Stolica ojczyzny Wikingów
Położone pomiędzy górami, nad głębokim fiordem, Oslo jest uosobieniem marzeń o spokoju, porządku i urodzie.
Nie wiadomo dokładnie skąd pochodzi nazwa stolicy Norwegii. Prawdopodobnie jest to zbitka słowa oznaczającego długie wąskie wzgórze (lub - według innych badaczy - imię pogańskiego boga) ze słowem, które znaczy tyle, co pole lub pastwisko. Oslo znaczyłoby więc dosłownie - "pole pod wzgórzem" albo "pole bogów". Dzisiejsi mieszkańcy mówią z dumą, że przede wszystkim było jednak polem popisu... Matki Natury.
Fantastyczne warunki naturalne otoczenia, w którym dziś tętni prawie milionowe Oslo jako pierwszy docenił w 1048 król Harald III Srogi. Wbrew imieniu władcy, klimat miejsca nie okazał się być zbyt srogi. Dzięki falom napływającego aż z Zatoki Meksykańskiej ciepłego prądu Golfsztrom Norwegia jest najdalej na północ terenem, którego wód przybrzeżnych nawet zimą nie skuwa lód. Średnie temperatury w Oslo są wyższe niż w Polsce, mimo iż stolica Norwegii leży tysiąc kilometrów na północ...
Pierwszy władca Oslo, zakładając niewielką warownię u stóp łańcucha porośniętych lasem łagodnych gór, nad głęboko wciętym w ląd fjordem, docenił strategiczne położenie miejsca. Blisko stamtąd do dzisiejszej Szwecji, Danii i Wielkiej Brytanii. Dla zaprzyjaźnionych z morzem Norwegów (wówczas Wikingów) była to wspaniała baza wypadowa. Morscy kupcy, wojownicy i rabusie w jednym zapędzali się do brzegów Wysp Brytyjskich, a nawet, podobno, na Grenlandię i do Ameryki (i to grubo przed Kolumbem!).
Doskonale położone Oslo szybko przyćmiło inne osady i w 1299 roku stało się stolicą Norwegii. Wspaniałości, które można podziwiać do dziś pochodzą jednak z czasów późniejszych. Kiedy w XVII wieku Oslo, znajdujące się wówczas pod panowaniem duńskim, strawił pożar, duński król Christian, postanowił odbudować je w stylu renesansowym. Za jedyny dopuszczalny materiał uznał niepalną cegłę. Kogo na tak drogi dom nie było stać, musiał osiedlić się poza miastem.
Centrum miasta, nazwanego na cześć twórcy aż do początków XX wieku Christianią, stało się architektoniczną perełką. Osią miasta jest Karl Johans Gate - szeroka, ruchliwa ulica, której panoramę pięknie zamyka górujący nad centrum Pałac Królewski. To właśnie przy niej znajduje się najsłynniejszy norweski hotel - Grand - w którym zatrzymują się laureaci jedynego Nobla wręczanego poza Szwecją - nagrody pokojowej. I to wokół niej koncentruje się życie całego miasta - tak kulinarne (Norwegowie od niedawna chętnie jadają poza domem), kulturalne (kina i teatry), jak i sportowe (przy Karl Johans Gate każdej zimy czynne jest miejskie lodowisko).
Sport jest ważnym elementem życia Norwegów i mieszkańcy Oslo nie różnią się w tym od reszty kraju. W parkach zimą można jeździć na nartach biegowych, grać w hokeja, a w okolicach miasta jeździć na nartach i snowboardzie. Dla zawodowców jest słynna skocznia narciarska w Holmenkollen (najstarsza na świecie). Skoki narciarskie to narodowy sport Norwegów, jednak nawet amatorzy mogą spróbować tam swych sił... na symulatorze skoków. Nie jest łatwo!
Miłośnicy historii podróży i odkryć znajdą dla siebie coś w pobliżu skoczni, w Muzeum Narciarstwa. Zgromadziło ono pamiątki po historycznych wyprawach polarnych Fridtjofa Nansena i Roalda Amundsena (pierwszego zdobywcy bieguna południowego). Norwegia to kraj odkrywców. W Oslo ich osiągnięcia można podziwiać w muzeum statku "Fram", szkunera, który służył w wielu wyprawach polarnych, a także w słynnym na cały świat Muzeum Wikingów, oraz w muzeum Kon-Tiki, poświęconemu Thorowi Heyerdahlowi.
Te trzy muzea leżą po sąsiedzku na półwyspie Bygdøy, kwadrans od centrum. Nie sposób wyjechać z Oslo nie zobaczywszy ratusza, w którym co roku 10 grudnia wręcza się laureatom pokojowe nagrody Nobla oraz nie wejść na dach Opery Norweskiej. Jej kształt przypomina gigantyczne kry w wodach fjordu.
Wieczorem, znużony po całodziennej wędrówce, każdy turysta z przyjemnością opadnie w fotel wystawiony (nawet zimą!) na zewnątrz jednej z knajpek w dzielnicy Grünerløkka lub przy nowoczesnym nabrzeżu Akker Brygge. Tam, otuliwszy się w rozdawany klientom pled, sącząc importowane chardonnay i chrupiąc miejscowe owoce morza, można słuchać lokalnego jazzu i bez końca gapić się na spokojne wody fjordu.
Marzena Hmielewicz
Świat i Ludzi 05/2013