślany i odpowiedzialny sposób.
Czy wieloletnie i długoterminowe podróżowanie ma skutki uboczne?
- Przez pewien czas myślałam, że skutkiem ubocznym moich podróży - było jeszcze większe zamiłowanie do samotności. Bo brakowało mi jej dosłownie wszędzie. W domu i w podróży. Teraz myślę, że byłam wówczas w nieciekawym momencie życia. Wierzę jednak, że długoterminowe (i nie tylko) podróżowanie ma skutki uboczne w postaci nabytej wiedzy, doświadczeń, obserwacji, powielania zachowań. W postaci odnoszenia się do cudzych punktów widzenia i być może zmiany perspektywy. Jakkolwiek banalnie to brzmi - podróż nas kształtuje, a więc i poniekąd zmienia. Te wszystkie zmiany są właśnie "skutkami ubocznymi" podróży.
***
Kolejny odcinek "Podróży na własną rękę" już za dwa tygodnie, w czwartek 11 lipca.
***
O autorce cyklu "Podróże na własną rękę"
Agata Zaremba: Absolwentka dziennikarstwa i medioznawstwa o specjalności fotografia prasowa, reklamowa i wydawnicza. W Interii najczęściej zajmuje się tematyką podróżniczą i społeczną. Miłośniczka Włoch i Japonii, amatorka tanich podróży. Odwiedziła ponad 25 krajów w tym Brazylię, Tajlandię, Japonię i Stany Zjednoczone, organizując wszystkie podróże na własną rękę. I to wszystko z małym plecakiem podręcznym!